Maria Nestorowicz „Korwin”

Archiwum Historii Mówionej
  • Proszę powiedzieć troszeczkę o swojej rodzinie, gdzie pani mieszkała, gdzie się pani wychowywała, kim byli rodzice, czy miała pani rodzeństwo?

Rodzice, dwoje rodzeństwa, starsza siostra Hanna, młodszy brat Tadeusz Michał Trębicki. Mama zmarła, kiedy byliśmy małymi dziećmi – miałam dwa lata, brat miał dziesięć miesięcy, siostra Hanna cztery lata. Rodzice moi byli na Kresach Wschodnich, tata był legionistą, walczył w obronie Lwowa, tak jak wszyscy legioniści dostawali takie parcele wojskowe. Tata też taką miał, był to bardzo ładny folwark, zajmował się tym mająteczkiem brat młodszy taty, ojciec był dyrektorem banku w Brześciu, Kasy Komunalnej, był posłem na sejm w ostatniej kadencji, mieszkał w Brześciu nad Bugiem. Po śmierci mamy mieszkaliśmy z jej rodzoną siostrą, ciotką naszą, w Pułtusku. Tam chodziliśmy do szkół podstawowych (siostra tylko gimnazjum skończyła w Pułtusku), po czym przenieśliśmy się już do Brześcia, do Białego Dworu. Hanka i ja byłyśmy w klasztorze u sióstr urszulanek, a brat nasz w korpusie kadetów. Wybuchła wojna, 17 września zastał nas w Białym Dworze.

  • Jak dotarła do państwa informacja o wybuchu wojny 1 września?

Radia były, jedni drugim przekazywali, już ruch był inny, już atmosfera była zupełnie inna jak przed 1 września. Przed 1 września jeszcze tata przyjechał do nas do Białego Dworu – w Brześciu, tak jak powiedziałam, mieszkał – pożegnać się z nami, powiedział, że sam dobrowolnie wcielił się do wojska na ochotnika, był w rezerwie, ale zwolniony był, ponieważ był w sejmie posłem, a parlamentarzyści wszyscy byli zwolnieni od służby wojskowej. Zginął w Katyniu. Rodzeństwo moje i ja dzięki życzliwości jednemu ze służących zostaliśmy wywiezieni nocą z Białego Dworu do Brześcia, wsiedliśmy do pociągu, dojechaliśmy do Brześcia. W Brześciu mieszkali wujostwo nasi, u nich się zatrzymaliśmy, ale już atmosfera była tak niesprzyjająca nam, że musieliśmy Brześć opuścić, bo byliśmy pierwsi na liście do wywiezienia na Sybir.

  • Mówimy o tym, co się działo po 17 września?

Tak. Przez tak zwaną zieloną granicę wyjechaliśmy z Brześcia. Zorganizowani przewodnicy, naturalnie odpłatnie, przeprowadzali przez zieloną granicę grupki Polaków, przez bagna, moczary, jakieś drobne gospodarstwa. Doszliśmy do Małkini, w Małkini były pociągi, z Małkini do Warszawy już dojechaliśmy pociągiem.
W Warszawie mieszkała liczna nasza rodzina. Tak zaczął się kolejny etap naszego życia. Kuzynka nasza załatwiła nam – to była wielka tajemnica, nie wolno było wtedy uczęszczać na tajne komplety szkół średnich, absolutnie nie wolno było. Szczęśliwie udało się załatwić dla nas [lekcje] w gimnazjum imienia Anny Wazówny. Chodziłyśmy z siostrą do tego gimnazjum, skończyłyśmy a brat skończył gimnazjum i zdał maturę w maju u Wojciecha Górskiego, na ulicy Górskiego. Brat pierwszy wstąpił do konspiracji, nie pamiętam, po jakim czasie wciągnął mnie i dwie moje przyjaciółki, wszyscy już należeliśmy. W ten sposób zaczęła się nasza praca w konspiracji.

  • To już było AK?

AK, tak.

  • Co pani w ramach działalności konspiracyjnej wówczas robiła?

Różne rzeczy robiliśmy. Pracowałyśmy w drukarni, przeznaczyła swoje mieszkanie jedna z dalszych koleżanek Kasia Jurewicz, pseudonim „Ordon”, w jej mieszkaniu szyłyśmy opaski, które na mundurach nosiliśmy później, proporczyki, które chłopcy i my nosiliśmy przy furażerkach. W gimnazjum Piłsudskiej na Królewskiej były ćwiczenia z bronią i oswajano nas z amunicją. Wszystkie te, które były wcielone do pracy sanitariuszki (łączniczki inne funkcje pełniły), odbywałyśmy praktykę sanitarną w szpitalach na oddziałach chirurgicznych. Odbywałam praktykę w Szpitalu Maltańskim na chirurgii, pamiętam nawet nazwisko lekarza chirurga, wspaniały człowiek, doktor Gierałtowski. Zwykle uczestniczyłyśmy w nocy przy operacjach, świadomie w nocy operacje były przeprowadzane, że ciszej, mniej, Niemcy tak się po terenie szpitala nie kręcili, mogliśmy więcej, większą wiedzę osiągnąć, jak się zachowywać, kiedy mamy ciężko rannego, mniej rannego i tak dalej.

