Sławomir Wacław Sadowski „Słowik”

Archiwum Historii Mówionej

Sławomir Wacław Sadowski, urodzony 18 lipca 1926 roku w Żytomierzu.

  • Gdzie pan walczył w czasie okupacji?

W czasie okupacji walczyłem w 1. Polskiej Dywizji imienia Tadeusza Kościuszki, na całym szlaku bojowym od Lenino na Smoleńszczyznie aż do szturmu Berlina włącznie.

  • Proszę opowiedzieć o latach przedwojennych. Urodził się pan w Żytomierzu?

Tak.

  • Czym zajmowali się pana rodzice?

Ojciec pracował w fabryce mebli, był szefem działu produkcji.

  • Czy miał pan rodzeństwo?

Tak, miałem rodzeństwo. Miałem dwóch braci i dwie siostry.

  • Jak pan wspomina lata przedwojenne? Jak mieszkało się w Żytomierzu?

My, Polacy, byliśmy tam troszeczkę skrępowani. Ukraińcy raczej nie dawali spokoju, więc w szkole przedrzeźniali nas, nazywali lachami (i różne inne przykre powiedzonka [odnoszące się] do naszej polskiej narodowości).

  • Jak pana rodzina znalazła się w Żytomierzu?

Mamusia pochodziła z Wilna, tatuś ze Lwowa i po zakończeniu I wojny światowej poznali się i pobrali się.

  • Tak że stosunki między Polakami a Ukraińcami w Żytomierzu, przed wojną…

Nie były najlepsze. Starali się zachowywać wobec nas bardzo przykro – różne wyzwiska i tak dalej.

  • A wybuch wojny, wrzesień 1939 roku?

Wojna nie sięgnęła tam w 1939 roku.

  • Kiedy przyszła?

W 1941 roku, kiedy hitlerowcy zdradziecko napadli na Związek Radziecki. Już po upadku Polski była podpisana umowa o nieagresji między Niemcami hitlerowskimi a Rosją i hitlerowcy już po upadku Polski systematycznie ściągali wojska do granicy nad Bugiem – korpusy pancerne, lotniska polowe; ściągali swoje lotnictwo. Lotnictwo wywiadowcze latało nad Ukrainą, Białorusią, nad republikami: Litwą, Łotwą, Estonią i robiło zdjęcia ugrupowań wojsk Armii Czerwonej. Fotografowali lotniska, na których znajdowały się samoloty, parki artyleryjskie, parki czołgowe, zgromadzenia wojsk. Był rozkaz naczelnego dowództwa, któremu przewodził Stalin – nie wolno strzelać do wywiadowczych samolotów hitlerowskich, kategorycznie zabrania się, ażeby nie prowokować hitlerowców do wojny. Kiedy 22 czerwca 1941 roku hitlerowcy zdradziecko napadli, to od razu zaatakowali lotniska, na których były samoloty. Zaatakowali zgromadzenia czołgów, parki artyleryjskie, parki czołgowe i od razu bombardowali. Od razu obezwładniali, naruszali w ten sposób łączność w dowodzeniu wojskami. Tak że pierwsze tygodnie, miesiące, były tragiczne wobec tej zdradzieckiej napaści. Setki tysięcy żołnierzy dostało się do niewoli, wiele grup żołnierskich błądziło po lasach. Kiedy tatuś był aresztowany przez NKWD i rozstrzelany w Katyniu, to już przesiedliliśmy się z Żytomierza do lasu, do dziadków do leśniczówki.

  • Jak doszło do aresztowania taty?

To nie tylko mój [tata] – w ogóle aresztowali wszystkich Polaków: krewnych, wujków, stryjków. Wszystko było aresztowane i wszystko było likwidowane, rozstrzelane.

  • Kto aresztował?

NKWD.

  • Czy NKWD przyszło do was do domu?

Tak. Godzina druga – trzecia wpadali, aresztowali i już koniec, więcej nie widziano, już nigdy więcej nie zobaczono [aresztowanych].

  • Kiedy ostatni raz widział pan tatę?

Ostatni raz widziałem tatusia w 1938 roku.

  • Jeszcze przed wybuchem wojny?

Tak, jeszcze przed wybuchem wojny. Dostarczano takie [materiały], żeby była podstawa oskarżenia, że jest zdrajcą, że jest wrogiem ludu, że jest agentem wywiadu na rzecz Polski. I: „Podpisuj!”. Jeżeli nie podpisuje, to straszne tortury: łamanie palców, zrywanie paznokci, wybijanie szczęki, wykłucie oka. Straszne tortury! Aresztowani ludzie, których torturowano, podpisywali już, żeby nie męczyć się, żeby nie cierpieć. Wtedy następowało rozstrzeliwanie. Tak czy inaczej – albo był zamordowany żywcem, albo rozstrzelany. W ten sposób postępowało NKWD. W ogóle mieli duże przywileje, panoszyli się nad wszystkim. Byli straszni, zadali straszne ciosy narodom tam zamieszkującym.

  • Czy pana tata podpisał?

Przypuszczam, że mógł podpisać, żeby nie cierpieć takich strasznych, morderczych tortur.

  • Czy pamięta pan moment, jak NKWD przyszło po tatę?

Tak, pamiętam. Byłem pupilem tatusia. Już odbywały się areszty po sąsiedzku, już było wiadomo. Złapałem za nogę tatusia, to [enkawudzista uderzył] mnie kolbą karabinu (było ich czterech). Później – wymarsz, to znów złapałem [ojca] – kopnął mnie pod żebra, miałem wypukłe żebra. Wtedy już zwinąłem się w kłębek, bo to straszny ból i już nie dałem rady utrzymywać tatusia.

  • Czy później przyszła jakaś wiadomość?

A skąd! W ogóle, nic! Dopiero w latach powojennych, w latach siedemdziesiątych, jak powstała na Wschodzie organizacja „Memoriał” – napisałem do nich. Szli śladami wszystkich aresztowanych bez podstaw i rozstrzeliwanych. Napisałem do „Memoriału” i „Memoriał” przysłał mi odpowiedź, że mój ojciec został całkowicie zrehabilitowany jako absolutnie niewinny. Taki dokument mi nadesłano.

  • Czy wiadomo, gdzie został rozstrzelany?

Nie, dokładnie nie, ale chyba gdzieś w Katyniu, w tym rejonie, bo tam było wiele ludzi rozstrzelanych – i właśnie Polacy, którzy dostali się do niewoli, zostali tam rozstrzelani. Mamusia została zabita przez zbrodniarzy, upowców, nacjonalistów ukraińskich – z udziałem hitlerowców. Jak hitlerowcy wkroczyli na te tereny, to [upowcy] masowo szli do hitlerowców i do policji, żeby tylko ich uzbrajać. Likwidowali Polaków – jeszcze dalej, na Wołyniu. Likwidowali Polaków, grabili i już palili pomieszczenia. Nazywali to UPA – Ukraińska Powstańcza Armia – ale to byli zbrodniarze, nacjonaliści zbrodniarze, którzy likwidowali polską ludność, grabili ze wszystkiego. Hitlerowcy też grabili ludność polską z bydła, trzody chlewnej, ptactwa, zboża. W ten sposób traktowali ludność polską. Następnie sporządzali wykazy ludzi zdolnych do pracy i wywozili [ich] do Niemiec na roboty. W ten sposób, razem z hitlerowcami, postępowali z ludnością polską.

  • Czy był pan, jak zamordowali mamę?

Nie, byłem wywieziony dalej na Wschód.

  • Jak doszło do tego, że został pan wywieziony?

Jak wybuchła wojna, to wywozili nastoletnią już młodzież.

  • Rosjanie?

Tamta strona, ale też Żydzi brali w tym udział.

  • Szły transporty z młodzieżą na Wschód.

Tak.

  • I dostał pan powołanie?

Nie, wstąpiłem do Dywizji ochotniczo. Jak tylko dowiedziałem się o formowaniu 1. Polskiej Dywizji, to z radością, z bijącym sercem Polaka, ochotniczo zameldowałem się do Dywizji.

  • Ale gdzie? Bo najpierw była armia Andersa, szli do Andersa.

Armia Andersa to w 1941 roku – po podpisaniu układu przez Sikorskiego z ambasadorem rosyjskim Majskim. 30 lipca 1941 roku [podpisano układ] o wzajemnej współpracy i pomocy.

  • Ale pan nie wiedział o tej armii? Nie chciał pan iść do Andersa?

