Mieczysław Trukawka „Szczerbiec”

Archiwum Historii Mówionej

Mieczysław Trukawka, urodzony 6 grudnia1922 roku w Warszawie.

  • Proszę opowiedzieć o swoim rodzinnym domu. Czym się zajmowali rodzice? Jak pan zapamiętał pierwsze lata swojego życia? Gdzie pan mieszkał?

Mieszkałem w Warszawie na ulicy Nowogrodzkiej 62A. Rodzice pracowali w urzędzie skarbowym i ja jednocześnie po ukończeniu szkoły Konarskiego zostałem jednym z pracowników tej samej instytucji – izba skarbowa. Pracowałem do okupacji. W okupację [przenieśliśmy się na] Krakowskie Przedmieście 19. [Później] też izba skarbowa, ale już pod rządami Niemców.

  • Rodzice pracowali w skarbówce, to była jakaś rodzinna tradycja?

Ojciec pracował tam cały czas, aż do śmierci. Mama tylko [później] nie [pracowała]. Była naszą gospodynią.

  • Jest pan jedynakiem?

Jedynakiem.

  • Proszę powiedzieć, jak zapamiętał pan rok 1939, wejście Niemców do Warszawy.

Bardzo ciekawie. Ponieważ ojciec był w skarbowości, to został zabrany samochodami [w celu] wywiezienia skarbca Izby Skarbowej będącego na Próżnej, no i żeśmy wyjeżdżali w kierunku zachodu. Dojechaliśmy normalnie aż gdzieś za Lublin, potem dalej jeszcze, dokąd się dało, ale tam już nas zatrzymało wejście Rosjan, 17 września. Żeśmy już byli na Zbruczu, a to jest nasza rzeka, będąca granicą między nami a Czechosłowacją albo coś takiego. Wtedy już zamiast [dalej jechać], to powrót zrobili. Powrót już każdy na własną rękę, bo tak to były samochody.

  • Pan też brał w tym udział?

Tak, cały czas [byłem] z ojcem, tylko że ojciec był za słaby z chodzeniem. Już nie pamiętam od jakiego miasta, w każdym bądź razie przez...

  • Co przewoziliście?

Skarbiec, złoto (razem chyba trzydzieści kasetek metalowych, całe wypełnione) i w workach inne waluty.

  • Czyli tam było między innymi złoto?

Złota sporo było.

  • Co ostatecznie z tym się stało?

Wszystko Rosjanie zabrali. Nie wiedziałem tego, jak zabrali, ale żeśmy już się wracali. Zameczek był, to wszystko było [tam] składowane, bo czekaliśmy, że po nas [kogoś] przyślą.

  • Gdzie Rosjanie was zatrzymali?

To pamiętam, ale żeby mi ktoś teraz kazał powiedzieć, to nie bardzo [pamiętam].

  • Co potem z wami się stało, jak wam to zabrali?

Tamto zabrali, a my już żeśmy [wracali]. [Nocowaliśmy,] gdzie się dało, trochę na wsi, trochę tak. Tak że wróciłem do Warszawy.

  • Puścili was wolno?

Wcale nie widzieliśmy ich na oczy!

  • To w jaki sposób zabrali to złoto?

Przecież ten zamek był cały w ich rękach.

  • Jaki zamek?

Nie pamiętam, jaka to jest miejscowość. My sami chodu, a oni to już wszystko objęli w posiadanie.

  • Jak potem potoczyły się pańskie losy? Wrócił pan z ojcem do Warszawy?

Tak, wróciłem do Warszawy. Też bardzo luźna sprawa, ale mieszkanie było tutaj, więc w dalszym ciągu żeśmy to wszystko prowadzili.

  • W latach okupacji nadal pan pracował w skarbowości?

Tak.

  • Jak wyglądała praca, życie w Warszawie w latach okupacji?

Trochę inna struktura była. Jak Polska była, to w Warszawie izba skarbowa była jedna, grodzka, a teraz od razu dwie izby – jedna podzielona była na I Inspektorat i II Inspektorat. Ojciec był w I Inspektoracie na placu Dąbrowskiego, a ja w II Inspektoracie na Krakowskim Przedmieściu 19. Dalej to już tylko okupacja i koniec.