  • Wspomniała pani, że przez pewien czas pracowała pani przy drukarni.

Tak, na Kazimierzowskiej.

  • Na czym polegała pani praca?

Na Kazimierzowskiej były powielacze, „Biuletyny” wydawaliśmy. „Biuletyny”, zrozumiałe że były przekazywane w wielkiej tajemnicy, w największej konspiracji, ogromnie się narażałyśmy. Na Kazimierzowskiej była taka jedna drukarnia, ale było ich wiele w Warszawie, nie tylko ta jedna.

  • Gdzie zastał panią wybuch Powstania?

W Warszawie, mieszkałam na Filtrowej 83, mieszkania 3 na trzecim piętrze. Stoi ten dom, to był w czasie okupacji dom plastyków, trzypiętrowy chyba dom. Tam zastało mnie Powstanie. Na trzy dni przed wybuchem Powstania, bo już 28 lipca kompania moja była skoszarowana. Nie pamiętam dokładnie – Solec, Łazienkowska, duża bursa, chyba dwupiętrowa. Pensjonariusze tej bursy, uczniowie zaczęli wakacje, skończył się rok szkolny, budynek pusty, myśmy zajęli ten budynek. Tam do 1 sierpnia mieszkaliśmy, jeżeli to można nazwać było mieszkaniem, na podłodze spałyśmy.

  • Czy pani rodzeństwo było w tym samym oddziale czy w różnym?

Nie. W ogóle o sobie nie wiedzieliśmy, nigdy nie rozmawialiśmy w domu, nigdy ani razu przez te kilka lat, tak jak gdyby nigdy nic.

  • Potem się pani dowiedziała, w których oddziałach byli?

Tak, w czasie Powstania.

  • W których oddziałach?

Brat mój był: 7. Zgrupowanie „Ruczaj”, pluton „Bicz”, pluton kadetów. Sami kadeci, chłopcy, którzy przed wojna byli, obojętne czy we Lwowie w korpusie kadetów bądź w Rawiczu, bo były dwa korpusy kadetów w Polsce. Brat mój był we Lwowie, to był pluton kadetów, pluton „Bicza”. Mam książkę, interesująca jest.

  • A siostra?

Siostra była kolporterem, przewoziła prasę, przywoziła chłopcom papierosy, przewoziła takie różne rzeczy, które wymagały konspiracji, które trzeba było robić w wielkiej tajemnicy, bo to wszystko związane było z konspiracją.

  • W tamtym miejscu koncentracji zastał panią wybuch Powstania?

Tak, wybuch Powstania, a zdobyć mieliśmy gimnazjum Batorego na Myśliwieckiej.

  • To był pierwszy dzień Powstania?

Pierwszy dzień Powstania, było już wielu zabitych, wielu rannych, a Niemcom się dobrze wiodło w gimnazjum Batorego, [byli tam] uzbrojeni esesmani.
Łączniczka przyniosła rozkaz około godziny piętnastej, to była pora obiadu, dowódca przeczytał rozkaz, ustawił nas w czwórki, całą kompanię na największych salach bursy, czekaliśmy do piątej godziny, godzina „W”. Punktualnie o siedemnastej wybiegliśmy wszyscy na ulicę, już się zaczęło, w ten sposób zaczęliśmy, biegliśmy prosto Łazienkowską do Myśliwieckiej, na Rozbrat byliśmy zupełnie rozbici. Na Rozbrat było wielu rannych i zabitych.

  • Jak to się stało?

Z gimnazjum Batorego Niemcy do nas bardzo strzelali, a podwórko, które dzieliło Rozbrat z Fabryczną czy Przemysłową, długie bardzo podwórko… Zresztą na tym podwóreczku zorganizowany później był cmentarz, pamiętam. Trudno trumnami było nazwać, skrzynki zbijałyśmy z nieheblowanych desek, krzyże brzozowe zbijałyśmy, takie były gwoździe, jakie znalazłyśmy. „Gołębiarze” ci, co strzelali do nas zza lufcików, z dziur, ze strychów, oni krzywdę wielką robili, rannych było dużo, do których właśnie ci „gołębiarze” strzelali. Szpital był na Zagórnej, już szpital był zorganizowany w czasie okupacji niemieckiej, kilka koleżanek moich pracowało, już przed Powstaniem nie wychodziły, były skoszarowane w szpitalu, w którym to szpitalu przez cały czas Powstania pracowały.

  • Na Rozbrat dostali się państwo pod ogień niemiecki?

Tak, po drugiej stronie byli Niemcy. Rozbrat kwaterowaliśmy na parterze. Na pierwszym piętrze ułożyłyśmy bardzo ciężko rannych kolegów, a nie ranni, mniej ranni na parterze, a po drugiej stronie ulicy już byli Niemcy, strzelali do nas z gmachu gimnazjum. Co robiliśmy? Wyjmowaliśmy drzwi z futryn, drzwiami okna były pozastawiane, deski do prasowania do tego też były wykorzystane, tak sobie pomagaliśmy.

