Jerzy Siwiński „Kajtek”

Archiwum Historii Mówionej

Jerzy Siwiński. Urodziłem się na Grochowie w 1931 roku.

  • Na jakiej ulicy mieszkaliście państwo przed wojną?


Przy głównej szosie, która leci na Wawer, na Grochowie.

  • Proszę powiedzieć o swoim domu rodzinnym, czym się zajmował tata, ile pan miał rodzeństwa?


Dwie siostry.

  • Starsze, młodsze?


Jedna starsza o rok, a druga urodziła się 1 września 1939 roku. Tata pracował w „Dzwonkowej” na Grochowskiej. To były zakłady radiowe, prowadził narzędziownię, oprzyrządowanie. Wracał do domu i na Targowej Niemcy go zgarnęli i wywieźli do Mauthausen.

  • W czasie okupacji ojca wywieziono do obozu?


Tak.

  • Kiedy to miało miejsce?


Niedługo po tym, jak Niemcy weszli do Warszawy.

  • Czy ojciec dawał jakieś znaki życia, jakieś listy przychodziły z obozu?


Nie.

  • Jak mama sobie radziła z wychowaniem was? Czym się zajmowała, bo ciężko było chyba utrzymać dom.


Mama pracowała po ludziach, jakieś roboty łapała. Pracowałem, działki kopałem ludziom, kartofle sadziłem. Zarabiało się, jakoś przeżyliśmy.

  • Czym się zajmowały siostry, poszły do szkoły?


Siostry były w szkole.

  • Pan też poszedł do szkoły?


Chodziłem.

  • Co to była za szkoła i gdzie?


Podstawówka na Targówku.

  • Jak wyglądały zajęcia, to była oficjalna szkoła?


Oficjalna szkoła.

  • Trafił pan do harcerstwa w czasie okupacji?


Myśmy we dwóch z Ryśkiem Wiśniewskim założyli drużynę przy szkole.

  • Skąd to się wzięło, to było tak spontanicznie?


Tak. Zamiłowanie do harcerstwa.

  • Ktoś wam pomógł w założeniu tego harcerstwa?


Nie. Zgłosiliśmy do hufca i już potem szło, jak należy. Ładną drużynę miałem, sześćdziesięciu paru harcerzy, bo to przy gimnazjum kolejowym.

  • Kiedy założyliście drużynę? Zaraz na samym początku, jak poszliście do szkoły?


Na samym początku.

  • Co robiliście w harcerstwie, jakie były zajęcia?


Jeździliśmy na obozy, na wycieczki, takie różne.

  • Czego uczyliście się w czasie okupacji?


W czasie okupacji to żeśmy przeważnie wyjeżdżali po cichu gdzieś w teren – do Małkini nad Bugiem. Mieliśmy swój plac, wkopany nawet stół, taki rowek, gdzie się nogi wsadzało, a na środku stołu była kuchnia, tam się gotowało kaszę.

 

  • Pamięta pan lata bezpośrednio przed Powstaniem Warszawskim?


Ojca zgarnęli na Targowej w łapance. Egzekucje to były na Targówku Fabrycznym, rozstrzelali ileś osób.

  • W harcerstwie mieliście jakiś kontakt z bronią, z przysposobieniem obronnym, uczyliście się?


Za okupacji?

  • Za okupacji.


Nie. Było po cichu. Tak jak mówię, na obozy żeśmy wyjeżdżali.

  • Kto organizował wyjazdy?


Hufiec praski.

  • Pamięta pan nazwiska, kto pomagał organizować, kto finansował, bo trzeba było zapłacić za wyjazd, przejazd?


Tośmy sami zarabiali, sadziliśmy ludziom kartofle, kopaliśmy kartofle, jak urosły; kopaliśmy działki, po parę złotych się zarabiało, tak że na obóz się zarobiło. Nie było lekko, na kawałek chleba trzeba było zasuwać.

  • Wstąpił pan do harcerstwa z pobudek patriotycznych czy z chęci przeżycia przygody, czy może jedno i drugie albo jeszcze inne motywy panem kierowały?


Na pewno troszkę z patriotyzmu, bo to było polskie.

  • Tęsknił pan za tatą?


Tak. Po pierwsze nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje. Aresztowali, wywieźli i na tym koniec. Dopiero po jakimś czasie skontaktował się z jakimś Niemcem, Niemiec zaczął przesyłać listy. Wtedy już żeśmy odżyli, że ojciec żyje, Amerykanie go wyzwolili.