  • Kiedy pan zaczął działalność konspiracyjną? Pamięta pan poprzez kogo trafił do konspiracji?

Żeby mnie ktoś [wprowadził], nie wiem. Co to, to nie.

  • Pamięta pan, w jakich okolicznościach składał przysięgę?

Nie.

  • Tata działał w konspiracji?

Nie.

  • Proszę opowiedzieć, co pan pamięta z lat okupacji jeszcze przed Powstaniem.

Była sprawa, że miałem dużo z młodzieżą do czynienia i cała historia się zaczęła. Między innymi ktoś z nich, potem ja ewentualnie. To była dosyć duża jednostka sportowa w Warszawie, w której ta trójka prowadziła.

  • Jak nazywał się ten klub sportowy?

Każdy swoje zakładał. U mnie nazywało się Klub Sportowy „Szczerbiec”.

  • To było ogólnosportowe stowarzyszenie czy jakaś konkretna dyscyplina?

Tylko piłka nożna. [...]

  • Niemcy pozwalali na działalność tego typu stowarzyszeń?

A skąd! Mieliśmy taką jedną historię, bo najwięcej było na terenie [podwarszawskim]. Żeśmy we Włochach grali kilkakrotnie, potem Brwinów, Milanówek, Ursus. To wszystko tamta strona Warszawy.

  • Kim byli zawodnicy, członkowie klubu? To byli żołnierze podziemia?

Być może, ale to były osoby dla mnie nieznane.

  • Nikogo pan nie znał?

Nie, może ze dwóch, którzy byli w jednostce sportowej, która [była] chyba już przedtem w Warszawie, grali jeszcze przed okupacją. Już szczegółów nie umiem powiedzieć.

  • Pamięta pan, ile meczy rozegraliście?

No tak, to wszystko, co wspominałem. We Włochach grałem przynajmniej ze trzy-cztery razy, a resztę to tak po jednym, po dwa razy. To jest tak: Ursus, Milanówek, Brwinów. To wszystko nawet po dwa, po trzy razy, bo to nie było daleko.

  • Gdzie odbywały się mecze?

Każde miasteczko miało swoje boisko, z publicznością. Mieliśmy takie hece w Pruszkowie. Publika, my gramy, naraz żandarmeria otacza wszystko i publika, jaka była, to wszystko chodu. Tam jeszcze jakiś Żbikówek, [dzielnica Pruszkowa], tak jak u nas Warszawa-Śródmieście, wzięli i od razu chapnęli, a my rozebrani, to co mieliśmy zrobić? Otoczyli nas szybko i zabrali na żandarmerię.
I tu jest ciekawy moment: II Inspektorat dzielił się osobno, byliśmy na Krakowskim Przedmieściu 19, a powstał tam inspektorat Steueramt . Niemcy, to jest pierwszy urząd tylko dla Niemców. Nas chapnęli, było nas z dziesięciu wszystkich. Nikt nie uciekł, bo nie udało się, tak gęsto wtedy to było. Wzięli nas i żandarmeria od razu do nas: Kenkarta. Kenkartę każdy podał. Obejrzeli, zobaczyli, że wszyscy są pracujący, ale jeszcze coś im się nie podobało to jeszcze coś chcieli. I niemiecki żandarm podchodzi, bo wyciągnąłem jakiś papierek, nie wiedział co, a ja wyciągnąłem Steueramt . Naczelny tych Niemców, [gdzie pracowałem] to był gość, który był najwyższy rangą w niemieckim urzędzie skarbowym, a ponieważ urzędy skarbowe przy Krakowskim Przedmieściu i Królewskiej to było jedno i drugie [niedaleko], to [w pobliżu] miałem park Mickiewicza, akurat po drugiej stronie, i lubiłem sobie posiedzieć. Jak jakieś kluczyki dorabiałem temu [naczelnemu], to mówię: „Panie [naczelniku], nie ma dużo do roboty, to posiedziałbym sobie trochę dla zdrowia na słoneczku”. – „No to dam panu legitymację, żeby pana nie zabrali z tego powodu do Niemiec”. I on mi dał takie [zaświadczenie]. Pokazuję Niemcowi, który nas zatrzymał, a ten zobaczył to i mówi: „Skąd pan to ma?”. – „Z pracy”. Zobaczył nazwisko [...] Engelhart i od razu mówi: „Niech pan zbiera manatki i ucieka stąd!”. Jednym słowem to był jego szef, jego szef to wydał. No i tak skończyła się ta cała historia.
  • Co się stało z resztą osób, które z panem były i zostały zatrzymane?