  • Jak długo trwało pierwsze natarcie?

Do następnego dnia, później już ranni… Z największą życzliwością ustosunkowała się do nas ludność cywilna. Pamiętam, na pierwszym piętrze mieszkali starsi państwo, pan był profesorem na uniwersytecie greki i łaciny, żona jego nie wiem. Pamiętam, jak moja przyjaciółka z drugą koleżanką weszły do nich do mieszkania, to pani, o której mówię, otworzyła spiżarnię, mówi: „Dziewczynki, wszystko do waszej dyspozycji. Tu dżem, konfiturki, grzybki, wszystko dla was”. Ludność cywilna bardzo nam [pomagała].

  • Rozumiem, że teraz akcja zdobycia liceum Batorego?

Nie, absolutnie się nie powiodła.

  • Co się działo potem, jakie były kolejne akcje, przy których brała pani udział?

Z Łazienkowskiej, Rozbrat o ile pamiętam, przenieśli nas na Okrąg 2. Ten dom stoi nadal, taki dom-studnia, okrągły; tam kwaterowaliśmy do 15 sierpnia. Jeszcze będąc na Okrąg, byliśmy na Ludnej chyba na bardzo uroczystej mszy świętej. Msze święte były niebywale wzruszające, księża odprawiali, ołtarze chłopcy robili, wszyscy do komunii świętej przystępowaliśmy, często były odprawiane, niedziela każda, bardzo często i w dni powszednie, nie świąteczne.
  • Czy działy się jeszcze jakieś akcje, w których pani brała udział?

Do końca do wyjścia do niewoli. Na Okrąg byliśmy do 15 sierpnia. Piętnastego sierpnia zostaliśmy przeniesieni z Okrąg, przyszedł rozkaz na plac Trzech Krzyży do Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych, tam kwaterowaliśmy. Szliśmy podziemiami, piwnicami Szpitala Czerniakowskiego profesora Orłowskiego, wykopami przechodziliśmy na górę na plac Trzech Krzyży. Byliśmy w gmachu, to nie takie duże gmachy – Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych – stamtąd zostaliśmy przeniesieni bardzo bliziutko do Królowej Jadwigi, to obok. W gmach Królowej Jadwigi 2 września spadła bardzo duża bomba, zniszczyła gmach, poległo ponad dwudziestu moich kolegów i chyba cztery koleżanki, siostra mojej przyjaciółki. Jeden z kolegów, dramat, bo zginął, [a wcześniej] mówi do nas: „Idźcie, spieszcie się, nie czekajcie na mnie, wykorzystam, że jeszcze jest woda, to się wykapię”. – „Jurek, zostaw wodę, zostaw kąpiel, wychodź już, bo słyszysz, co się dzieje”. – „Dogonię was”. Zginął w wannie, zginął w wodzie, już nie wyszedł stamtąd. Później wszystkich zabitych, rannych zabieraliśmy, bo były podwórka, na których zorganizowaliśmy cmentarzyki. (Zresztą w Muzeum są pokazane [cmentarze]; taki jeden cmentarz, gdzie [jest pochowana] mała dziewczynka, mnie to zdjęcie szalenie wzrusza).
Bomba uderzyła w gmach Królowej Jadwigi, to było 2 września, rannych bardzo dużo było, mamy oddzielną swoją kwaterę tych, którzy polegli w gmachu Królowej Jadwigi, bliziutko, bo chyba dwa rzędy wąskie, niedługie alejki, jest zbiorowa mogiła „Ruczaja”, w której jest mój brat. Jeszcze bliziutko, bo też chyba o dwie alejki, jest indywidualny grób koleżanki mojej, która była naszą patrolową, Janki Trzcińskiej, która była ranna w brzuch przy gimnazjum Batorego. Już byliśmy do końca w gmachu Królowej Jadwigi, w takich pojedynczych pokoikach, pokojach, które ocalały. Z Alej Ujazdowskich byliśmy do niewoli wyprowadzani. Tych, dla których zupełnie nie było miejsca w tych pojedynczych pokojach, kwaterowaliśmy w Alejach Ujazdowskich, gdzie jest klub lekarza, w piwnicach mieszkaliśmy. Drugiego października wyprowadzili nas już do niewoli.

  • Jeszcze zatrzymajmy się przy wrześniu. W jakich akcjach pani brała udział, co się działo?

Rozumiem, mówi pan o Warszawie?

  • Tak. O pani zgrupowaniu.

We wrześniu byliśmy już u Królowej Jadwigi, plac Trzech Krzyży. Akcja w Alejach Jerozolimskich, pod Sejmem, [pod] I Izbą Przemysłowo-Handlową. Jeden z kolegów, pseudonim „Aktor” zginął, kula w plecy go trafiła, pamiętam, jak go nieśli z tego stanowiska, cała klatka piersiowa wyrwana została, naturalnie od razu zginął.

