Teresa Stańczuk-Różycka „Terka”

Archiwum Historii Mówionej

  • Co robiła pani przed 1 września 1939 roku?

Byłam w pierwszej klasie gimnazjum imienia Jana Kochanowskiego w Warszawie, drugie miejskie gimnazjum.

  • Gdzie to gimnazjum się mieściło?

Na Rozbrat, tam gdzie jest basen w tej chwili – jedyne, co zostało po gimnazjum.

  • Gdzie pani mieszkała?

Na Targówku, na ulicy Handlowej.

  • Jak zapamiętała pani wybuch wojny?

Głośno…strzelanina była duża…

  • Pamięta pani jakieś naloty?

Pamiętam… strzelaninę nad Targówkiem, być może było to bombardowanie, bo na Targówku obok była fabryka broni i amunicji.

  • Proszę opowiedzieć o swoim bracie.

Mój brat uważał, że będzie lotnikiem i będzie bronił Polski, usiłował… On był wtedy po maturze, był cywilem. Leżał w szpitalu dlatego, że miał kraksę, spadł z samolotem.

  • To było w jakiejś szkole lotniczej?

Szybowców.

  • Gdzie ta szkoła się mieściła?

Ustrzyki Dolne… Stamtąd usiłował za wojskiem iść, tyle, że się znalazł na mało przyjaznych, ukraińskich terenach. Wrócił do Warszawy i szukał dalszych dróg dotarcia.

  • Jak brat miał na imię?

Zdzisław. Skończyło się to aresztowaniem na granicy w okolicach Małkini, stąd zaczął zwiedzać Syberię. Po wypuszczeniu więźniów z Syberii znalazł się w Turkmeni i tam usiłował na piechotę dojść do Iranu. Przed granicą go złapano i skończył w obozie.

  • Kto go złapał?

Pogranicze. Przeszedł podobno sto dwadzieścia kilometrów po pustyni, tyle się dowiedziałam, bo przez długi czas szukałam go i dotarłam do niego.

  • Znalazła go pani w obozie?

Nie znalazłam [jego] w obozie, tylko znalazłam jego dokumenty.

  • Gdzie on później był, w obozie?

W Marach.

  • Długo tam był?

Koło dwóch miesięcy wytrzymał… przepraszam w Marach mieszkał, z Mar wyszedł... Obóz nie wiem jak się nazywał, był w okolicach Karakałpacka [?], tam sól kopali w Morzu Kaspijskim… rączkami… grzecznie…

  • Był tam dwa miesiące?

Tak mi podawano, niestety tych wszystkich papierów nie widziałam.

  • To znaczy, że on tam zmarł?

Tak, zmarł tam.

  • Tam został pochowany?

Czy to było chowanie w ogóle? Nie wiem… do tego nie doszłam… mam żal do siebie, że do końca nie doprowadziłam tej sprawy, ale wtedy, kiedy próbowałam dostać zezwolenie na wyjazd w ambasadzie Turkmeni w Moskwie powiedziano mi, że w wielką przyjemnością mogę jechać, ale wiecie, że to jest teren przygranicza: Tolko wiernutsja, nie razraszajetsja. Z powrotem się nie wraca… Dwoje dzieci w Warszawie było…

  • Czym się pani zajmowała w czasie okupacji?

W dalszym ciągu chodziłam do gimnazjum i liceum.

  • Jakie to były zajęcia?

To były normalne zajęcia mimo, iż wyrzucono nas ze szkoły, [ponieważ] była to jedyna szkoła w Warszawie z basenem, poza Batorym, to były dwie szkoły najlepiej przed wojną wyposażone, [dlatego] tę szkołę natychmiast zajęli Niemcy na niemiecką szkołę.Nasza pani dyrektor załatwiała nam miejsca w różnych miejscach Warszawy. Najpierw na Wiejskiej u Walickiej, potem przez pewien czas byłyśmy u Jana Zamoyskiego, a potem na Śniadeckich.

  • Pamięta pani jak nazywała się pani dyrektor?