Nie byłem aż tak daleko za Wołgą, aż po tamtej stronie. Armia Andersa formowała się z żołnierzy polskich i oficerów, którzy dostali się do niewoli. Formowała się w 1941 roku. W 1942 roku była 5., 6., 7. Dywizja (5. była już całkowicie sformowana, formowała się 6. i 7.). W 1942 roku przez Morze Kaspijskie statkami armia [przedostała] się do Iranu.

  • Ale pan nie wiedział o tym, że formuje się armia Andersa?

Nie.

  • Pan dopiero dowiedział się, że tutaj jest 2. Dywizja?

1. Polska Dywizja.

  • Jak to wyglądało?

Były komunikaty w radiu i w prasie o wyrażeniu zgody na powstanie w Sielcach nad Oką 1. Polskiej Dywizji imienia Tadeusza Kościuszki.

  • I przeczytał pan to w gazecie?

Tak, przeczytałem w prasie i postanowiłem zameldować się – bezwzględnie. W ten sposób trafiłem do pułku artylerii i brałem udział już w bitwie pod Lenino.

  • Jak to wyglądało, jak pan poszedł? Czy była komisja? Czy było dużo ludzi?

Ludzie napływali systematycznie w ciągu pewnego okresu czasu, bo byli daleko na Syberii, byli w Kazachstanie – to były pewne odległości, to były dziesiątki, setki kilometrów. Docierali różnymi środkami transportu, tak że jednostki nie powstały w ciągu jednego dnia [czy] tygodnia. Jednostki formowały się w ciągu tygodni, miesięcy – trzy pułki piechoty i pułk artylerii. Z Armii Czerwonej kierowano Polaków, oficerów narodowości polskiej, na szkolenie żołnierzy, na dowodzenie nimi.

  • Jak to wyglądało osobiście u pana? W jakiej miejscowości był taki punkt? Czy była kolejka, stali ludzie? Musiał pan podać imię i nazwisko? Jak to wyglądało?

Podawało się imię i nazwisko, że zgłasza się ochotniczo do polskiej Dywizji.

  • Czy w tym punkcie było dużo osób? Do jakiego punktu pan pojechał? Jaka to była miejscowość?

Sielce nad Oką.

  • Czym pan tam przyjechał?

Częściowo samochodem. Do stacji Giwowo była kolej, a od stacji Giwowo już dojście do Oki i przez Okę [przedostaliśmy się] platforemką przeciąganą na linie.

  • Czy to był jakiś obóz?

Tak. To był teren moskiewskiego okręgu wojskowego, wycofali swoją jednostkę i udostępnili formacji wojska polskiego. Przed nami była tam jednostka rosyjska. Moskiewski okręg wojskowy udostępnił ten teren dla formowania się [polskich oddziałów]. Były baraki, były namioty i można było już normalnie szkolić się i urządzać.

  • Skąd pan tam przyjechał?

Z Wiaźmi.

  • Co to jest?

Wiaźmia to miasto.

  • Gdzie?

Pod Moskwą.

  • Czy przyjechał pan sam, czy z którymś z kolegów?

Sam.

  • I zgłosił się pan?

Tak.

  • Ile miał pan lat, jak pan się zgłosił?

Ukończone szesnaście.

  • Czy powiedział pan, że ma pan szesnaście lat, czy powiedział pan, że ma pan więcej?

Powiedziałem, że siedemnaście, a siedemnaście to już poważny wiek na wstąpienie do wojska.

  • Może jak by pan powiedział prawdę, to nie chcieliby pana przyjąć. Czy przyjmowali też takich młodych?

Jeżeli był syn z ojcem, przyjechali razem, to zdarzały się takie przypadki.

  • Czy musiał pan pokazać jakieś dokumenty?

Nie, nie miałem żadnych specjalnych dokumentów.

  • Wybrał pan sobie rodzaj pułku?

Zostałem skierowany do pułku artylerii. Już byłem zaznajomiony, lubiłem wojsko, technikę wojskową.

  • Jak to odbywało się w Sielcach?

W miarę powstawania pododdziałów i pułku – było dostarczenie broni strzeleckiej dla poszczególnych żołnierzy, a dla nas, dla pułku, były już dostarczane armaty, kompletne haubice. Na tym sprzęcie odbywało się już szkolenie.

  • Czy mieliście też szkolenie polityczne?

Były pogadanki informacyjne i przede wszystkim szkolili takich, którzy mogli być zastępcami dowódcy kompanii, dowódcy batalionu, dowódcy baterii, dowódcy Dywizjonu, którzy prowadzili pogadanki, informacje polityczne. Dobierali ze starszego rocznika [na przykład tych], którzy należeli przed wojną do lewicowych organizacji – przede wszystkim z takich rekrutowali kadrę polityczno-wychowawczą.

  • Czy Rosjanie też chodzili w polskich mundurach?

Tak. W początkowym okresie kierowano przede wszystkim Polaków z Armii Czerwonej i jak już były dostarczone mundury, to przebierali się w mundury polskie. Starano się prowadzić rozmowy, dialogi, dlatego że większość mniej lub więcej znała język polski – z rodzin, z domu, przed wstąpieniem do Armii Czerwonej, a później już uzupełniali w rozmowach z Polakami, z żołnierzami. Szkolono ich trochę, były dla nich wykłady – takich, którzy doskonale znali język polski i umieli go wykładać – zaczynając od podstaw, ażeby ci oficerowie mogli utrwalać język.

  • Nie było problemów z wyposażeniem w mundury, broń – wszystko było na miejscu?

Były dostarczane przez Armię Czerwoną. Dostarczano broń, amunicję, która była potrzebna do szkoleń na poligonie. Zaopatrzenie, wyżywienie, uzbrojenie – wszystko było dostarczane przez Armię Czerwoną.

  • Często mówi się, że do kościuszkowców poszli ci, co nie zdążyli do Andersa.

Tak. Ci, co nie zdążyli do Andersa i ci, co w 1940 roku byli zmobilizowani do Armii Czerwonej (był zmobilizowany rocznik 1918, 1919, 1920, 1921 i 1922). Byli zmobilizowani i byli w Armii Czerwonej. Jak powstawała 1. Polska Dywizja, to z Armii Czerwonej kierowano ich do wojska polskiego. Niektórzy już mieli stopnie oficerskie, większość miała podoficerskie, tak że większość z nich była obyta ze znajomością sprzętu wojskowego, czołgowego, artyleryjskiego, ciężkich karabinów maszynowych, rusznic przeciwpancernych. Już z tym sprzętem byli zapoznani, a więc i oni również, z młodych roczników, które docierały do formującej się 1. Dywizji, włączali się do szkolenia.

  • Pan poszedł na ochotnika?

Tak.

  • Dlaczego?

Moje serce radowało się, gdy dowiedziałem się o formowaniu wojska polskiego, to była moja największa radość. Już przed wojną marzyłem, ażeby pojechać do Polski, dalej do centrum. Tak że tutaj całym sercem z wielkim zapałem i radością wstępowałem do wojska polskiego.

  • Pierwsza bitwa…

Pierwsza bitwa była pod Lenino.

  • Jak pan to wspomina?