  • Zdarzało się pani podejmować rannych bezpośrednio?

O tak. W prześcieradłach zabierałyśmy. Pamiętam, jak Stasia Banasiaka, pseudonim „Atos” niosłyśmy we cztery w miękkim prześcieradle, a on w sumie miał dziewięćdziesiąt kilka odłamków w plecach. Błagał nas, żebyśmy tym prześcieradłem nie dotykały do kamieni, do chodników, bo już z bólu nie wytrzymywał. Do szpitala go zaniosłyśmy, lekarze go opatrzyli, powyjmowali to, co mogli wyjąć.

  • Z jakimi trudnościami, ryzykiem wiązała się pani służba?

Ryzyko wszyscy ponosiliśmy jednakowe, myśmy sobie z tego sprawy żadnej nie zdawali, najmniejszej sprawy, lęku żadnego, troska tylko, czy ci, którzy z nami wyszli, wrócą do swoich kwater. To było strasznym przeżyciem dla każdego z nas, jeżeli dowiedzieliśmy się, że brat zginął, komuś innemu siostra, ciotka, kuzynka. Wiemy, ilu poległo akowców.

  • Czy w czasie przebiegu Powstania albo podczas walki lub później zdarzyło się pani spotkać Niemców, na przykład wziętych do niewoli?

[Spotkałyśmy,] kiedy akowcy prowadzili Niemca, z tym że myśmy się nie zbliżały do nich.

  • Nie było na przykład sytuacji, że opatrywała pani Niemca?

Nie, tego nie. Tak blisko to stykałam się, jak szliśmy do Ożarowa, w Ożarowie już był obóz. Bardzo przyzwoicie się zachowywali w stosunku do nas. Miałam taką sytuację, byłam któregoś dnia, bo zresztą dyżury mieliśmy, zawsze w czwartki miałam dyżury, przy pomniku Powstania na Długiej vis á vis katedry, tam się mieści Związek Powstańców Warszawskich. Była wystawa, wystawa była duża, świetnie zorganizowana, naturalnie okradli nam tą wystawę, skarbonę też zabrali, były pieniądze, dużo cudzoziemców przyjeżdżało w pierwszym okresie. Tak przechadzałam się wokół tych zdjęć naokoło, stanęła przy mnie młoda dziewczyna i młody człowiek. W pewnym momencie, ten młody człowiek kaleczył polski język, Niemiec, ale wszystko zrozumiałam (zresztą uczyliśmy się w czasie okupacji […]), [zapytał]: „Jak byliście przez Niemców traktowani?”. – „Dobrze”. To był Niemiec wiedeńczyk. Przyzwoicie, ludność cywilna nam żywność wynosiła, obiady po trzech miesiącach, pierwsze gorące ziemniaki jedliśmy z młodą kapustą w takich różnych miseczkach, pozwolili nam się zatrzymać, spokojnie, bez pośpiechu zjeść. W porządku było.

  • Czy w czasie Powstania zdarzyło się pani zetknąć z przypadkami zbrodni wojennych popełnionych przez Niemców?

Nie.

  • Czy mogłaby pani troszeczkę szerzej opowiedzieć o stosunku ludności cywilnej do państwa w czasie Powstania?

Bardzo życzliwi byli wszyscy, zupy nam gotowali w piwnicach, później te zupy ugotowane przez panie, ludność cywilną, [przynosili] w wiadrach. Po tych takich niskich piwnicach rozbijałyśmy głowy o rury wodociągowe, w wiaderkach nosiłyśmy do jednostek naszych. Taka znana zupa „pluj”, chłopcy zdobywali owies bądź jęczmień w magazynach „Społem”, a dostałyśmy też od pań z ludności cywilnej młynki takie jak babcie nasze cukier, pieprz, kawę, w tych młynkach owies kręciłyśmy całe noce, rany na rękach były, ale to było jedyne nasze pożywienie.

  • Taki owies długo trzeba mielić?

Długo, bardzo długo, bo młyneczki były bardzo maleńkie, mała była ich pojemność.

  • Czy zdarzyło się pani zetknąć z przedstawicielami innych narodowości?

Tak. Przy naszej płycie czerniakowskiej, jak mamy mszę na Solcu, na Solcu mamy mszę [na] zakończenie Powstania, na Zagórnej kościół Matki Boskiej Akowskiej, jest msza, jak Powstanie zaczynało się. Powiem o kościele Świętej Trójcy na Solcu. Przy Wilanowskiej jest krzyż, [w miejscu], gdzie został powieszony ksiądz Józef Stanek pseudonim „Rudy”, on był z nami (książka teraz wyszła). Do nas przyłączył się pluton Słowaków, obok naszej płyty jest mniejsza znacznie płyta, też mam dużo zdjęć w domu, jest płyta Słowaków, o którą my dbamy bardzo i bardzo dba konsulat słowacki. Słowacy zawsze na zakończenie Powstania na Czerniakowie są razem z nami przy płycie Słowaków, przy naszej płycie, attaché Słowacji, ambasador, cała świta dyplomacji zawsze są z nami; mam dużo zdjęć amatorskich. Przy krzyżu, który związany jest z księdzem Józefem Stankiem są dwa ogromne głazy, jeden na samym dole przy lewym głazie, teraz nie widuję, ale wiele lat temu przyjeżdżały dzieci z Wilna, z Mińska, była i na pewno jest ta tabliczka: dzieci dwujęzyczne czy wielojęzyczne. Chłopcy, dziewczęta, małe dzieci, szkoła podstawowa, bardzo ładna płytka w kształcie serca, „Dzieci dwujęzyczne”.