  • Kiedy tata wrócił do domu, już po wojnie?


Zaraz po wojnie.

  • Poznał go pan?


Oczywiście.

  • Ile lat pan nie widział ojca, pięć, sześć?


Nie, chyba mniej, cztery czy pięć. Wrócił zaraz po wyzwoleniu.

  • Czy pan coś wiedział o tym, że zbliża się Powstanie Warszawskie, ma wybuchnąć, czy to było zaskoczenie dla pana?


Tyle to wiedziałem, bo moich dwóch braci stryjecznych też było w Powstaniu, Zołocińscy. Potem obaj siedzieli w więzieniu, na Małej 4 mieszkali. Potem siedzieli w więzieniu, z więzienia prosto do szpitala, a potem tylko pogrzeby jeden za drugim.

  • Gdzie pana zastał wybuch Powstania?


Na Targówku.

  • Wtedy ostatni raz pan widział się z rodziną przez dłuższy czas?


Jak mnie zamknęli, to już koniec. Wywieźli do Wronek, to matka chyba tylko raz do mnie przyjechała, bo to przecież kosztowało.

  • Co robił pan w czasie Powstania Warszawskiego, był pan harcerzem…


Na rodzinę musiałem zarobić. Tak jak mówię: sadziliśmy ludziom kartofle wiosną, potem kopaliśmy kartofle, węgiel woziliśmy.

  • A w czasie Powstania, 1 sierpnia i w następne dni, co pan robił?


Też przy działkach się pracowało.

  • Mam informację, że pan działał jako łącznik, jak to było?


Całe to najważniejsze nasze dowództwo było to Mała 4 w Warszawie. Z Rynku Starego Miasta nosiłem różne raporty, meldunki przez Wisłę na Pragę. Odbierali ode mnie dokumenty w ministerstwie kolei; w takim pokoju siedział facet, woziłem to do niego.

  • Mosty były zamknięte, musiał pan przepłynąć Wisłę.


Tak.

  • Jak pan to robił? W mieliźnie się przepływało, jak to wyglądało konkretnie?


Na wysokości Odrowąża, gdzie była moja szkoła, to woda była do kolan, to przechodziło się normalnie – co to dla chłopaka przejść po wodzie.

  • Ale na pewno jakieś ryzyko towarzyszyło, Niemcy obserwowali Wisłę. Strzelali do pana?


Nie. To było takie miejsce, że z jednej strony to była ulica prosto do Wisły, a z drugiej krzaki. Tak żeśmy się przeprawiali.

  • Ile razy pan w ten sposób pokonał Wisłę?


Mój Boże! Prawie co dzień!

  • Przez jak długi okres dostarczał pan meldunki?


Dopóki mnie nie zamknęli. Już potem całe dowództwo mieściło się na Małej 4 u brata w mieszkaniu. Do nich nosiłem meldunki z początku, a potem do ministerstwa, był oddział akowski.

  • Czy pan sam meldunki dostarczał, czy ktoś panu towarzyszył, koledzy z harcerstwa?


Przeważnie sam. Tu chodziło o to, żeby jak najciszej, żeby się nie afiszować. Szkopów było pełno wszędzie.

  • Co robił pan w kolejnych dniach Powstania Warszawskiego, gdzie pan przebywał?


Mieszkaliśmy na Targówku, dopóki ojciec nie wrócił, właściwie to cały czas. Dopiero później kuzyn załatwił nam mieszkanie na Jagiellońskiej.

  • Czyli Niemcy nie wysiedlili pana i pańskiej rodziny z Warszawy?


Nie. To były domki jednorodzinne. Tylko przyjeżdżali od czasu do czasu, a to świnie gospodarzowi zabrali, a to cielaka.

  • Czy oprócz braci stryjecznych ktoś jeszcze z rodziny walczył?


Basia Simińska. Zginęła w Powstaniu.

  • Kim była Basia Simińska?


Stryjeczna siostra, jej brat stracił w Powstaniu prawą rękę.

  • A starsi koledzy z harcerstwa?


Mniej mieliśmy kontaktu z harcerzami w czasie Powstania. Już wtedy każdy zarabiał na swoją rękę, żeby przeżyć. Musiałem, mama leżała przeważnie w łóżku chora, dwie siostry wołające chlebka, musiałem zasuwać od rana do nocy. Przeżyło się troszkę.

  • Przez dwa miesiące, przez które trwało Powstanie, pan był na Pradze, na Targówku. Widać było łuny pożarów miasta walczącego?


Oczywiście.

  • Jak pan to wtedy odbierał?


Wybuchy.

  • Jak pan to wszystko przeżywał?


Wojna. Pomału się człowiek do wszystkiego przyzwyczai.

  • Czy na drugim brzegu Wisły był ktoś z pana najbliższej rodziny?


Brat Witek Siwiński, który stracił prawą rękę.

  • Był z nim jakikolwiek kontakt w czasie Powstania?


Był. On stracił prawą rękę w Powstaniu na Żoliborzu, jego siostra Basia zginęła na Żoliborzu, sanitariuszka. Mieliśmy kontakt prawie na co dzień.

  • Pamięta pan wkroczenie wojsk radzieckich na Pragę?


Pamiętam. Wpadli, to jak… Najpierw się za baby wzięli.

  • Byli wśród nich też polscy żołnierze z armii Berlinga, czy ich pan nie widział?


Nie, polscy byli osobno, ale niedaleko nas stali, żeśmy do nich chodzili. Z Targówka na Bródno żeśmy chodzili do polskiej jednostki wojskowej. Nakarmili nas i jeszcze trochę dali do domu. Tułaczka na całego, ale się przeżyło.

  • Wejście Armii Czerwonej na Pragę uznał pan za wyzwolenie, czy jakoś inaczej pan to odebrał? Czy to był w pewnym sensie koniec wojny, okupacji dla pana? Czy jakaś nowa okupacja, jak pan to odebrał?


Człowiek tak politycznie jeszcze nie był świadomy. Jedno wiem, że weszli, zaraz mieszkania pozajmowali na kwatery, u nas też mieszkał taki kapralik, fajny chłopak.

  • Kiedy dla pana i pańskiej rodziny wojna się skończyła, z chwilą powrotu ojca?


Nie. Ojciec wrócił dopiero po czterech latach. Najpierw go zamknęli w obozie, potem go wywieźli do COP-u (Centralny Ośrodek Przemysłowy) gdzieś w Polsce.

  • Już po wojnie?


Za ruskich. Potem stamtąd wrócił do domu.

  • Był pan represjonowany po wojnie przez Urząd Bezpieczeństwa. Dlaczego, jakie zarzuty panu postawiono?


Opiekowaliśmy się grobami akowskimi.

  • Już po wojnie.


Cała drużyna. Przecież na Powązkach to tych grobów jeden przy drugim. Myśmy groby czyścili, kwiatki rozkładali, świeczki. Po tym wszystkim ksiądz Trószyński, kapelan AK, zaprosił nas na herbatkę. Tu nas zamknęli, że to było zebranie bandy. Osiem lat staruszek dostał, ja cztery, jeden co nas zakapował ¬– Mołdawski – dostał półtora i wyszedł z sądu; dwóch: Matysek i Werner jeszcze, Zbyszków po dwa i pół roku.

  • To byli wszystko pańscy rówieśnicy?


Tak.

  • Najpierw była Koszykowa.


Koszykowa.

  • Jakie zarzuty panom postawili?


Przynależność do bandy.

  • Jak wyglądały przesłuchania?


Żydówka mnie walnęła w rogu o ścianę, spadłem na podłogę. Przyszło sześciu pijanych Żydów, stłukli, skopali, żebra połamali, wrzucili w kosz, w ministerstwie zwieźli sześć pięter w dół i wsypali do celi.

  • Była rozprawa, musiała być jakaś rozprawa, sąd?


Sąd wojskowy.

  • Miał pan obrońcę?


Byli tam jacyś, siedzieli.

  • Jak wyglądał proces?


Niewiele pytali, pisali, co chcieli.

  • Jaki był wyrok sądu, uzasadnienie do tego wyroku?


To była banda.

  • Oskarżono pana o przynależność do bandy.


Tak.

  • Opieka nad grobami była w ich mniemaniu przynależnością do bandy?


O tym nie wspomnieli.

  • Gdzie pan trafił z Koszykowej?


Do Wronek, paskudne więzienie. Tak jak mówię, schody były z parteru na czwarte piętro, trzeba było po tych schodach ze spaceru wracać. Żydzi ubeki stali i kopali, to już jak się na górę doszło to nas… Wróciłem i wziąłem się za rzemiosło.

  • W więzieniu we Wronkach spędził pan cały wyrok, bo zasądzono panu cztery lata.


Nie, z Wronek przenieśli mnie do Jaworzna. Dzieciaków zwieźli, 7 000 nas było, młodzieży. W Jaworznie był pan naczelnik Morel, równy facet. Na terenie leżał strącony myśliwiec. „Kajtuś, ty byś zrobił dla mojego synka samochód”. Przyniósł mi wtedy pierwszą stronę z pisma „Motor”, był namalowany samochód. „Panie naczelniku, zrobi się”. Dodatkowa wypiska, to kupowało się za własne pieniądze w kantynie.

  • Gdzie pan nabył zdolności do majsterkowania?


Od dziecka [lubiłem]. Co nie robiłem, to wszystko jest moja robota.

  • W więzieniu we Wronkach uszkodzili panu kręgosłup, co jeszcze, nogi połamali?


Ząbki straciłem – mam wszystkie sztuczne.

  • Kiedy pan wyszedł z więzienia?


Równo po czterech latach…

  • Czyli nic z wyroku nie skrócili?


Nie. Jeszcze przez pięć lat musiałem się meldować na komendzie milicji.

  • Czy w późniejszych latach był pan w jakiś inny sposób represjonowany, na przykład w pracy?


Nie. Założyłem warsztat, nikt mnie nie ruszał.

 

  • Kontynuował pan naukę po wojnie?


Nie. Tyle co się nauczyłem zawodu z własnych chęci. Robiłem zapalniczki.

  • Kiedy pana skazano za tą opiekę nad grobami powstańczymi na cztery lata więzienia, miał pan siedemnaście lat. Gdyby dzisiaj znowu miał pan siedemnaście lat, poszedłby się pan tymi grobami opiekować, jak by się pan cofnął w czasie?


Na pewno bym poszedł. Raz, że rodzina leży, a drugie przecież połowa z tych, co leżą, to są moi byli koledzy z Powstania Warszawskiego. […]

  • Ile lat dostał ksiądz Trószyński?


Osiem. Siedział ze mną na Mokotowie, zrobiłem krzyż z chleba, odprawiał mszę. Ja, Tadzio Sułowski, we dwóch byliśmy takie kajtki, służyliśmy do mszy, w łyżki się dzwoniło, komunię z chleba dawał.

  • Powrót ojca do domu po latach spędzonych w Mauthausen to była radość dla pana.


No. Ale jak ich wyzwolili Amerykanie, to im bardzo dużo rzeczy dali, ubrania różne. Ale do Polski wieźli na wagonach towarowych, gdzie leżały ścięte bale drzewa, tam były wszystkie plecaki – tylko jeden plecak się zachował z futerkiem, poniemiecki, a tak to wszystko ruskie im ukradli po drodze.

  • Jak siedział pan w więzieniu, odwiedzała pana rodzina?


Tu na Mokotowie tak, ale tutaj to króciutko byłem.

  • We Wronkach były widzenia?


Były, raz tylko mama przyjechała. Nie chciałem matki – bo to staruszka była, schorowana – żeby się tłukła taki kawał drogi. Tak przesiedziałem do końca, potem nas dzieciaków do Jaworzna zwieźli. W Jaworznie też była raz. W sumie to sobie wszędzie jakoś radziłem. Człowiek już miał smykałkę do zawodu, kolegów pełno, widzieli, że coś potrafię, to się mnie słuchali. W Jaworznie to już byłem hrabia Monte Christo. Naczelnikowi zrobiłem samochodzik, wypiskę dostałem i dodatkowe widzenie.

  • Które wspomnienie z tego okresu dzieciństwa, bo w sumie cały czas był pan dzieckiem, były dla pana najbardziej przykre?


Wronki. I oczywiście UB, śledztwo.

  • A coś przyjemnego, najprzyjemniejsze wspomnienie z dzieciństwa?


Z tamtych lat to nie ma co wspominać. Wszystko, co było, to, jak to mówią, po kościach [się rozeszło].

  • Dziękuję panu pięknie za rozmowę. Czy może chce pan jeszcze coś przekazać?


Potem mnie zwolnili, dali bilet do Warszawy, do domu.



Józefów,11 lutego 2009 roku
Rozmowę prowadził Mariusz Rosłon
Jerzy Siwiński Pseudonim: „Kajtek” Stopień: łącznik Formacja: Obwód VI Praga Dzielnica: Stare Miasto, Praga

Zobacz także

Nasz newsletter