To była bardzo ciężka, bardzo krwawa bitwa. 12, 13 i 14 października 1943 roku. Wyładunek transportu następował w Wiaźmie i od Wiaźmy do linii frontu już docierano piechotą. Jeszcze w Wiaźmie [przez] parę tygodni odbywało się szkolenie, a później już przemarsz. Już nie można było jechać dalej pociągami, dlatego że wywiadowcze samoloty hitlerowskie już obejmowały ten teren swoim wywiadem i to mogło bardzo dużo kosztować. Tak że już przemarszem, oczywiście z taborem, a więc marsz nocą, a dniem odpoczynek – gdzieś w zagajnikach, w lesie, ażeby nie było widoczne. W ten sposób docieraliśmy aż do linii frontu (to było z półtora set kilometrów). Dotarliśmy 10 [października], już było przyjmowanie przez dowódcę, dowódca był poproszony na odprawę, na odprawie poinformowano, kiedy rozpoczniemy walkę. Kiedy już zajmowaliśmy stanowiska ogniowe, luzowaliśmy oddziały radzieckie na linii frontu. Przekazywali wszystkie namiary, punkty, gdzie byli wstrzelani, gdzie zauważyli hitlerowskie punkty oporu, a więc przekazywali dokładnie wszystkie dane – i nam artylerzystom, i piechocie, dowódcom plutonów, dowódcom kompanii, dowódcom batalionów. Nocą zajmowano pozycje. Rozpoczęło się artyleryjskim przygotowaniem nad rzeką Miereją – to jest bagnista rzeka, położona w dolinie. To już była jesień i mgła. Bardzo silna mgła przeszkodziła przygotowaniu artyleryjskiemu, bo każde natarcie było zwykle przygotowywane przygotowaniem artyleryjskim. W zależności od ważności natarcia, od ważności kierunku, było więcej armat skoncentrowanych do prowadzenia ognia artyleryjskiego – jeżeli [był] mniejszy kierunek natarcia, była mniejsza ilość. Tutaj oczywiście były wojska radzieckie. Na prawo od nas była 42. Dywizja – na lewo od nas była 290. Dywizja. Z tym że oni przed zajęciem przez nas stanowisk walczyli o wyzwolenie Smoleńska i [Dywizje] były już bardzo wykrwawione. Pozostało po dwadzieścia – dwadzieścia pięć procent żywych żołnierzy. Przed rozpoczęciem ataku nasza Dywizja zajęła swoje pozycje między tymi dwiema Dywizjami. Były trzy pułki artyleryjskie Dywizyjne (ich dwóch Dywizji i nasz pułk artylerii) i były jeszcze cztery brygady artyleryjskie, tak że skupienie, skoncentrowanie artylerii było bardzo liczne. Z tym że przygotowanie artyleryjskie – ogień artyleryjski na pozycje hitlerowskie – było opóźnione ze względu na dużą mgłę. Kiedy mgła zaczęła już częściowo osiadać, to wtedy już padł rozkaz przygotowania artyleryjskiego. Po niecałogodzinnym przygotowaniu artyleryjskim na pozycje hitlerowskie, piechota rozpoczęła natarcie.

  • Na czym polegały przygotowania?

Na ciągłym prowadzeniu ognia artyleryjskiego, a więc ładowanie pocisków do luf i wystrzał, ładowanie do luf i wystrzały na pozycje hitlerowskie. Artyleria odegrała największe znaczenie. Dzięki koncentracji artylerii i sile ognia… Już później było wiadomo, że zginęło ponad 1500 hitlerowców i najwięcej zginęło właśnie od ognia artyleryjskiego. Kiedy po przygotowaniu artyleryjskim do natarcia poszła piechota, to ogień artyleryjski przeniesiono dalej, w głąb (przesunięto w głąb na pozycje hitlerowskie, które ustępowały). Piechota już dokonywała swoich działań. Jeżeli jeszcze gdzieś w okopach pozostali hitlerowcy, to prowadziła ogień z broni maszynowej – z karabinów, z pistoletów maszynowych, z ciężkich karabinów maszynowych, rusznic przeciwpancernych – już dalej dokonywała likwidacji wojsk hitlerowskich. Ale hitlerowcy dowiedzieli się jednak – być może dowiedzieli się z czasów przysięgi, w lipcu (przysięga była w rocznicę bitwy pod Grunwaldem – byli zaproszeni wojskowi amerykańscy, francuscy, angielscy, a więc to mogło dojść do wiadomości hitlerowców). W przededniu ataku [hitlerowcy] już zwracali się po polsku, ażeby przechodzić na ich stronę, że zachowają życie. Nawet zagrali hymn. Tak podjudzali, tak dotkliwie uderzali w naszą godność, nasz honor, więc walczyliśmy z nimi z jeszcze większym, bezwzględnym zacięciem.

  • Ale to jeszcze było przed bitwą pod Lenino? Czy Niemcy zrzucali ulotki?

Tak, zrzucali ulotki agitujące, żeby przechodzić na ich stronę, że w ten sposób zachowają życie, a tymczasem niestety było inaczej.

  • Czy hymn polski puszczali przez megafon?

Tak, wieczorem z 11 na 12 puszczali hymn polski i jednocześnie nawoływali, żeby po rozpoczęciu natarcia przechodzić na ich stronę. Prawdopodobnie pewna grupa żołnierzy przeszła na ich stronę. Większość oczywiście mogła się dostać do niewoli – ranni, których nie zdążył podebrać batalion sanitarny z naszej strony. Mogli i ranni dostać się, częściowo.

  • Skąd pan wie, że prawdopodobnie przeszli?

Napominano o tym w różnych publikacjach. Tutaj w Polsce hitlerowcy wozili ich po różnych miejscowościach i oni mówili, że pochodzą z 1. Dywizji – oczywiście poszczególne jednostki, pojedyncze osoby. Dowiadywaliśmy się już od niektórych ludzi później, już po wkroczeniu do Polski i dlatego przypuszczamy, że część może przeszła.

  • To mówili wam miejscowi?

Tak, mówili miejscowi ludzie, kiedy już wyzwalaliśmy kraj w bitwie pod Dęblinem, pod Puławami, pod Magnuszewem, Karczewem, w walkach o wyzwolenie prawobrzeżnej Warszawy – Pragi.

  • I ludność miejscowa…

Spotykaliśmy pojedyncze osoby, które mówiły, że hitlerowcy wozili żołnierzy polskich, którzy mówili, że byli w Dywizji kościuszkowskiej i przeszli na stronę niemiecką.

  • To było wieczorem, siedział pan w obozie z kolegami i nagle usłyszał pan „Mazurka Dąbrowskiego”?

Tak. Wszyscy słyszeliśmy, bo była niedaleka odległość od pierwszej linii do naszej pierwszej linii. Tak że z wielką nienawiścią, że oni w ten sposób brali nas na uczucie, na to, co nam jest drogie, cenne w sercu, honorze, naszej godności! Widzieliśmy, że brunatna buta deptała nasz kraj, rabowała nasz kraj, niszczyła nasz kraj i polską ludność! To było wiadomo, więc formacja powstała dlatego, żeby najkrótszą drogą dotrzeć do kraju i brać udział w wyzwoleniu ojczystego kraju, Polski.

  • Mówił pan o przysiędze w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Gdzie była ta przysięga?

W Sielcach nad Oką, kiedy już była sformowana cała Dywizja. Normalnie, zawsze przysięga odbywa się po sformowaniu jednostek.

  • Czy pamięta pan tę przysięgę?

Tak, ogólnie tak. Przysięga na honor ojczyzny, walczyć z najeźdźcą hitlerowskim o wolność Polski, o wolność kraju z bratnią Armią Czerwoną, razem, w ogólnym celu.

  • Czy było jakieś przyjęcie po tej przysiędze?

Nie, specjalnego nie. Normalnie, kuchnia polowa częstowała obiadem i żołnierzy, i zaproszonych gości. Była delegacja ze Związku Patriotów Polskich, była też Wanda Wasilewska, polska literatka, pochodziła ze Lwowa.

  • Czy przemawiała tam?

Tak, też zwracała się do żołnierzy. Gratulowała żołnierzom złożenia przysięgi.

  • W bitwie pod Lenino jednak nasi Polacy byli prawie jak mięso armatnie. Dużo naszych poginęło.

Naszych zginęło ponad 600 osób. Było dużo rannych, więcej było rannych – około 2000. Ale hitlerowców zginęło około 1500. Hitlerowcy ściągali lotnictwo, ściągali artylerię z innych odcinków frontu, ściągali broń pancerną, ażeby w ogóle zlikwidować nasza Dywizję, rozbić ją, zgładzić. Nasz Dywizja była liczna, liczyła ponad 12000 żołnierzy i oficerów. Była w pełnym, organizacyjnym zaopatrzeniu gwardyjskim – i pod względem ilości, i pod względem uzbrojenia.

  • Co robi ogniomistrz?

Ogniomistrz – awanse to już zdobywano na przejściu pól walki.

  • A jaki miał pan stopień w bitwie pod Lenino? Co pan robił?

Stopień kaprala.

  • I co pan robił?

Byłem celowniczym siedemdziesięciosześciomilimetrowej armaty przeciwpancernej ZIS-3.

  • Na czym to polega?

Celowniczy obserwuje przez przyrząd celowniczy prowadzenie ognia. Kiedy już ma w przyrządzie optycznym krzyżyk zgrany z celem, to pod łokciem jest dźwignia spustowa mechanizmu odpalającego. W lewej ręce mechanizm podniesień, w prawej mechanizm kierunkowy, a pod łokciem dźwignia spustowa. Kiedy już ma konkretny cel, to wtedy łokciem naciska dźwignię spustową i wtedy odpala pocisk. Pocisk opuszcza lufę i trafia w cel. To już konkretnie, jeżeli na polu walki walczy się z bronią pancerną wroga a w przygotowaniu artyleryjskim, to znając odległość do pierwszej, drugiej, trzeciej linii obrony nieprzyjaciela, prowadzi się już bezpośrednio ogień na te pozycje.