  • Przyłączony był do państwa pluton Słowaków?

Tak.

  • Jak się z nimi współpracowało?

Doskonale, wielka przyjaźń, jeden cel.

  • Czy zdarzyło się pani zetknąć z przedstawicielami jeszcze innych narodowości, na przykład Żydami, którzy wyszli, przestali się ukrywać?

Żydówkę chciałam ocalić, nie udało mi się. Jak uciekłam (bo przed samym Ożarowem już z progu obozu uciekłam), bardzo namawiałam moją przyjaciółkę, pokaleczone mała niebywale nogi, a Niemcy swoimi wozami, ich konie, ich wozy zwozili do koszar ziemniaki z pól Polaków, ziemniaki w workach. Niemiec, który był w konwoju, który nas prowadził (z jednej strony dwóch, z drugiej strony dwóch, my w środku, Wanda miała tak pokaleczone nogi, że nie mogła już iść), zaproponował jej, żeby na tych workach usiadła, że on jej pomoże wejść na worki, byle sobie większego kłopotu z nogami nie zrobiła. Chyba jechała na tych workach, o ile pamiętam, ale nie chciała uciec. Mówię: „Wanda, jeżeli tylko będzie taka możliwość, odłączę się i ucieknę”. Pod Grodziskiem rodzina moja chwilowo, okresowo, jak uciekali wszyscy z Warszawy zatrzymała się, wiedziałam, że mam w pobliżu Ożarów, Grodzisk nie tak daleko, że mam kogoś bliskiego. Wanda mówi: „Nie, tego nie zrobię”. – „Matka twoja w Podkowie mieszka”. – „Nie, nie namawiaj”. To słyszała dziewczyna, która przy nas była. Ona mówi: „Skoro proponujesz przyjaciółce swojej, ona nie chce, weź mnie ze sobą”. Anita miała na imię. Nie wiedziałam, że to jest Żydówka, ją wzięłam. Piechotą szłyśmy na drugi dzień z Ożarowa do Grodziska. Jechał wóz, też para koni, na górze były położone maty ze słomy, a pod tą matą broń, [jechał] Niemiec, Polak furman. Pozwolili nam wejść na maty, na tą broń do Grodziska nas dowieźli, ją zabrałam do rodziny mojej. Bo ja wiem, może miesiąc mieszkała u nas, może dwa miesiące. Później powiedziała, że w Łowiczu ma rodzinę, chce już do rodziny się dostać. Jeszcze ją siostra moja wyposażyła w to w tamto, pojechała do rodziny, została rozszyfrowana, bo to była Żydówka, okazało się, i została rozstrzelana.

  • Jak wyglądało życie codzienne państwa w czasie Powstania, chodzi mi o takie rzeczy jak żywność, troszeczkę pani o tym wspomniała? Jak wyglądała kwestia z ubraniem, to znaczy miała pani cały czas ten sam strój?

Jak wychodziłyśmy, jak już przyszła do domu informacja, że [zbiórka] o godzinie piątej w bursie na Łazienkowskiej róg Solec chyba, to to, co można było wziąć do jakiegoś chlebaczka, to każdy z nas wziął. W czasie Powstania noce już były zimne we wrześniu, przyszła do nas taka pani, młoda osoba, mówi: „Dziewczynki, chłopcy zdobywają mundury niemieckie, niech dla was zdobędą, a ja wam uszyję spódniczki, wiatrówki, bo już marzniecie na pewno”. Służba w nocy, na barykadzie, w wykopach. Miałyśmy mundurki wojskowe, takie harcerskie, wojskowe, z tym że z takich [cienkich] materiałów Niemcy nosili. Magazyny chłopcy zdobywali, zdobywali z żywnością magazyny „Społem”, kaszę, cukier, wódkę, smakołyki różne, suchary; to, co było w takim magazynie, to było zabierane.

  • Jak wyglądała kwestia noclegów? Troszeczkę już pani o tym opowiadała.

Noclegi – w piwnicach mieszkaliśmy, materace, jakiś siennik, koce złożone kilka razy. [Byliśmy] w gmachu Królowej Jadwigi, tylko w pokojach, w salach uczniowskich mieszkaliśmy, ale tak to w domach mieszkalnych, w piwnicach.

  • Czy łatwo było o dostęp do wody?