Wszystkich wywieźli do Niemiec. [Uratowały się] tylko te [osoby], które uciekły przez Żbikówek, to wszystko już potem mieszkało, ale to wszystko udało się [potem] zatrzymać, a tych to zatrzymali [od razu]. Tylko ja jeden jedyny, po tym mnie puścili. [...] Potem pracowałem normalnie do samego końca, aż do Powstania. Nie miałem żadnych takich czy innych historii.

  • Jak pan trafił do Armii Krajowej?

Tak jak żeśmy grali, tak żeśmy mieli dużo łączności z tymi, między innymi akurat po jednym ze spotkań. Już później, po tym jak żydowska [ludność] została wysiedlona, to dostałem mieszkanie na Ogrodowej 26 i tam żeśmy mieli swoje spotkania po każdym meczu – młodzież cała, która razem ze mną była. Trochę zabawy takiej czy innej, trochę rozmów i to wszystko tak się odbywało u mnie na Ogrodowej 26. Budynek jeszcze stoi. Zmieniłem mieszkanie, ponieważ schody były całe zawalone. Tak by to wszystko się odbywało. Bardzo [mówię] chaotycznie. [...]

  • Gdzie pana zastał pierwszy dzień Powstania?

Pierwszy dzień Powstania na Ogrodowej i stamtąd od razu: „Co? Powstanie? To co mamy najbliżej?”. Najbliżej mieliśmy Sądy i żeśmy od razu tam [poszli]. W Sądach po całym zapoznaniu się i tak dalej: „Ano na Stare Miasto niech pan się uda, póki jeszcze [można], i tam jeszcze będzie można z oddziałami się spotkać”.

  • Jak pan był uzbrojony? Miał pan broń, idąc do Powstania?

Broni początkowo nie miałem żadnej. Tak jak stałem, tak [poszedłem] i do tego nie mając broni. Od razu tam oddziały też już się pokazywały, [mówią mi,] żeby w tamtym kierunku [poszedł]. Tam żeśmy przechodzili. Tak doszło się do ratusza. Jak przeszedłem, to już cały czas byłem na ratuszu. Była możliwość, ponieważ był jeszcze nieobsadzony, tak że to od razu. Dopiero jak miałem pierwszą broń, kb...

  • To była zdobyczna broń?

To już nie wiedziałem skąd, w każdym bądź razie ten, który mnie wprowadzał. Dostałem i z tym byłem cały czas, aż ratusz zaczął być atakowany. Jak [był] atakowany, to żeśmy na ratuszu zostali.

  • Pan został ranny?

Akurat zostałem ranny w czasie ataku, ale jeszcze nie było łączności bezpośredniej, tylko Niemcy strzelali bronią artyleryjską z opery, a my z pewnej odległości już tylko czekaliśmy na jakiś szturm. Miałem tylko to, chłopcy mieli granaty. Jak już Niemcy zaczęli bić ciężką bronią, to dostałem [rozkaz] z dowództwa, łącznik przychodził, żeby to opuszczać i wszyscy [mają] się zgłaszać na dół. Zszedłem na dół i w trakcie schodzenia ulicą dostałem w głowę. Nie wiedziałem co to, czy to było jakieś oderwanie się pocisku, czy to były jeszcze jakieś inne rzeczy. Byłem w hełmie, ale to mnie tak uderzyło, że ten hełm zrzuciło mi z głowy. Bo to nie był hełm wojskowy, tylko straży ogniowej, ze stali. [Były] w garażu, to wziąłem i w tym hełmie wyszedłem. Jak mnie uderzyło, to chciałem wziąć przynajmniej kb, zdjąć ten gruz. To zaczęło krwawić. No to już musiałem wycofać się do ulicy. To jest, zdaje się, Długa 17, akurat jest szpital powstańczy doktora Wnuka. Zabrali mnie do [szpitala]. Doktor wyszedł, zobaczył, że za mocno krwawi. Wziął od razu żołnierzy, którzy tam byli: „Proszę natychmiast [zabrać go do włazu]”. Na wprost szpitala był [właz].