  • Czy był pan ranny w bitwie pod Lenino?

Pod Lenino nie byłem ranny. Później byłem ranny.

  • Czy pamięta pan, jak pan przekroczył granicę polsko-radziecką? Proszę opowiedzieć, jak weszliście już na teren Polski.

Po bitwie pod Lenino pozostawaliśmy na Smoleńszczyznie – zaleczanie ran, uzupełnienie pododdziałów. Byli zabici, ranni [ulokowani] po szpitalach, a więc uzupełnianie pododdziałów żołnierzami, którzy byli przysyłani z Sielc. Kiedy była bitwa pod Lenino, to już istniał 1. Korpus, bo już była formowana 2. Dywizja, 3. Dywizja, brygada artylerii ciężkiej, pułk czołgów, tak że już powstał korpus. Dowódcą był już mianowany generał Berling, mimo że pod Lenino dowodził Dywizją generał Berling, ale już był mianowany dowódcą korpusu. Na Smoleńszczyznie odbywało się zaleczanie ran, uzupełnianie oddziałów, szkolenie. Następnie już wiosną, w marcu, było przetransportowanie naszej Dywizji na Ukrainę, na Żytomierszczyznę, a więc Trojanów, Kołodnia, Wiertiekiwka (nasz pułk stał w Kołodni). Wtedy poprosiłem o urlop, żeby odwiedzić rodzinę. Kiedy przyjechałem, to dowiedziałem się – od kogoś, kto był świadkiem – jak mama została uderzona po głowie metalowym prętem przez zbrodniarza, nacjonalistę ukraińskiego. Pękła czaszka, wytrysnął mózg. Hitlerowiec wyciągnął pistolet i dobił, oddał strzał. W ten sposób zamordowano mamusię. Dwoje rodzeństwa uciekało do lasu, to była zima, mróz i [umarli] z chłodu, głodu, przeziębienia, ostrego zapalenia płuc, [bo] tak zostali w lesie. W ten sposób już w ogóle rodzina została zgładzona.

  • Został pan sam.

Tak.

  • Nie miał pan więcej rodzeństwa.

Miałem dwóch starszych braci, ale zginęli na froncie.

  • Na którym froncie?

Już w wyzwoleniu Polski.

  • Czy też byli razem z panem?

Nie, byli starsi ode mnie, byli zmobilizowani do Armii Czerwonej i jeszcze nie zdążono przekazać ich do wojska polskiego. Jeden brat zginął w bitwie pancernej pod Radzyminem (był dowódcą kompanii czołgów, oficer, lejtnant – porucznik), a drugi brat (dowódca ciężkich karabinów maszynowych) zginął na przyczółku magnuszewskim. Na Magnuszewie był zdobyty przyczółek przez 8 Armię Gwardyjską i nasza 1 Armia pomagała w przerzuceniu, dlatego że tam zostały rzucone trzy hitlerowskie Dywizje do zlikwidowania przyczółku. Wtedy nasza armia dostała rozkaz wsparcia. Przeprawiła się brygada czołgów. Brygada saperska pod dowództwem pułkownika Lubańskiego budowała przeprawę przez Wisłę, most pontonowy. Żeby budować przeprawę i nie zniszczyć przeprawy pontonowej, to broniła [tego] Dywizja artylerii przeciwlotniczej pod dowództwem pułkownika Pokropowicza. Jak tylko już był zbudowany most pontonowy, to brygada pancerna natychmiast przeprawiała się i od razu przystępowała do walki. Z brygadą pancerną, od nas, z pułku artylerii, dowódca plutonu, z radiostacją, podawał nam punkty hitlerowskiego oporu. My, artylerzyści, likwidowaliśmy hitlerowskie punkty oporu po lewej stronie Wisły. Później przeprawiła się 2. Dywizja, która zajęła linie obronne od południa i 3. Dywizja, która przyjęła linię obronną od północy, od Pilicy. Wtedy zostały rozbite wojska hitlerowskie – do tego stopnia, że już wycofywały się. Przyczółek został umocniony. Nasze dywizje i brygada zostały wycofane na prawy brzeg. Dalej – przede wszystkim natarcie na Karczew. My, artylerzyści, wspieraliśmy ten przyczółek. Ten przyczółek, który został utrzymany, został później rozbudowany wzdłuż Wisły do pięćdziesięciu kilometrów i w głąb do dwudziestu pięciu kilometrów. Na tym przyczółku pozostała jeszcze brygada, 2. i 3. Dywizja, a my, 1. Dywizja, już rozpoczęliśmy walkę o wyzwolenie prawobrzeżnej Warszawy – Pragi.

  • Chciałam wrócić do pana dwóch braci – zginęli jeszcze w armii sowieckiej?

Tak.

  • Zostali wciągnięci na siłę – przecież byli Polakami?

Nie, byli powołani ze względu na wiek. Ponad 250 tysięcy Polaków było powołanych do Armii Czerwonej ze wschodniej części Polski. Nie w stu procentach zdążyli przekazać wszystkich – niektórzy dowódcy nie informowali, niektórzy zasługiwali, jako wyróżniający się, to chcieli mieć ich jeszcze w swoich szeregach (tak było w odniesieniu do moich dwóch braci). Niektórzy wyżsi dowódcy (pułku, brygady, dywizji) znali osobiście dowódców kompanii i pozostawiali. Żołnierze, przyzwyczajeni do swoich dowódców, wykonywania rozkazów, dowódca był zżyty ze swoimi żołnierzami, tak że też pozostawali w tych szeregach, a już brali udział w wyzwoleniu Polski.

  • Tak że niektórzy rosyjscy dowódcy nawet nie informowali Polaków, że tworzy się polska dywizja?

Nie, istniał rozkaz w Armii Czerwonej. To był rzadki przypadek, sporadyczny, że może gdzieś nie poinformowano.

  • Bo tutaj Rosjanie brali przymusem Polaków do swojej armii.

Dlatego że tereny wschodnie kresów były już włączone do Kraju Rad i wszyscy, którzy [te tereny] zamieszkiwali, byli już liczeni jako obywatele radzieccy. Tak że razem ze swoimi – jeśli już roczniki podchodziły pod pobór – mobilizowali jako obywateli swojego kraju.

  • Chociaż nigdy nie wyrzekł się obywatelstwa polskiego?

Tak, nie wyrzekali się obywatelstwa polskiego.

  • Brat zginął pod Radzyminem?

Tak. [Był] dowódcą kompanii czołgów, [zginął ] w 1944 roku. Tam była ciężka bitwa pancerna, 2 Armii Pancernej, z trzema dywizjami hitlerowskimi: „Hermann Göring”, „Adolf Hitler” i [„Totenkopf”] „trupia czaszka” (z armią walczyły trzy hitlerowskie dywizje pancerne). Dowódca armii był ranny.

  • Jak miał na imię brat?

Edward, a drugi Paweł.

  • Zginęli w armii radzieckiej?

Tak, ale już w wyzwoleniu Polski.

  • Nie mogli przyjść do pana, do polskiej armii?

Nie, nie wiedzieli, nie miałem ich poczty polowej, oni nie mieli mojej. W czasie wojny posługiwano się pocztą polową.

  • Tak że o ich śmierci dowiedział się pan już po wojnie?

Tak.

  • Czy pana brat jest pochowany pod Radzyminem?

Nie. Po wojnie była ekshumacja zwłok i wszystkich przenoszono na cmentarz przy Żwirki i Wigury. Cmentarz liczy ponad 21 tysięcy osób, a więc tych wszystkich, którzy zginęli przy wyzwoleniu Warszawy i którzy [zginęli] w bitwie o wyzwolenie Warszawy. W promieniu do [około] pięćdziesięciu kilometrów dookoła Warszawy prowadzona była ekshumacja zwłok, ażeby tu na uporządkowanym cmentarzu [ich] pochować.

  • Ale to jest cmentarz żołnierzy radzieckich.

Tak, przy Żwirki i Wigury jest cmentarz żołnierzy radzieckich i mauzoleum – główny pomnik też tam się znajduje. Jest tam masa wspólnych mogił, tylko oficerskie mogły są indywidualne – w zależności, jak udało się przy ekshumacji zdobyć nazwisko przy dokumentach czy przy znaczku, wtedy są nazwiska. Gdzie nie udało się ustalić nazwiska, to są mogiły zbiorowe – trzy, pięć, dziesięć osób. Tak wygląda cmentarz. Tam zwykle 9 maja ambasada rosyjska obchodzi uroczyście poległych żołnierzy.