Nie, trudno. Pamiętam na krótko przed wyjściem do niewoli, na Wilczej jeszcze w takim kranie, który wychodził na zewnątrz w bramie czy budynku, była kolejka. Wilcza się nie zmieniła, powiedzmy, mniej więcej od Mokotowskiej to do Hożej kolejka była, buteleczka, garnuszek, menażka, to, co było.

  • Jeżeli zdarzało się mieć państwu czas wolny, jak go państwo spędzali?

Czy ja wiem… W drugiej połowie września Fogg był na Mokotowie, Mieczysław Fogg przeszedł do Śródmieścia, kwaterował na Mokotowskiej przy Hożej, drugi czy trzeci dom. Chłopcy mu zdobyli fortepian, w tej swoje kwaterze w piwnicy miał fortepian. Ale czemu ten fortepian służył i ta jego kwatera w piwnicy? Pomyślał o tym, że… Ja na przykład dzięki tej kwaterze, Foggowi [mogłam wyprawić] pogrzeb na Mokotowskiej. Dowiedziałam się, że brat mój zginął, dowiedziałam się, że nie ma grobu, dowiedziałam się, że ciało całego plutonu chłopców (bo cały pluton zginął) zostali spaleni. Przychodzili jak gdyby [ludzie po informację] – a może spotkam Zosię, może Krysię, może ona mnie coś powie o kimś bliskim, temu to służyło.
  • Skrzynka kontaktowa.

O, świetnie, bardzo trafnie pan określił. Nie o koncerty nam chodziło, nie. Odpoczywaliśmy trochę, jeżeli można się było na godzinę położyć, z przyjemnością to robiliśmy.

  • Jaka atmosfera panowała w pani zespole?

Doskonała. Znaczy niepokój, niepewność, ale [również] wielka siła.

  • Czy zaprzyjaźniła się pani z kimś szczególnie w czasie Powstania?

Zaprzyjaźniłam się ogromnie z koleżankami, których nie znałam w konspiracji i kolegami. Wszyscy umarli, ja tylko zostałam, przyjaciółka moja, Wanda, w mieszka Chicago, a tak mieliśmy później do odprowadzenia na cmentarz stały kontakt towarzyski, w mieszkaniach już, niezapomniane spotkania.

  • Wspomniała pani o życiu religijnym, wspomniała pani o mszach.

Bardzo to było wzruszające, koniec mszy, wszyscy śpiewają „Boże, coś Polskę”, komunie były.

  • Czy w czasie Powstania zdarzyło się pani czytać prasę powstańczą?

Wydawane były „Biuletyny”.

  • Czy zdarzyło się słuchać radia?

Myśmy radyjko miały na Rozbrat jeszcze, w pierwszych dniach Powstania. U tych państwa starszych nawet telefon był czynny, jeszcze za Warszawę zadzwoniłam, ale po chwili już było przerwane, koniec. Radyjka, może takie małe typu „Szarotka”, było takie radio małe, może głośniki były, nie pamiętam, głośniki pewnie były. Wszystko, co można było zorganizować, byliśmy młodzi wtedy, była siła, zdrowie.

  • Troszeczkę wspomniała pani o piwnicy pana Fogga, czy zdarzyło się państwu brać udział w jakichś przedstawieniach teatralnych, koncertach?

Nie. To ja zupełnie nie, nigdzie nie byłam.

  • Czy zdarzało się wśród państwa dyskusja na temat tego, co przeczytaliście, usłyszeliście w radiu albo ktoś wieści przyniósł?

To przekazywaliśmy sobie… Tak, przekazywaliśmy.

  • Jakie jest pani najgorsze, a jakie najlepsze wspomnienie z czasów Powstania Warszawskiego?

Najsmutniejsze to odpowiedziałam, ale najgorsze… Głód nie był nam straszny… A najlepsze? Bardzo miłym takim dla serca mojego [było] spotkanie z moimi dwoma braćmi ciotecznymi w pierwszej linii, rodzice rodzeństwem, moja mama i ojciec Andrzeja, Maćka przeszli kanałami ze Starego Miasta w Aleje Ujazdowskie. Najpierw Maćka spotkałam, duże bombardowanie było w Śródmieściu, poszukiwałam wtedy kolegów brata mojego z „Ruczaja”. Skryłam się do bramy, zasłoniłam twarz ręką (takie były odruchy przed odłamkami), czuję, że ktoś mnie obejmuje, czuję, że męska ręka, ktoś wysoki bardzo. Już jak opadł kurz po tej bombie, patrzę, to Maciek, mówię: „Maćku kochany, gdzie Andrzej?”.

  • Jak się pani dowiedziała o śmierci brata?