  • Długo pan był w szpitalu?

Nie. Zobaczył lekarz [ranę] i od razu nic, tylko sam [mnie skierował] do [włazu], który tam [był]. Przy włazie stała kontrola żandarmerii no i natychmiast: „Proszę zabrać do włazu!”. W takim razie wzięli mnie, podprowadzili, od razu do włazu wszedłem i przeszedłem już na stronę warszawską.

  • Do Śródmieścia?

Tak, do Śródmieścia. Jak wyszedłem z kanału, to jakiś cywil przechodzi koło mnie i pyta: „Pan z kanału?”. – „Tak”. – „A ma pan już jakieś ugrupowanie?”. Mówię: „Nie, bo dopiero w tej chwili wyszedłem”. Wziął mnie: „Do mnie pan pójdzie”. Nie wiedziałem ani kto, ani co, i tak to przeszedłem, i zostałem już do końca razem z tym oddziałem.

  • Jaki to był oddział? Pamięta pan szczegóły przejścia przez kanał?

Nie miałem żadnych kłopotów, bo ani nie mieliśmy żadnych zatrzymań, ani żadnych [spotkań z Niemcami], tylko prawie że czysto się przechodziło. Bywały [takie sytuacje], słyszało się, że tych tam wzięli przez kanał, granatami rzucili. Przez cały czas, jak mnie prowadzili przez kanał, to nie miałem żadnych kłopotów.

  • Pańska rana nie była jakaś strasznie ciężka, umożliwiała panu dalszą walkę?

To nie było mocne rozcięcie, tylko krwawiące szalenie dużo, ale że człowiek zdrowy był, to [tym się nie przejmował]. Dlatego i ten, widząc, że wychodzi gość z kanału, to uważał, że jak może być w kanale, to może być i w oddziale, dlatego dostałem taką propozycję.

  • Miał pan kontakt ze swoją rodziną w czasie Powstania? Wiedział pan, co się działo z matką?

Nie, nic. Absolutnie [żadnego kontaktu].

  • Co z czasów Powstania najbardziej wryło się panu w pamięć, jakieś szczególne wspomnienie z okresu Powstania Warszawskiego?

Nie będę nic wyczyniał. To było tak krótko, dosłownie parę dni. Nie wiem, już nie pamiętam.

  • Pamięta pan koniec Powstania Warszawskiego, wyjście z Warszawy?

O tak!

  • Proszę opowiedzieć o upadku Powstania, o wyjściu z Warszawy?

Wypłata żołdu, odczytanie rozkazu „dwadzieścia dwa”.

  • Co się stało z tymi pieniędzmi, Niemcy je zabrali?

Każdy [je miał]. Sam kupowałem cukier, w workach był na ulicy.

  • Gdzie pan trafił? Do Pruszkowa, czy gdzieś indziej?

Do obozu jenieckiego.

  • Jaki to był obóz?

Wiem, że to na terenie Polski. Na tej linii kolejowej to był jedyny obóz po polsku, Luckenwalde. Z tego obozu po jakimś czasie byłem przeniesiony do Genshagen, ale to już był obóz, w którym byli polscy oficerowie. Jak mnie wzięli z mojego pierwszego obozu [i szliśmy] na piechotę (cały obóz przenosili) to mnie poszły buty w drobiazgi. Całe nasze polskie kierownictwo: „Ano musi pan dostać buty”. Już mieli zorganizowane na tyle, że spośród naszych żołnierzy to byli tacy, którzy mieli szewstwo, to, owo. „Dostanie pan buty, ale musi pan iść na ordynansa do polskiego obozu”. No to: „Dlaczego nie? Co to za różnica w tym wypadku, jak mam buty i [w czym] chodzić”. A to przecież dopiero zima się kończyła. Poszedłem na to, dali mnie buty i do obozu polskiego Genshagen, jeszcze oficerów z 1939 roku, którzy organizowali to wszystko i byli takimi gospodarczymi. Był porucznik Stankiewicz. To jest cała moja historia, już było niedaleko do wyzwolenia, do końca [wojny]. Już skończyłem w tym obozie. Wojska już nie było to żeśmy wyszli na szosę i Niemcy, cywile jak jeden [mąż] jechali na rowerach, ten za wodą, ten za czymś innym. To we trójkę z tego obozu zabraliśmy Niemcom rowery i na Warszawę. Całą trójką żeśmy dobili do Warszawy.

  • Kto wtedy z panem był?

[...] Chyba gdzieś mam w swoich dokumentach.

  • Pan ich znał w czasie Powstania?

W czasie Powstania nie, byli w innym oddziale niż ja. Dopiero wtedy, jak myśmy całą trójką przejeżdżali rowerami.

  • Jak pan dojechał do Warszawy rowerem?

Dobrze. Mieliśmy tylko jeden [przypadek], że już pod Warszawą w jednym z miasteczek Rosjanie zagrodzili nam szosę i: Zlazi! No i rowery nam zabrali. Ale już było z nami sporo ludności cywilnej. Jak zobaczyli, że zabierają nam rowery, a to już była Polska wyzwolona, wszystko to poleciało i z żołnierzami [rozmawiają], że Rosjanie zabierają, tłuką. To z jednostki część żołnierzy od razu [przybiegła] i od razu bez wojny, bez niczego [oddali]. Tamci, jak zobaczyli tylko, że z wojskiem mają do czynienia to chodu. I od tamtej pory już bez żadnych kłopotów żeśmy jechali.

  • Dom na Nowogrodzkiej przetrwał wojnę?

Nie.

  • Gdzie pan zamieszkał po wojnie?

Tutaj cały czas, bo tutaj się urodziłem, tutaj mieszkałem cały czas. Chyba że nie było możliwości, a tak to bez zmiany.

  • Pamięta pan w czasie okupacji albo w czasie Powstania jakieś zbrodnie niemieckie? Był pan świadkiem jakichś zbrodni niemieckich, rozstrzeliwań, łapanek?

Dosłownie to tak...

  • Miał pan kontakt z niemieckimi żołnierzami?

Z żołnierzami jako takimi to nie.

  • Zawarł pan jakieś przyjaźnie w czasie Powstania, które przetrwały?

Z tymi, co w niewoli byłem, cała trójka. Jeden sport mnie tylko interesował. A tak to wojsko nie wojsko. Nic tej Polsce nie zrobiłem, ale to już nie moja wina, taka była [sytuacja]. Tym bardziej że kiepsko z chodzeniem było zawsze.

  • Czy był pan represjonowany po wojnie?

Nie. Nie miałem żadnych takich spraw.

  • Rodzice umarli po wojnie?

Po wojnie. [...]

  • Jak pan patrzy na Powstanie po latach, z perspektywy sześćdziesięciu lat, to jakie ma pan przemyślenia?

Wojna to wojna. Można mieć przemyślenia, jak człowiek by źle na tym wychodził, a jak źle na tym nie wychodził, tylko dobrze wyszedł, to co można przemyśleć?! Nie ma co przemyśliwać!

  • Pan dobrze wyszedł na wojnie?

Tak. Przecież byłem pod okupacją, to co to jest? To jest przyjemność? Skoro wyszło na to, że jest się teraz, że mogę sobie robić co chcę. Co jeszcze mogłem popracować, to popracowałem, a jak nie, to co mogę zrobić? Tylko szkodzić państwu, że musi na mnie wydawać. Nie umiem się tłumaczyć w tych sprawach.



Warszawa, 10 czerwca 2009 roku
Rozmowę prowadził Mariusz Rosłon
Mieczysław Trukawka Pseudonim: „Szczerbiec” Stopień: plutonowy Formacja: Batalion „Gozdawa”, Batalion „Chrobry I” Dzielnica: Śródmieście, Stare Miasto

Zobacz także

Nasz newsletter