  • Czy pana bracia mieli przy sobie dokumenty?

Starałem się ustalić w radzie narodowej – nie udało się ustalić, tak że są pochowani gdzieś w zbiorowej mogile.

  • Tak że na tym cmentarzu żołnierzy radzieckich są też pochowani Polacy.

Tak, są też Polacy, już minimalnie – ci, co jeszcze byli w Armii Czerwonej. Większość Rosjan. Jest tam pochowanych ponad dwadzieścia jeden tysięcy [żołnierzy], a w ogóle w Polsce, w wyzwoleniu Polski, zginęło ponad pięćdziesiąt pięć tysięcy żołnierzy rosyjskich.

  • Ale pana bracia – Edward i Paweł – na pewno leżą tutaj, w zbiorowej mogile?

Tak, na pewno w zbiorowej mogile. Zawsze czczę ich pamięć, w rocznicę zwycięstwa zawsze składam przy pomniku wiązankę kwiatów.

  • Później pan dowiedział się, że zginęli w tych miejscach i przy ekshumacji nie było dokumentów.

Jeden z braci spłonął w czołgu, tak że w ogóle zostały tylko prochy. Drugi zginął jako dowódca kompanii ciężkich karabinów maszynowych. Edward spłonął, dowodził kompanią czołgów. Paweł dowodził kompanią ciężkich karabinów maszynowych na przyczółku magnuszewskim.

  • Dowiedział się pan o tym po wojnie?

Tak.

  • Czy pamięta pan moment, jak wreszcie wkroczył pan na teren Polski?

Tak. Jak powiedziałem, że przeprowadzono się na Smoleńszczyznę, to wtedy jeszcze w dalszym ciągu było już formowanie armii – 1 Polskiej Armii. Powstawały nowe jednostki, formowała się już 4. Dywizja, 5. Dywizja, 6. Dywizja Piechoty. Następnie formowały się jednostki czołgów, brygady artylerii. Pod Smoleńskiem powstawała 1. Warszawska Brygada Artylerii Ciężkiej. Następnie, już tutaj, formowała się 2., 3., 4. i 5. Brygada Artylerii, każda brygada w składzie trzech pułków. Formował się mieszany pułk samolotów, lotnictwa – myśliwskie, szturmowe i bombowe – a więc 1. Dywizja Lotnictwa Szturmowego, polska Dywizja. Tak że w skład armii wchodziły już wszystkie rodzaje broni. Następnie przegrupowaliśmy się w Lasy Kiwereckie – to jest na Rówieńszczyznie. Tu już zostało podane do wiadomości na cały świat, że w Lasach Kiwereckich powstała 1. Armia Wojska Polskiego. Z Lasów Kiwereckich w lipcu, kiedy już Armia Czerwona wkraczała na tereny polskie, również i my wkraczaliśmy już na tereny polskie – kanonadą artyleryjską całej 1. Armii, około 2000 dział, przygotowaniem artyleryjskim, nad rzeką Turią (wpada do Bugu). Następnie prowadziliśmy dwugodzinne artyleryjskie przygotowanie nad Bugiem. Zmietliśmy z powierzchni linie hitlerowskie. Kanonadą artyleryjską zmietliśmy z powierzchni pierwszą, druga, trzecią linię obronną. Następnie nacieraliśmy dalej, już wyzwalając kraj. Niektóre jednostki [wyzwalały] Chełm, Lublin, a my bezpośrednio nacieraliśmy na Dęblin. 1. i 2. Dywizja forsowały Wisłę i zdobywały przyczółek. Jeszcze po drodze, aż do Wisły, napotykaliśmy rozbite oddziały hitlerowskie – przy zagajnikach, lasach, bocznych drogach – i likwidowaliśmy. Ale hitlerowcy, wiedząc już, że nie dadzą rady utrzymać pozycji do Wisły, już silnie organizowali obronę na lewym brzegu Wisły. W bitwie pod Dęblinem nie udało się utrzymać przyczółka. Myśmy wspierali, przykrywaliśmy piechotę forsującą Wisłę i pod Dęblinem, pod Puławami, pod Magnuszewem (to, co opowiadałem) nie dało się utrzymać przyczółków, tak że nasza armia była przesuwana na północny zachód, wzdłuż Wisły.

  • Jak przekroczyliście, jak wiedzieliście, że to jest polska ziemia – niektórzy opowiadali mi, że aż całowali ziemię. Czy to prawda?

Były takie przypadki, tak! Radość, że wreszcie wróciliśmy na ziemię polską. Tak! Nie potrzeba krępować się i wstydzić, żeby przyznać się, że całowało się polską ziemię. Tak, tak, też to czyniłem. Od 10 września, już po walkach pod Dęblinem, pod Puławami, pod Magnuszewem, pod Karczewem, już wyzwalaliśmy Otwock, Rembertów. My artylerzyści byliśmy w ugrupowaniach piechoty i [jak] tylko napotykaliśmy hitlerowskie punkty oporu, to likwidowaliśmy je i dalej nacieraliśmy razem z piechotą. Tak, po pięciodobowych, krwawych walkach (od 10 do 14 września) wyzwoliliśmy prawobrzeżną Warszawę – Pragę. Dotarliśmy do Wisły. Powstańcy, którzy byli na części praskiej, dołączali do naszych oddziałów, które podchodziły. W miarę wyzwalania już łączyli się z naszymi oddziałami, już bezpośrednio nie prowadzili walki z hitlerowcami, tylko już w ramach [naszych oddziałów]. Ale po dotarciu do Wisły generał Berling – dowodził już 1 Armią – powiedział: „Polska, a Warszawa w szczególności, nigdy nie wybaczyłyby tego, że po dotarciu polskiej armii do Wisły, nie przyszliśmy z pomocą Powstaniu Warszawskiemu”. I na rozkaz Berlinga rozpoczęło się forsowanie Wisły na kierunku czerniakowskim, ażeby przyjść z pomocą powstańcom. Jeszcze [wcześniej], w nocy z 14 na 15 [września] przez Wisłę przeprawiła się grupa zwiadowców i dotarli tu, gdzie jest Hotel Europejski, a po drugiej stronie hotel „Bristol”. Dotarli aż do Starego Miasta, ażeby nawiązać kontakt z powstańcami i wspólnie, razem, przystąpić do walki. Generał Komorowski nie życzył sobie tego, jakkolwiek zastępca, generał Chruściel „Monter” życzył sobie. Życzył, żeby wspólnie, razem… Nawet był zgodny, Chruściel był za tym, żeby Armia Czerwona wzięła udział w wyzwoleniu Warszawy. „Bór” Komorowski raczej się z tym nie zgadzał.

  • Skąd pan to wie?

To już znajdowałem w dokumentach, w opisywanej historii powojennej. Z naszymi powracającymi zwiadowcami zabrał się również plutonowy podchorąży „Nałęcz” Komornicki, tak że już dotarł na prawobrzeżną Warszawę i już brał z nami udział w ofensywie styczniowej 1945 roku, w wyzwoleniu pozostałej części Warszawy. Komornicki walczył dalej, dowodził kompanią, później dowodził batalionem, brał udział w walkach na Wale Pomorskim i udział w forsowaniu Odry, w operacji berlińskiej. Obecnie już generał „Nałęcz” Komornicki.

  • Czy poznał go pan w czasie Powstania?

Nie. To znaczy była okazja, zetknięcie się wzrokowo, ale był w innym pułku, później w 6. Dywizji. Po wojnie spotykaliśmy się wiele razy, wspominaliśmy.

  • Tak, bo on był waszym przewodnikiem.

Tak.

  • Jako powstaniec był przewodnikiem.