Zginęło wielu akowców, kolegów, dalszych kolegów w budynku „małej PAST-y” na Pięknej, a na Mokotowskiej przy Wilczej już był zorganizowany cmentarzyk, cały taki plac, krzyże drewniane. Z każdej jednostki w pobliżu były delegacje na tym pogrzebie, byłam oddelegowana z naszej 1. kompanii. Kiedy wszyscy stoimy na baczność, już zaczęli trumny wnosić, jeden z kolegów jedną trumnę nieśli przyjaciele brata mojego, mówię: „Jak jest Kazik, to musi być Tadzio gdzieś”. Szukałam Kazika, znalazłam właśnie wtedy, jak Maćka spotkałam przed bramą. Mieli kwaterę na pierwszym piętrze na Kruczej, Kazik miał anginę, leżał, nie chciał mi powiedzieć. Mówię: „Kaziku, nie okłamuj mnie, bo wiem…” – a jeszcze nie wiedziałam, jeszcze mi nikt nie powiedział z tych najbliższych. On mówi: „Skąd masz takie wiadomości?”. – „Mam i to są sprawdzone Kaziku wiadomości”. – „Tak, nie żyje. Zginął, nie męczył się, pierwsza kula w skroń, jak żołnierz na warcie, karabin na ramieniu miał, zginął 1 sierpnia o wpół do szóstej”. Na Powązkach Wojskowych jest pochowany.

  • Z siostrą też zdarzyło się pani mieć jakiś kontakt?

Nie, z siostrą dopiero po Powstaniu.

  • Wspomniała pani, że bardzo dużo szkód wyrządzali „gołębiarze”, którzy polowali na Powstańców, ludność cywilną.

Na wszelki wypadek lepiej zabić.

  • Czy ludziom z pani oddziału udało się takiego „gołębiarza” złapać?

Nie słyszałam.

  • Proszę powiedzieć o zakończeniu Powstania, o wyjściu. Jak się pani dowiedziała o tym, że następuje kapitulacja?

To wszyscy wiedzieli, białe chorągwie, nie wolno strzelać, natychmiast to się rozeszło, wszyscy wiedzieliśmy. Koledzy moi z mojej kompanii mieli służbę pod budynkiem YMCA, przy Sejmie, a wiedzieli, że mój brat nie żyje, wiedzieli, że przyjaciel brata mojego, Dzidek Siwiński, jest ranny właśnie w brzuch i w nogę. Na służbie udało im się wejść do ogrodu przy budynku YMCA, w tym ogrodzie rosły pomidory, zerwali chyba trzy czy cztery pomidory, kilka gladioli, mieczyków czerwonych, przynieśli to do mojej jednostki, i mówią: „Mario, to dla Dzidka, dla przyjaciela Tadzia, miałaś dzisiaj pójść”. W piwnicy na Żurawiej chorował, matka go odnalazła. Jak biegłam Kruczą z tymi czterema pomidorami i z tymi mieczykami, to zupełnie jak na objawienie wszyscy patrzyli, panie mnie zatrzymywały, że perfumy mnie dadzą, jeżeli im ofiaruję dwa pomidory, mówię: „To dla ciężko chorego Powstańca, młodego, wspaniałego człowieka, to nie do dania, to nie do sprzedania, to do ofiarowania ma przeznaczenie”.

  • Wyszła pani z Warszawy razem z całym oddziałem?

Tak. Koledzy tylko nie wyszli, koledzy zostali w Warszawie celem porządkowania barykad, piwnic, czy nie ma wybuchowych granatów, min, co jeszcze może wybuchnąć, jakieś pociski, oni zostali, a dziewczęta wszystkie wyszły.

  • Którędy państwo szli do niewoli?

Szliśmy do niewoli przez Włochy, Gołąbki do Ożarowa, już były kuchnie wojskowe, miseczki, menażki, dawali już zupę Powstańcom, już w Ożarowie był obóz.

  • Czy mogłaby pani opowiedzieć ze szczegółami, jak przebiegała pani ucieczka?

To było, kiedy podjęłam pierwszą decyzję, Anita przytuliła się do mnie, nie mogłam jej odmówić, wpadłyśmy do domu, takie typowe gospodarstwa, położone blisko między drogą a rowem, usytuowane blisko drogi. Weszłyśmy do takiego domu.

  • Po prostu udało się pani oddzielić.

Oddzielić. Niemcy się zajęli czymś, zresztą oni już też mieli dosyć, też byli zmęczeni, około trzydziestu kilometrów, głodni. Mieli coś do zjedzenia na pewno, ale oni nas też dosyć mieli. Powiem, oni pomagali, oni widzieli, że od czasu do czasu ktoś ucieka. Aha, co śmieszne i ciekawe, naiwnie ciekawe może, na Kruczej powstały „ciuchy”, sprzedawali, ludność cywilna, to, co ocalało, tu już do niewoli wyprowadzają ludność cywilną przez Pruszków, nas przez Ożarów, wynosili, sprzedawali na gazetach, na ulicy. Przyjaciółka moja – w butach wojskowych takich do kolan chodziłyśmy – Ala kupiła sobie pantofle lakierki, obydwa z jednej nogi, a w Gołąbkach rodzice jej mieli willę, wakacje zawsze z córkami, dwie dziewczynki, spędzali. Ala uciekła, najpierw usiadła w tym rowie, chciała buty zmienić, nie mogła zmienić, bo dwa z jednej nogi, na wysokim obcasie lakierki, trudna ucieczka, chyba boso uciekała. A my, dom przy drodze, gospodyni, właścicielka tego domu wyszła, pytam: „Czy zechce nas przyjąć?”. Pytanie ryzykowne z mojej strony, bo pewnie pani odpowie, że nie. „Proszę bardzo, każdemu, komu będę mogła pomóc, to na pewno pomogę, tylko proszę się nie dziwić, bo już dwóch młodych ludzi u mnie czeka. Tylko jedną prośbę do pań będę miała, to jest prośba plus warunek, żebyście zniszczyły legitymacje akowskie”. Zniszczyłam swoją, utopiłam legitymację w toalecie, nocowałyśmy. Straszny był drugi dzień, bo nogi tak bolały po tych trzydziestu kilometrach zmęczenia, głodu i tak dalej. Ale Niemiec z tą bronią przykrytą matami też się zlitował nad nami.