Oczywiście! Pani Maria Rościszewska, zginęła w czasie Powstania w przejściu przez Aleje Jerozolimskie, tutaj, gdzie nasza koleżanka była dowódcą. Ona miała już kiepski słuch, niestety w tym przejściu zginęła. Pani dyrektor zajmowała się nami tak jak rodzona matka i myślała o naszej przyszłości. Myśmy zdając maturę w czerwcu 1944 roku już wiedziały, kto i gdzie, na jakich studiach będzie mógł w dalszym ciągu kontynuować naukę. Tym się wszystkim zajmowała…

  • Co robili pani rodzice w czasie okupacji?

Mój ojciec był pracownikiem Miejskich Zakładów Komunikacyjnych, czyli jak to się brzydko mówiło: „Ojciec niczym, matka niczym, syn w Warszawie motorniczym”. Dzięki temu wszystkie pięcioro dzieci stać było na szkołę, wszyscy mogli chodzić i skończyć ją. Mama miała wystarczająco dużo pracy, żeby zająć się domem i wszystkimi dziećmi.

  • Ta praca była nawet w czasie okupacji?

Ojciec w czasie okupacji pracował bardzo krótko, był skierowany do pracy w szpitalu imienia Pańskiego. W 1939 roku wyprowadził nas w Warszawy, a sam został. Był delegowany do służby, a potem, kiedy brat został aresztowany, ojciec to ciężko odchorował i umarł w 1941 roku.

  • Dlaczego brał został aresztowany?

Został aresztowany na granicy, kiedy szedł szukać wolności przez Litwę.

  • Z czego utrzymywała się pani rodzina po śmierci taty?

Moja mama zaczęła pracować w tramwajach.

  • Jako kto?

Pomagała w kuchni przy pracach.

  • Te zarobki wystarczały na normalne utrzymanie?

To nie było normalne utrzymanie, ale w jakiś sposób z tego się żyło. Poza tym mieliśmy dom jednorodzinny z ogrodem, więc ten ogród też nas utrzymywał w jakiś sposób. Własne warzywa i własne kartofle ułatwiały życie.

  • Czy i od kiedy uczestniczyła pani w konspiracji?

Chyba pierwsze nasze zadanie konspiracyjne było w 1939 roku, kiedy Niemcy zajmowali szkołę, to my ratowałyśmy bibliotekę wynosząc [książki] po trochu do swoich domów.

  • Należała już wtedy pani do harcerstwa?

Tak.

  • Później przyszła konspiracja?

Potem przyszło harcerstwo i szkolenie. Najpierw harcerskie, potem szkolenie sanitarne, podwójne szkolenie wojskowe.

  • Gdzie te szkolenia się odbywały?

W szkole. Szkolenia wojskowe i sanitarne powtórne, odbywały się w domu jednej z uczestniczek na ulicy Radzymińskiej u Marty Marczewskiej. Na Radzymińskiej – dom, który już nie istnieje, to jest pętla tramwajowa, która była przed wałami torowymi.

  • Czy ktoś z pani rodzeństwa też uczestniczył w konspiracji?

Konspiracja - to nie jest gadanie o tym, bo to jest tajne.

  • No tak, ale teraz, sześćdziesiąt lat po wojnie pani wie czy ktoś z pani rodzeństwa uczestniczył w Armii Krajowej czy w Szarych Szeregach?

Na pewno szkoleniem podchorążówki zajmował się mój szwagier.

  • Jak się nazywał?

Sikorski Zenon – aresztowany, wywieziony, do wielu obozów. Po drodze przez Oświęcim do Mauthausen, w Guzen wylądował na końcu. Przypuszczam, że moje siostry nie działały w konspiracji.

  • One były starsze czy młodsze?

Były starsze ode mnie o 10 lat, ale miały przykre wydarzenia uliczne. Stefania była aresztowana, przez dwa dni siedziała na Pawiaku.

  • W jakiejś łapance?

W łapance, tak… Powiedziała, że ona się do tego zupełnie nie nadaje.

  • Z tego Pawiaka udało się ją jakoś wyciągnąć, wykupić?

Nie potrafię powiedzieć.

  • Pani mama wiedziała o tym, że pani jest w konspiracji?

Oczywiście. Przecież moja mama była stary konspirator, w 1905 roku przynosiła broń tym, którzy jej potrzebowali.

  • A w czasach drugiej wojny światowej mama też działa w konspiracji?

W czasach pierwszej wojny światowej mama była na wsi i tyle ile mogła, pomagała polskim wojskom, które najpierw uciekały, a potem zdobywały z powrotem tereny na Podlasiu.

  • Pamięta pani jak ta wieś się nazywała?

Oczywiście. Czarkówka Duża –to jest rodzinna wieś mojego ojca. Do dzisiaj zresztą stoi ten dom, jedyny dom strzechą kryty za specjalnym zezwoleniem. Nie potrafię powiedzieć, co mama robiła w czasie II wojny światowej – gazetki w domu zawsze były.

  • To nie pani je przynosiła?

Nie ja przynosiłam… Nawet mam jedną piękną rzecz - zaufanie mojej mamy do własnych rodziców... Po egzekucji w Wawrze powstawały różne piękne wiersze zakazane. Jeden z tych wierszy złożony w maleńki pakiecik był w albumie rodzinnym pod fotografią moich rodziców schowany.

  • Może pamięta pani ten wiersz?

Ja go nawet mam! Próbuję wybrać się z nim do muzeum literatury, czy znają ten wiersz.

  • Pani go zna na pamięć?

Oczywiście, że nie.W każdym razie znalazłam go... dziesięć lat temu, nie więcej. Nie byłam świadoma, że istnieje coś takiego.

  • Gdzie zastał panią wybuch Powstania Warszawskiego?

Pierwsze polecenie miałyśmy w sobotę, przed Powstaniem, żeby zająć szkołę na ulicy Stojanowskiej. Razem z moją zastępową poszłyśmy urządzać punkt sanitarny. Pani kierowniczka Nawrocka miała wtedy swoje wnuki, nie miała czasu się tym zająć. Powiedziała: „Przyjdziecie dziewczynki w niedzielę i zaczniemy urządzać ten punkt sanitarny.” Uratowała nam życie, bo nad ranem w niedzielę [Niemcy] zajęli szkołę. Nas tam na szczęście nie było. W związku z tym przeniosłyśmy się na drugi punkt sanitarny jaki był na Targówku zorganizowany. Muszę przyznać, że dosyć rozsądnie było to planowane, że w zależności od tego gdzie mieszkałyśmy, to byłyśmy jak najbliżej swoich punktów sanitarnych. My z drużyny, te które były z Pragi miałyśmy być w tych dwóch punktach na Stojanowskiej i na Tykocińskiej. Na Tykocińskiej był zorganizowany bardzo ciekawy punkt, bo mieścił się on w budynku gminy, który sąsiadował z komisariatem dwudziestym czwartym na Targówku. Jedne schody były dla nas, drugie dla policjantów. Zresztą policjanci zachowywali się bardzo pięknie. Współżycie między powstańcami a policjantami przebiegało bez żadnych kłopotów. Po dziesięciu dniach zaczęto likwidować, więc nie było sensu utrzymywania więcej tak dużej ilości ludzi, bo nas była z dwóch punktów prawie setka… i troszkę rannych. Ranni byli przeniesieni do szpitalików innych, dalszych.

  • Jak się nazywała zastępowa?

Moja zastępowa [nazywała się] Krystyna Tarka, a komendantką tego punktu i sanitariatu na Pradze była pani Helena Grzechnik czyli „Szczerba”, która w dniu wybuchu Powstania o godzinie trzeciej zebrała nas wszystkie. Odbył się apel i powiedziała nam kto jest kto. Przedstawiła kapelana księdza Durka i powiedziała, co kto ma robić.Potem zaczęła się zabawa, bo chłopcy siedzieli w sąsiednich domach i bawili się. Granat im wypadł, nieszczęśliwie siedziało dziesięciu dookoła – to byli nasi pierwsi ranni gapowicze.

  • Jak pani zapamiętała te pierwsze dni na Pradze?

Pierwsi ranni, to ci gapowicze, trochę było postrzelonych...Myśmy były może nie bardzo smarkate, ale nie tak bardzo przeszkolone jak pielęgniarki, które też były na tym punkcie. Wobec tego do operacji doktor prosił raczej pielęgniarki, a całym punktem zawiadamiał doktor Kawalski Andrzej – „Atom”.

  • Jak go pani wspomina?

Jako uroczego człowieka i znakomitego fachowca. Doktor spędził potem dwa tygodnie u nas w domu, bo kiedy punkt został rozwiązany, to doktor przeniósł się do mojej mamy na kwaterę. Przebywał u nas do ostatniego dnia, kiedy mężczyźni byli na Pradze. Potem razem z mężczyznami wyszedł w Pragi.Przypuszczam, że miał nadzieje, że gdzieś w Warszawie czy po drodze, spotka się z żoną. O ile wiem nigdy w życiu nie spotkał jej później.

  • Jego żona zginęła?

Jego żona zginęła w czasie Powstania.

  • Nie wie pani jak miała na imię?

Nie, nie mam pojęcia. To była jednak konspiracja. To, że on był „Atom” to wiedziałam, ale to że Kawalski to wtedy kiedy przyszedł, przywitał się z mamą i się przedstawił.

  • Miała pani kontakt z tym panem doktorem też i po wojnie?

Miałam kontakt po wojnie tylko wtedy, kiedy operował moja siostrę, ale to był zupełny przypadek.

  • Bardzo się bał, żeby nie wyszło, że on brał udział w Powstaniu Warszawskim?

Nie wiem, chodziliśmy obok siebie, nie rozmawialiśmy o tym.

  • Tak jak dwoje nieznajomych?

Tak jak dwoje nieznajomych, sympatycznych dla siebie. Po Powstaniu utrzymywałam tylko kontakt ze „Szczerbą”, czyli z naszą najważniejszą osobą w sanitariacie, która mieszkała zresztą blisko na ulicy Radzymińskiej. Od niej wiem, że nasze opaski i legitymacje, które chciałyśmy dostać, że nam ich nie da w tej chwili, dostaniemy je w stosownym momencie, który nigdy nie nadszedł. O ile wiem są zakopane w jej piwnicy. Usiłowałam namówić byłych dowódców do działania w tym kierunku i odszukania tych pamiątek. Nie udało się do dzisiaj.

  • Byłych dowódców to znaczy kogo?

Byłych dowódców tego praskiego odcinka. Potem prowadzącym i zbierającym wokół siebie ludzi był „Daniel”.

  • Pseudonim „Daniel”?

Pseudonim „Daniel”, tak.

  • Na tym punkcie sanitarnym pełniła pani dyżury?

Na tym punkcie sanitarnym byłam tylko dwie noce. Potem zostałam razem z ekipą oddelegowana do domu, żeby na tym odcinku ulicy Korzona i swoim być pod ręką i nie zajmować miejsca w zatłoczonym punkcie.

  • Nocowała pani w domu?

Już byłam w domu cały czas.

  • Wcześniej nocowała pani na tym punkcie?

Dwie noce spędziłam na punkcie, a potem byłam cały czas w domu. Ludzie wiedzieli, że mogą przychodzić do mnie po lekarstwa.

  • Jakie były kontakty w ludnością cywilną?

Tak jak między sąsiadami, tam się wszyscy znali.

  • Była jakaś wielka radość, euforia, że Powstanie wybuchło?

Było wielkie przerażenie. Powstanie na terenie gdzie są pojedyncze domki jednorodzinne, pole i sąsiedztwo w szkole gdzie Hermann Goering S[…?] stojący z wartą na dachu szkoły - to nie było wesołe, bo trzeba było przejść pół kilometra przez puste pole, żeby dojść do kościoła, czy do punktu sanitarnego, który w dalszym ciągu działał przez kilka dni jeszcze.

  • Miała pani jakiś kontakt bezpośrednio z Niemcami wziętymi do niewoli? Czy opatrywała pani jakiegoś rannego Niemca?

Takich rzeczy nie było, tam nie było praktycznie żadnych walk. Wiem tylko, że byli ludzie wymordowani na pętli tramwajowej przy cmentarzu Bródnowskim. Kto przyjechał tramwajem w ostatnich godzinach w czasie Powstania pierwszego sierpnia, tam został zamordowany.