Tak, był przewodnikiem. Kiedy odbywało się forsowanie Wisły, przeprawa żołnierzy do pomocy Powstaniu, to my przykrywaliśmy ogniem artyleryjskim ich przeprawę przez Wisłę. Myśmy byli w gorszym położeniu. Prawa strona była odsłonięta, lewa strona – masa budowli i hitlerowcy maskowali się za budowlami. Ogień artyleryjski można prowadzić na dwa, trzy, cztery, pięć kilometrów i dalej, w zależności od kalibru dział. [Niemcy] po przeprawie naszych żołnierzy ogniem artyleryjskim starali się nie dopuścić do zbudowania mostu pontonowego. Most Kierbedzia i most Poniatowskiego były zniszczone przez hitlerowców, a więc koniecznie potrzebny był most pontonowy, żeby przeprawić ciężką technikę bojową, jak czołgi, artyleria. Niestety, nasza kompania saperów nie mogła zbudować mostu pontonowego do przeprawienia ciężkiego sprzętu i nie można było dozbroić naszych żołnierzy, którzy przeprawili się i połączyli się z powstańcami. Powstańcy bardzo tego pragnęli, życzyli i łączyli się z naszymi żołnierzami. Żołnierze, którzy sforsowali Wisłę, dostali się aż na wysokość muzeum, na wysokość Nowego Światu, placu Trzech Krzyży, dzielnicy czerniakowskiej i dalej dostali się aż do fortu. Po przeprawie żołnierzy 1. Armii na Czerniaków, kiedy hitlerowcy starali się nie dopuścić do zbudowania mostu pontonowego, [żołnierz] od nas, od artylerzystów, był przeprawiony z radiostacją na lewy brzeg Wisły i podawał nam hitlerowskie punkty oporu. My, artylerzyści, likwidowaliśmy te punkty oporu po lewej stronie Warszawy. Wiele hitlerowskich punktów już milkło. Gdziekolwiek powstał błysk, to były nanoszone dane, zasiekaliśmy te punkty i prowadziliśmy ogień artyleryjski. W ten sposób wspomagaliśmy powstańców. Oprócz tego, ponieważ nie było zgody, żeby wojska rosyjskie wyzwoliły Warszawę, był dokonany zrzut. Był zrzucony skoczek spadochronowy z radiostacją, kontaktował się z powstańcami, przekazywał powstańcom broń, amunicję, bo były zrzucane. Sygnalizował rakietami hitlerowskie punkty oporu. Nocą nadlatywały kukuruźniki (samoloty dwupłatowe), głuszyły silnik i drugi pilot ręcznie zrzucał bombę do dziesięciu kilogramów na punkty sygnalizowane przez tego zwiadowcę. W ten sposób wspomagano partyzantów. Wspomagano [też] lekarstwami, trochę żywnością […].

  • Zaczął pan mówić, że oficerami byli najpierw Rosjanie w polskich mundurach.

Kiedy powstawała już kompletna 1 Armia, to nie do wszystkich jednostek trafili oficerowie – po prostu wyczerpali się, czy nie [było to] jeszcze zorganizowane, czy może jeszcze nie [byli] znalezieni w Armii Czerwonej – tak że niektórymi oddziałami dowodzili oficerowie Rosjanie. W 1 Armii było ich niewielu, natomiast już formowała się 2 Armia. Po wyzwoleniu części kraju do Wisły już formowała się 2 Armia – na Rzeszowszczyźnie, Lubelszczyźnie, lasy sawińskie, rejony Małopolski. Tam już więcej oficerów rosyjskich trafiało na wyższe stanowiska – dowódca korpusu, dowódca dywizji, dowódca brygady. Byli i Polacy z Armii Czerwonej, i trafiali się rosyjscy. Dwie armie, ponad czterysta tysięcy żołnierzy polskich brało [udział] w całkowitym wyzwoleniu naszego kraju i następnie w likwidacji zbrodniczych wojsk hitlerowskich. Nasza dywizja brała udział w szturmie Berlina.

  • Gdzie był pana pułk artyleryjski w Warszawie? Na jakim brzegu?

Na prawym brzegu. Kiedy już 3 października padło Powstanie, to na północ od nas (stanowiska miałem tutaj, gdzie obecnie jest pomnik Kościuszkowca) były jeszcze potężne siły wojsk hitlerowskich. Północny przyczółek w każdej chwili groził nam atakiem. Kiedy już padło Powstanie, to nasza dywizja prowadziła dalej walki na północ, żeby zlikwidować formacje hitlerowskie. 2. Dywizja też [prowadziła walki], włączyła się brygada kawalerii i z wojskami radzieckimi zlikwidowaliśmy [opór] aż do Jabłonny, miejscami aż do Legionowa. [Zostały] zlikwidowane opory, wojska hitlerowskie – duże zgrupowanie na północ. Tak że 47. Armia już opanowała ten teren i pozostawała tam 2. Dywizja.

  • Jak było Powstanie, to pan był w tym miejscu, gdzie teraz jest pomnik Kościuszkowca?

Moje działo. Skąd prowadziłem ogień już bezpośrednio na punkty, gdzie tylko pokazał się błysk hitlerowskich wojsk – tam prowadzono ogień dla zlikwidowania. Dane były przekazywane do dowódcy baterii przez naszego zwiadowcę z radiostacją. [Przekazywał] gdzie są punkty oporu, były obliczane odpowiednie dane i prowadzony ogień artyleryjski aż do zakończenia Powstania.

  • Czy był pan cały czas przy dziale, czy był punkt, gdzie pan spał, gdzie można było zjeść?

Nie, wszędzie ze swoim działem. I dalej, jak likwidowaliśmy północne zgrupowanie wojsk hitlerowskich – w dalszym ciągu nacierałem ze swoim działem, [aż] do zlikwidowania wojsk hitlerowskich.

  • Jak weszliście do Warszawy, na Pragę – jak witała was ludność?

Bardzo życzliwie, bardzo serdecznie – jak to się mówi – chlebem i solą. Nasza Dywizja i wojska radzieckie – pomagaliśmy ludności prawobrzeżnej Warszawy, a więc [wspomagaliśmy] chlebem i gotowymi już produktami, produktami, z których można było przygotować [jedzenie]. Pomagaliśmy ludności praskiej.

  • Czy Berling zrobił jakąś przemowę, że jest Warszawa…

Tak, słyszałem te słowa, jak Berling powiedział, że Polska, a w szczególności Warszawa, nigdy by nie darowała, żeby nie przyjść z pomocą Powstaniu. Berling na własną odpowiedzialność podjął decyzję forsowania Wisły i przyjścia z pomocą Powstaniu. Z tego powodu był odwołany [z funkcji] dowódcy armii. Nie był izolowany gdzieś za kratami – był skierowany na Akademię Wojenną, nie stracił tych lat. W połowie 1947 roku wrócił do kraju, już po ukończeniu akademii i przez pięć lat dowodził Akademią Sztabu Generalnego.

  • Berling zrobił odprawę, zebrał was i…

Nie, wszystkich nie można było, nie sposób, ale akurat ja miałem możliwość słyszeć te słowa.

  • Czy to było przed Warszawą, czy to było już w Warszawie?

Nie, to było po wyzwolonej Pradze.

  • Czy pamięta pan, w którym to było miejscu?

To mniej więcej było w tym miejscu, gdzie obecnie stoi pomnik generała. Później przesuwaliśmy się na północ.

  • Szliście na ochotnika, czy to było przymusowe, żeby płynąć na drugi brzeg Wisły?

To był rozkaz dowódcy armii dla 3. Dywizji.

  • Czy Berling stanął na podwyższeniu i mówił wam: „Musimy tutaj pomóc”?

Nie, nie było żadnego podwyższenia. To była wojna, to był front – nie można było [stosować] podwyższenia, przecież mogła trafić jakaś zabłąkana kula.

  • Ale pan słyszał, jak Berling mówił te słowa?

Tak.Później przemieszczaliśmy się dalej na północ, aż do parku ogrodu zoologicznego.

  • Czy to był dobry dowódca?

Oj tak! Miałem okazję spotkać się po wojnie czterokrotnie z naszym dowódcą Dywizji i wspominaliśmy wszystkie przebyte drogi. Od dwudziestu ośmiu lat, kiedy generał Berling odszedł na wieczną wartę… […]

  • Czy kiedykolwiek generał Berling powiedział, że żałuje, że pomógł Warszawie?

Nie, nie powiedział, że żałuje. Żałuje, że nie mógł pomóc więcej, że nie można było przekazać techniki bojowej, czołgów, artylerii naszym żołnierzom, którzy się przeprawili [przez Wisłę]. Jeśli nasi żołnierze, którzy przeprawili się, dostaliby czołgi i artylerię, to byłaby równorzędna walka z hitlerowcami i nie jest wykluczone, że byłaby wyzwolona Warszawa jeszcze razem z powstańcami, którzy żyli.

  • No tak, bo Berling za to, że pomógł powstańcom, zapłacił jako wojskowy dużą cenę.

Tak, był zdjęty ze stanowiska. Był odwołany ze stanowiska dowódcy 1. Armii Wojska Polskiego.

  • Czy nie wydawało się wam to wtedy dziwne?