  • Dokąd panie dojechały wtedy?

Do Grodziska, z Grodziska do Zapola, bo tam była moja rodzina.

  • Rodzina była w Grodzisku?

W Zapolu, siedem kilometrów pod Grodziskiem.

  • Tam pani dotarła.

Dotarłam z tą Anitą. A ci panowie dwaj – taki zbieg okoliczności – kierowali się trzy kilometry za Grodzisk, ja siedem kilometrów, oni trzy, ja tu, oni tu, a tu Grodzisk, jeszcze trzy kilometry razem przez pola szliśmy.

  • Udało się państwu pokonać bez natykania się na Niemców?

Bez, nie było [Niemców].

  • Dotarła pani do tego Zapola, tam doczekała pani do końca?

Tak.

  • Czy tam się pani dowiedziała czegoś o siostrze?

Nie, siostra moja tam była. Brata tylko nie było, brat zginął. Osiemdziesiąt osób z Warszawy, które uciekły.

  • To był folwark?

To była taka rezydencja, dziesięciopokojowy dom, życzliwi ludzie bardzo.

  • Jak długo tam pani przebywała?

Chyba do momentu, jak siostra (bo była mężatką) odzyskała mieszkanie w Warszawie, bo to też musiało trwać, potworzyły się już jakieś rady narodowe, zwroty mieszkań.

  • Ale to już chyba po zakończeniu wojny.

Tak.

  • Jeżeli chodzi o okres jeszcze wojny?

Tam mieszkaliśmy.

  • Razem z siostrą?

Ciotki różne, siostry cioteczne różne.

  • Czym się pani zajmowała?

Niczym się nie zajmowałam, nikt się niczym nie zajmował. Szwagier mój tak trochę radził sobie, trochę panowie handlowali, jeden z moich wujów miał aptekę w Alejach Jerozolimskich, lekarstwa, lekarzy, jakoś było.

  • Warunki były całkiem znośne?

Tak.

  • Z jedzeniem nie było problemów?

Nie. Partyzanci w nocy przychodzili, to im się na zewnętrzną stronę okien wystawiało żywność i pieniądze, o to prosili tylko, do lasu wracali.

  • Czy pamięta pani, jak odbyło się wyzwolenie, nadejście wojsk radzieckich?

Tak. W Grodzisku natychmiast pojawili się Rosjanie z czerwonymi opaskami, rządzili, wymagania duże mieli, inna atmosfera.

  • Czego chcieli?

Że im się należy. Po prostu należało im się już wtedy wszystko, w każdym razie dużo.

  • Mieszkała pani w Zapolu do momentu, kiedy siostra pani odzyskała mieszkanie?

Tak.

  • Potem się pani wróciła pani do Warszawy?

Tak.

  • Kiedy to było?

Możliwe, że grudzień, nie chcę [zmyślać]…

  • Wyzwolenie Warszawy to był 17 stycznia.

To był styczeń, ale jestem blisko.

  • Czyli to było w styczniu.

Tak, wiem, że zima była.

  • Gdzie to mieszkanie się znajdowało?

Na Lwowskiej.

  • Ocalało?

Tak, dom ocalał, mieszkanie też ocalało.

  • Udało się wrócić siostrze z mężem, tam pani zamieszkała.

Tak.

  • Jakie wrażenie zrobiła na pani Warszawa po powrocie?

To wszystko przeżywałam na bieżąco, dzień po dniu, [wszystko] odżyło.

  • Co się działo z panią po powrocie do Warszawy, podjęła pani jakieś studia?

Nie, nie podjęłam. Wyszłam za mąż w 1946 roku w kwietniu, dom, rodzina.

  • Czy chciałaby pani powiedzieć coś na temat Powstania coś, czego pani zdaniem nikt nie powiedział?

Starałam się precyzyjnie przekazać to, co pamiętam, nawet myślę, że nie zniekształciłam niczego. […]




Warszawa, 17 marca 2011 roku
Rozmowę prowadził Michał Studniarek
Maria Nestorowicz Pseudonim: „Korwin” Stopień: kapral Formacja: Zgrupowanie „Kryska”, 1. kompania Zgrupowania „Siekiera” Dzielnica: Czerniaków Górny Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter