Józef Kowalski „Karzeł”

Archiwum Historii Mówionej
  • Proszę nam opowiedzieć o swoim dzieciństwie.

Przed wojną mieszkałem na ulicy Grójeckiej – róg Niemcewicza i Grójeckiej. Do szkoły uczęszczałem do baraków na plac Narutowicza. Tam skończyłem szkołę podstawową i następnie już zaczęła się wojna w 1939 roku.

  • Jak pan pamięta wybuch wojny w Warszawie?

Przed wojną należałem do harcerstwa. Za to mam harcerski Krzyż Zasługi z Mieczami. [...] No i następnie później [wybuchła] wojna – 1939 rok. Po wojnie sprowadziliśmy się na Okęcie. Na Okęciu mama miała sklep. W 1942 roku wstąpiłem do Armii Krajowej. Dostałem najpierw kartę do Niemiec, ale koledzy przyszli i mówią [do mnie]: „Jeśli nie chcesz jechać do Niemiec, to my ci to załatwimy, ale musisz wstąpić do organizacji”. Ja się zgodziłem. Załatwili mi to, ale zaraz powiedzieli: „Musisz iść do pracy do Niemiec”. Poszedłem. Pracowałem najpierw u „Boscha” na Okęciu, później przesłali mnie do BMW i w BMW pracowałem. Bodajże przed Powstaniem zlikwidowali już BMW, wywieźli do Łodzi (do Litzmannstadt), tak że później pracowałem już u „Junkersa”.

  • Mam jeszcze pytanie o wstąpienie do organizacji: pamięta pan, jak wyglądało zaprzysiężenie?

Tak. Zebrali nas kilkunastu chłopców, bo przecież jeszcze byliśmy młodzi. Ja miałem szesnaście lat, jak wstąpiłem do organizacji. Na Okęciu na fortach, tak przed wieczorem, żeśmy składali przysięgę.

  • I wtedy pan przyjął pseudonim, czy dopiero w powstaniu?

Od razu pseudonim przyjąłem.

  • Czy w ramach działania w konspiracji miał pan wyznaczone jakieś zadania?

Jak pracowałem w BMW na montażu silników, to żeśmy zgłaszali, ile silników zostaje wyprodukowanych. Miałem [taką] możność, bo przecież to była seryjna produkcja, to się wiedziało, ile silników, powiedzmy, w tygodniu czy w miesiącu [było] wyprodukowanych. Takie były bodajże zadania.

  • Jak pan pamięta 1 sierpnia?

1 sierpnia była zbiórka. Byliśmy na placówce na Okęciu na ulicy Słowiczej w fabryce Cytlinga. Tam byliśmy, tam było całe nasze zgrupowanie. Byliśmy tam kilka dni (cały czas byliśmy pod bronią) i później, jak już przyszedł rozkaz, żeby nas zwolnić, wtedy nas zwolnili do domu. Ja niedaleko uszedłem, bo nas trzech złapali „ukraińcy”. Postawili nas pod ścianą, i tak: Strelaj, nie strelaj. Strelaj, nie strelaj. To dzięki Niemcom (trzech kierowców było Niemców ) nam kazali wejść do budynku, jak przyjdzie oficer, to dopiero rozstrzygnie, [co z nami zrobić]. Ale ci „ukraińcy”, co nas pilnowali mówią: „Dajcie nam litr bimbru, to was zostawim”. Tak to by nas zabrali na samochody, bo były ich trzy samochody. Jeden z nas pobiegł (nie wiem gdzie), przyniósł ten litr bimbru; dali nam po troszku się napić, żeby [sprawdzić], czy nie jest czasami zatruty. Jak tylko żeśmy dali im ten bimber, tak wsiedli na samochody i odjechali. Jak odjechali, to my zaraz stamtąd żeśmy uciekli, gdzie kto mógł, żeby przedostać się do domu. W tym czasie to gdzie kogo spotkali, zobaczyli, to bez niczego strzelali, bez żadnego wylegitymowania. Później, jak już wolno było chodzić, poszedłem w to miejsce, to się dziwili, bo do zmroku nas szukali. Było nas trzech i była [też] taka panienka – nawet moja sympatia – siostra żony byłego komendanta strzelców. Jej i nas szukali do zmroku, no ale ona uciekła i my żeśmy uciekli, tak że żeśmy ocaleli.

  • A czy chce pan opowiedzieć nam o tej swojej sympatii, co się z nią dalej stało, czy przeżyła ostatnią wojnę?

Tak, przeżyła. Ona pochodziła z Białegostoku i później, już po jakimś czasie wyszła za mąż. Zamieszkała gdzieś na Ziemiach Odzyskanych.

  • Kiedy pan dostał meldunek, że już Powstanie się zaczyna, że trzeba przyjść na miejsce koncentracji?

Byliśmy zawiadomieni już tydzień przed [Powstaniem] i już żeśmy byli na zbiórce, ale jeszcze nas odwołano. Dopiero 1 sierpnia – nie wiem, to był wtorek czy jakiś dzień – żeśmy poszli na placówkę.

  • W którym miejscu była placówka?

Na Okęciu na Słowiczej w fabryce Cytlinga.

  • Tam pan dostał od razu broń?

Tak, a jeszcze stamtąd we dwóch na ochotnika zgłosiliśmy się po transport broni do Końskich. Zginęło wtedy trzech braci, rozstrzelali ich w Sękocinie. Stamtąd żeśmy transportowali broń do Cytlinga.

  • Na Okęcie?

Tak, na Okęciu. Jak żeśmy szli, to dowódcy dali nam dwa granaty obronne i żeśmy transportowali broń furmanką.

  • Na Słowiczej była koncentracja. Tam była placówka, gdzie się pan zgłosił. Jak potem wyglądał pana udział w Powstaniu? Cały czas to było Okęcie?

Tak, cały czas Okęcie. My żeśmy tam byli, bo mieliśmy wyzwalać lotnisko. Ale przyszedł rozkaz, żeby nas zwolnić, tak że już nas później zwolnili, bo najpierw na zbiorze nie było rozkazu i wyruszyli [bez rozkazu] i tam zginęło 140 naszych kolegów.

  • Rozumiem, że pan w tej grupie nie brał udziału?

Nie, nie brałem. Myśmy byli z drugiej strony lotniska.

  • Jak wyglądał pana udział wtedy w działaniach w Powstaniu, po tym jak pana odwołali, co się z panem potem działo?

Później, po tym jak stałem pod ścianą, wróciłem do domu. Mama rano wyszła [do pracy], bo miała sklep, ale mówi: „Wiesz co, ty idź na okopy do roboty, bo tyle żandarmów do »Skody« przyjechało”. I żeśmy [poszli]. Ja poszedłem i moi koledzy (nawet z mojego zgrupowania). Nas wtedy zagarnęli, było nas około 150 osób. Nawet mówię do kolegi: „Felek, pilnuj się mnie, bo jak skręcimy w Włochowską, to będziemy szli do Pruszkowa”. No i faktycznie, dochodzimy do Włochowskiej, skręcamy w lewo, no i ja już kombinuję, gdzie uciec. Cały czas szedłem i tylko patrzyłem, gdzie można [uciec]. Dopiero we Włochach… Wtedy było mokro po deszczu, to nas z jezdni wzięli na chodnik, żebyśmy szli chodnikiem i prowadzili nas do Pruszkowa. No i [był] taki moment, że skorzystałem, wpadłem w lukę i od razu pierwsza rzecz to [pobiegłem] do ubikacji, bo na podwórkach były klozety. Do ubikacji chciało mi się, nie chciało, ale ukucnąłem, tak że mnie nie zauważyli. Po około dziesięciu minutach wyszedłem z tej ubikacji i poszedłem do tego budynku na samą górę, na facjatę. Tam jedna z pań otworzyła mnie i mówię do niej: „Pani spojrzy, jak daleko odeszli, bo prowadzili nas do Pruszkowa, ja uciekłem”. Ona zobaczyła i mówi: „O, to już gdzieś za cmentarzem są”. Więc ja stamtąd zaraz [wyszedłem], ale ona mówi: „Pan uważa, bo jest łapanka tu we Włochach”. Jak wyszedłem z tego budynku, tak prosto [poszedłem] na Powsiniaki. Stamtąd dopiero dookoła przyszedłem do domu. Na Powsiniakach zatrzymałem się u ogrodnika. Tam było dosyć dużo ludzi i mówią: „Uważaj, jak będziesz szedł, bo gdzie kogo zobaczą, to strzelają”. W tym dniu zabili siedem osób, które zobaczyli na ulicy.
Mieszkałem naprzeciwko bramy „Skody” i zaszedłem do domu od tyłu. Patrzę, wartownik stoi w bramie i patrzy na ulicę. Jak odwrócił się w drugą stronę, to wpadłem w taką wnękę na klatce schodowej i przyszedłem do domu.

  • To był jeszcze sierpień czy to już był wrzesień?

To jeszcze był sierpień.

  • Czy jeszcze później pan walczył w Powstaniu?

Już później nie, bo już do Warszawy się nie przedostałem.

  • Jakie były pana dalsze losy?

Później musiałem uciekać z Okęcia, bo nie było dnia, żeby nie było łapanki. Uciekłem do znajomych na Podolszyn.

  • Jak długo pan tam był?

Jak już można było chodzić, to wróciłem.

  • Jaki to był okres?

To był wrzesień.

  • Został pan w domu do wyzwolenia?

Tak, tak. Musiałem pracować. Jak ojciec mi zmarł, to miałem trzy lata, a najstarsza siostra miała pięć, siedem lat. Trzeba było pomagać mamie. Mama prowadziła sklep i trzeba było pomagać, żeby z czego żyć.



Magdalenka, 29 listopada 2008 roku
Rozmowę prowadziła Ewa Żółtańska
Józef Kowalski Pseudonim: „Karzeł” Stopień: strzelec; porucznik Formacja: 7 Pułk Piechoty Legionów "Garłuch" Dzielnica: Okęcie

Zobacz także

Nasz newsletter