Na pewno myśmy nie pochwalali takiej decyzji, że został odwołany. Byliśmy związani i sercem, i duchem. Był naszym pierwszym dowódcą, każde jego słowo było dla nas cenne, było ważkim słowem, było złotym słowem. Poza tym bardzo cenimy go za to, że uratował ponad milion Polaków, którzy jeszcze byli na terenie Rosji – i na Syberii, i w Kazachstanie (jeszcze pozostawali po wyjściu generała Andersa). [Berling] pozostał w celu ratowania tych Polaków i oni byli repatriowani w pierwszej kolejności po wyzwoleniu kraju. Poza tym ci, co byli w wojsku polskim, a po zakończeniu wojny, po kapitulacji Niemiec hitlerowskich już w pierwszej kolejności zajmowali się sprowadzeniem swoich rodzin; ci, co nie wracali sami bezpośrednio, a ci, co już byli w wojsku, to od razu sprowadzali. Tak że cenimy go za to, że w ten sposób przyczynił się, dlatego że jeśli by nie przyczynił się do powstania 1. Dywizji, to byłoby trudniej. Było parędziesiąt milionów [żołnierzy] w armii, a armię trzeba zaopatrzyć w żywność, a więc ci ludzie, w ogóle pozostali ludzie Kraju Rad, cierpieli głód. Nasi rodacy – ci, co byli wywiezieni – też cierpieli głód. Ciężka praca, głód, chłód. A tu, jak już padła wiadomość, że będzie formowana nowa jednostka wojska polskiego, która najkrótszą drogą będzie zdążać do kraju i wyzwalać kraj, to już zupełnie inaczej, zmieniły się warunki dla naszej ludności, dla naszych dzieci. Zaczęli organizować kółka dla dzieci, domy dzieci, była nad nimi roztaczana opieka – żyli już zupełnie w innych warunkach. Tak że to zawdzięczamy jemu. Jeśli by nie pozostał, jeśli by wyjechał… Tam jeszcze był z nim pułkownik Bukojemski, pozostał. Był pierwszym dowódcą 1. Pułku Artylerii. Później był skierowany na organizację 1. Brygady Artylerii Armat, która już po wkroczeniu do kraju dostała miano Warszawskiej.

  • Czy 17 stycznia wszedł pan do Warszawy razem z żołnierzami?

Tak! Cała nasza Dywizja!

  • Ale walk już chyba nie było, bo Niemcy uciekli z Warszawy?

Główne siły wojsk hitlerowskich, dowodzące, wycofały się, ale pozostawały tyłowe oddziały, które kryły, które stawiały nam opór i które przykrywały wycofujące się, swoje główne dowództwo. Byli jeszcze ranni, byli jeszcze zabici. My już byliśmy wobec nich bezwzględni. Staraliśmy się, by ich zaskoczyć. Wkraczaliśmy od Góry Kalwarii przez Piaseczno – od południa. Wyzwalaliśmy Okęcie, Dworzec Zachodni, a 6. Dywizja szła tu, gdzie był most Kierbedzia. 2. Dywizja w składzie 47. Armii [szła] od Bielan, 3. Dywizja częścią przywiślaną. Po uporządkowaniu trochę Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich, 19 stycznia mieliśmy defiladę w Warszawie. Jezus! Serce mało z piersi nie wychodziło! Hotel „Polonia” – jedyny budynek, który ocalał, widocznie hitlerowcy przebywali tam do ostatniej chwili – [defilowaliśmy] przed hotelem „Polonia”, po prawej stronie byli przyjmujący defiladę. Maszerowaliśmy wzdłuż Alej Jerozolimskich. Dalej już na Bydgoszcz, Złotów i na Wał Pomorski, do walk o Wał Pomorski.

  • Jak wyglądała Warszawa?

Oj! Oj! Mimo woli ciekły łzy. W ruinach, w zgliszczach, miejscami jeszcze swąd, dym, kurz, bo hitlerowcy przez cały czas niszczyli po upadku Powstania. Straszne! Rozpacz! Żal nie do opisania, jak wyglądała Warszawa. Już po zakończeniu wojny mój pułk stał w Wesołej koło Warszawy i po obowiązkowych szkoleniach służbowych zawsze brałem samochody ciężarowe – gazy, ziły, studebakery – i po zajęciach służbowych jechaliśmy do Warszawy na odgruzowywanie Warszawy, na likwidację ruin. Robiliśmy to przez pięć lat, później też. Początkowo całymi wolnymi dniami, w późniejszych latach to był miesiąc czyszczenia miasta i odbudowy, następnie tydzień, następnie dzień, aż do lat osiemdziesiątych.

  • Czy to było obowiązkowe?

To nie był przymus, to nie był rozkaz, ale [człowiek] sam sobie podpowiadał, ażeby jak najszybciej Warszawę odbudować, żeby stolica pozostała w Warszawie, bo po wojnie były rozważania, czy przypadkiem nie przenieść [stolicy] do Łodzi.

  • Tak że pan w wolnych chwilach, razem z kolegami…

Cały wolny czas był poświęcany na pracę fizyczną, odgruzowywanie Warszawy.

  • Gdzie wywoziliście gruz?

Na miejsca, [które] były wskazywane. Najwięcej na część praską. Były tam tereny nizinne, więc służyło to jako podkład, jako zagęszczenie gruntu, gdzie był budowany Stadion Dziesięciolecia.

  • Ten gruz wzięliście jako podkład?

W dużej części ten gruz był wykorzystany. Część była przemielona na elementy budowlane. Dzielnica Muranów – dużo było budowane z przemielonego materiału. Muranów, Młynów, Mariensztat – to były pierwsze dzielnice, które powstawały w Warszawie.

  • Ale jak była defilada 19 stycznia, to chyba miasto było wymarłe, nie było ludzi?

Niewiele, pojedyncze osoby, które już ściągały z okolic. Chętnie oglądali, witali. Pojedyncze osoby, nie było tłoku, nie było masy. [Byli] ludzie powracający.

  • Później pan szedł na Berlin.

Tak.

  • Którym szlakiem szedł pan na Berlin?

Po rozbiciu, po zlikwidowaniu Wału Pomorskiego, następnie pod Borujskiem, wyzwolenie Borujska, następnie Kamień Pomorski. Hitlerowcy uciekali z Gdyni, Gdańska, Słupska, Koszalina, Kołobrzegu – to my ich tam wykańczaliśmy. Udało mi się strzelić na wprost z armaty pancernej na statki, które płynęły na zachód, ażeby nie dopuścić ich do stawiania nam oporu. Udało mi się zlikwidować dwa statki. Następnie, jak wojska już troszkę odpoczęły, zaleczono rany, już szliśmy na południe, do forsowania Odry. 16 kwietnia rozpoczęło się kanonadą artyleryjską likwidowanie pozycji hitlerowców po lewej stronie Odry. Jako pewna ciekawostka: dowódca 3. Armii Pancernej, generał Rybałkow, po zakończeniu kanonady artyleryjskiej zastosował 400 reflektorów, zorganizował na kierunku, zapalał reflektory i oślepiał wojska hitlerowskie, które nie mogły widzieć naszych żołnierzy forsujących Wisłę. Nie mogli ostrzeliwać, oślepiał ich. To był bardzo piękny czyn, wspaniały czyn! Ten czyn dowódcy 3. Armii Pancernej był wysoko nagrodzony. Polskę wyzwalało pięć armii pancernych. Zginęło ponad pięćdziesiąt pięć tysięcy młodych chłopaków, którym nie dane było powrócić do swoich rodzin, do swoich rodziców, dzieci, matek, dziadków. 29 kwietnia przyszła wieść, że nasza dywizja zostaje wprowadzona do walki o Berlin. Oj, to była duża radość! Duża radość, dlatego że hitlerowcy rozpoczęli drugą wojnę światową agresją na Polskę, że chociaż w części będziemy mogli pomścić zrujnowanie, rozgrabienie naszego kraju, zniszczenie największej liczby (pod względem procentowym) ludności, sześciu-ośmiu milionów. Wkraczaliśmy od Charlottenburg, z dzielnicy Charlottenburg, od północnego wschodu. Zdobyliśmy tę dzielnicę, sztab dywizji zatrzymał się w pałacu Charlottenburg, my nacieraliśmy dalej. Zdobyliśmy politechnikę, następnie nacieraliśmy na park Tiergarten. To były bardzo ciężkie walki, bo hitlerowcy już nie mieli nic do stracenia. Wszędzie – z suteren, z piwnic, z poddasza, zza węgła, zza barykady, zza ruin – starali się celować i likwidować nasze nacierające oddziały. Zadaniem naszej dywizji było osłanianie 2 Armii Pancernej, bo wojska pancerne w otwartej przestrzeni są najlepszym rodzajem broni – manewrowość, szybkość, ostrzeliwanie. Natomiast w walkach ulicznych… Hitlerowcy po ofensywie styczniowej postawili na masowe zastosowanie Panzerfausta – to metalowa rura zakończona pociskiem. Jeśli tylko z pięćdziesięciu – siedemdziesięciu metrów trafi w czołg, to zawsze go podpali, bo trafi albo w silnik, albo w beczkę z zapasowym paliwem. W jakąkolwiek trafi część, to już likwiduje czołg. Naszym zadaniem było uważać wszędzie i likwidować. W czasie zdobywania parku Tiergarten w Berlinie słyszę szum i grzechot gąsienic. Obserwuję, ciągle trzeba było mieć oczy wszędzie – z prawa, z lewa, ze wszystkich stron, żeby [zachować] baczność, żeby zauważyć pierwszym. Żeby nie zginąć, to trzeba było ich zauważyć pierwszym. Zauważyłem grupę hitlerowców – poruszyła się. Nadjeżdżała kolumna czołgów, a oni zaczaili się z Panzerfaustami. Już poderwali się i chcieli [zaatakować] kolumnę. Błyskawicznie podskoczyłem do przyrządu celowniczego, skomenderowałem: „Odłamkowymi ładuj!” – i sam wypuściłem pięć pocisków w kierunku, gdzie zauważyłem tę grupę. Uratowałem całą kolumnę czołgów, ani jeden czołg nie został trafiony. Podjechał dowódca, który prowadził tę kolumnę – chcieli pomóc zdobyć park i dworzec Tiergarten: Kto zdies komandir? – kto tutaj dowódca. Zasalutowałem. Wymienił dowódcę pancernej armii, generała broni Aleksandra Bogdanowa, odznacza mnie srebrnym medalem za odwagę, srebrnym medalem za zasługi bojowe i Orderem Wojny Ojczyźnianej. Później poszliśmy to zobaczyć. Szesnastu hitlerowców pięcioma pociskami, odłamkami zgładziłem. Spaliliby całą kolumnę, około dwudziestu czołgów, bo czaili się za ruinami – tylko wyskoczyć. Już tutaj nie było punktu oporu. Następnie nacieraliśmy już razem w kierunku centrum i dotarliśmy, gdzie stała pruska kolumna Siegessäule, ich kolumna zwycięstwa. Z mojego pułku, z 7. baterii, grupa czterech żołnierzy z podporucznikiem Troickim poszła na wieżę, ażeby zawiesić polską flagę. Ponieważ na całym szlaku bojowym nasza dywizja walczyła pod sztandarem bojowym z wizerunkiem Tadeusza Kościuszki, więc z imieniem Tadeusza Kościuszki polska flaga została zawieszona – w imieniu całego narodu polskiego, w imieniu powstańców warszawskich, w imieniu wszystkich jednostek wojska polskiego walczących na froncie wschodnim i zachodnim. Imię Tadeusza Kościuszki w ogóle – a Polska w szczególności – zostało świętością do końca moich dni. W moim sercu, w mojej myśli, w mojej pamięci.

  • Jest kronika sowiecka, że zawieszają flagę, ale zawieszona jest tylko rosyjska, nie ma polskiej.

Rosyjska była zawieszona na Reichstagu. Nasza flaga była zawieszona na pruskiej kolumnie Siegessäule, na Bramie Brandenburskiej i przy zdobyciu dworca, przy parku Tiergarten. Były zawieszone trzy polskie flagi. [...]

  • Czy wisiała tylko polska flaga, czy rosyjska też?

Rosyjska też.

  • Bo Rosjanie pokazują tylko tę kronikę, gdzie jest rosyjska flaga.

Na Bramie Brandenburskiej była i rosyjska, i nasza flaga. […] Na pruskiej kolumnie zwycięstwa, to zdaje się, że swoją też później powiesili, kiedy przesunęliśmy się dalej, kiedy już nie było widać. Park Tiergarten i dworzec już pozostały daleko w tyle.

  • Ale na Bramie Brandenburskiej najpierw powiesili flagę Rosjanie czy Polacy?

I Rosjanie, i nasza.

  • Razem?

Tak, były jednocześnie. Akurat przez Bramę Brandenburską przejeżdżał szwadron rosyjskiej kawalerii. Nigdy nie zapomnę, jak śpiewali kawaleryjską melodię.

  • Jak śpiewali?

Po rosyjsku śpiewali.

  • Proszę.

Kazaki, kazaki, jedut, jedut po Berlinu nasze kazaki. Kazaki, kazaki, jedut, jedut po Berlinu nasze kazaki. Jechaliśmy z naszymi działami, oni jechali przed nami, przekraczali Bramę Brandenburską i śpiewali właśnie tę piosenkę. Jechał cały szwadron kawalerii. Od tamtych dni zapamiętałem tę melodię.

  • Ale wy też mieliście swoje piosenki?

Tak! Tak! U nas był Marsz 1. Polskiej Dywizji! Później był Marsz 1. Korpusu i był Marsz 1. Pułku Artylerii. Marsz 1. Polskiej Dywizji: Szumi dokoła las, czy to jawa czy sen?.. Jeszcze zostały trzy zwrotki. […]

  • Po wyzwoleniu Berlina – czy pamięta pan, jak zachowywali się Niemcy?

Tam, gdzie pozostawali, już wywieszali białe flagi w oknach, tak że już musiał paść rozkaz od tych, co dowodzili, żeby nikt nie strzelał – i już nie próbowali, gdziekolwiek utrzymywali się. Starali w ogóle już poddawać się i rozbrajać się. Nie używali broni przed złożeniem broni, przed kapitulacją. Jak już padł rozkaz kapitulacji, to wtedy starali się, żeby uratować swoje życie, bo też mogli być jeszcze zabici, jeżeli stawiliby nam opór.

  • Czy strzelaliście do jeńców?

Nie, do jeńców nie. Natomiast jak już była wieść o kapitulacji, 8 maja, to… O Jezus! Jakaż była radość! Nikt nie ustał ani na sekundę! To był ruch! Strzelano ze wszystkiej broni strzeleckiej! Nawet niektórzy chcieli strzelać z armat – nie wolno było. To był rozkaz – nie wolno. Z armat – nie, ale z broni strzeleckiej – z pepeszy, z PPS-ów, z karabinów, z cekaemu, z rusznic przeciwpancernych, z DSzK przeciwlotniczych! Trajkot niesamowity! Radość niesamowita, że skończyła się wojna, że zostaliśmy żywi, że powrócimy do swoich! Tak… Kto miał, to powracał. Niestety ja już nie miałem do kogo powrócić… Tak niewinnie, niewinnie rodzice zostali zamordowani. Jedni przez NKWD, a drudzy przez zbrodniarzy, nacjonalistów ukraińskich.

  • Czy pan też strzelał na wiwat? Czy miał pan broń, żeby można było strzelać, jakiś pistolet?

Tak, były pistolety maszynowe i były krótsze karabinki, bo długie karabiny to piechota, a artylerzyści i kawalerzyści – krótkie karabinki (karabinki albo pistolety – PPS-y). PPS to pistolet długości [około 820 mm], całkowicie metalowy. Pepesza to drewniana kolba i magazynek – bębenek. PPS-y [miały] magazynki łukowe i mieściły mniej naboi w magazynku niż pepesza. Pepesza to znaczy: Pistolet Puliemiot Szpagina, a PPS – Pistolet Puliemiot Sudajewa. Naboje w pepeszach i w PPS-ach były te same, ten sam kaliber i do pistoletu – tetetki [Tulski Tokariewa], też wchodziły te same naboje. Naboje do karabinka, karabinu i cekaemu też były identyczne.

  • Mówili na pana „Słowik”?

Tak, to taki pseudonim.

  • A dlaczego?

Bardzo lubiłem ptactwo, a słowiki w szczególności.

  • I tak koledzy wołali na pana?

Nie, wołali po imieniu, niektórzy po nazwisku. Niektórzy, którym opowiedziałem, że mam taki pseudonim, to tak żartowaliśmy.

  • Dziękuję panu bardzo.


Warszawa, 10 czerwca 2008 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Sławomir Wacław Sadowski Pseudonim: „Słowik” Stopień: artylerzysta, celowniczy, działonowy; ogniomistrz, Formacja: Dywizja Kościuszkowska Dzielnica: Praga

Zobacz także

Nasz newsletter