  • Każdy pasażer, który dojeżdżał do pętli był mordowany przez Niemców?

Tak, kiedyś w prasie było wspomnienie innych oddziałów sanitarnych, które działały na ulicy Wincentego, ale myśmy nie miały żadnych kontaktów z nimi.

  • Czy ten punkt sanitarny był jakoś uzbrojony, były jakieś warty, byli jacyś powstańcy?

Przecież nas policja pilnowała. Byli powstańcy na tej części gdzie leżeli chorzy, a sanitariuszki miały strych do swojej dyspozycji, co zresztą trwało kilka dni. Potem po prywatnych mieszkaniach sąsiadów zostały rozprowadzone te, które nie mogły do Warszawy wrócić ze względu na bezpieczeństwo. Prościej było się w cudzym mieszkaniu zamelinować. Niektóre dziewczyny próbowały przedostać się przez Wisłę do Warszawy. Z tego, co się dowiedziałam wiele lat później jedna z nich – „Busy” zginęła w Wiśle.

  • Jak się nazywała?

„Busy”, to był pseudonim.

  • Z kim się pani przyjaźniła?

Ze swoja zastępową – Krystyną Tarką.

  • Czy w pierwszych dniach Powstania w pani otoczeniu uczestniczono w życiu religijnym?

Oczywiście. Pierwsza rzecz to był ksiądz Durka, który siedział na schodach i spowiadał wszystkich, którzy chcieli. Naprzeciwko był kościół, gdzie była msza, ten kto chciał, mógł tam [się modlić]…

  • Kościół pod wezwaniem?

Chrystusa Króla.

  • Czy podczas Powstania czytała pani podziemną prasę lub słuchała radia?

Podziemną prasę zdezaktualizowano, nowej na Pradze nie było, przynajmniej na Targówku na pewno nie.

  • A radio?

Jedyna rzecz przedziwna, która była, to były pieniądze napisane na maszynie: „Uwaga - Armia Krajowa Walicz” [?]. Ale to była raczej zabawa.

  • Takie były z obiegu pieniążki?

To była złotówka z obiegu. Napisane: „Armia Krajowa Walicz”.

  • Były to monety?

Nie, banknot. Traktuje to jako zabawę. Ktoś się bawił patriotycznie. Gdzieś kiedyś to miałam, nie wiem czy moje dzieci nie przejęły do swoich zbiorów.

  • Jakie jest pani najgorsze wspomnienie z Powstania?

Wszystkie wieczory, kiedy stało się przy parkanie i patrzyło gdzie najbardziej bombardują, a to było na początku wyłącznie na Starym Mieście, a na Starym Mieście było dość dużo znajomych, była moja babcia. Patrzenie na to nie było miłe.

  • Pani babcia przeżyła Powstanie?

Moja babcia uwierzyła Niemcom jak wywozili i wyprowadzali ze Starówki ludzi. Powiedzieli, żeby starsze osoby wsiadały na samochody. To wsiadła i już nie wysiadła z tego samochodu, na Woli wiadomo gdzie, załatwili wszystkich.

  • To był początek Powstania?

To było koniec Powstania, to był już październik.

  • Starówka upadła drugiego września.

Ale Niemcy wywozili dopiero w październiku. W pierwszych dniach października wywozili resztę cywilów. Jeżeli mam informacje prawdziwe, a to są informacje, które dostałam od Ojców Franciszkanów, z którymi babcia była zaprzyjaźniona i u nich była.

  • Była tam przez cały wrzesień?

Przez cały czas była na Starówce.

  • Jak się babcia nazywała?

Petronela Żurawska. Bardzo dziwnie nazywała się z domu, ciągle usiłuje dojść, co to za rodzina – Sinbulla.

  • Jakie są pani dobre wspomnienia z Powstania?

Dobre wspomnienia z Powstania to takie, że było troszkę medykamentów, środków, ludzi, którzy mogli pomagać. Dzięki temu została uratowana między innymi moja siostrzenica, która była strasznie odwodniona. Była trzy miesiące bez jedzenia. Doktor Kawalski robił jej wtedy zastrzyki z soli fizjologicznej, którą gotowałam i to uratowało dziecko. W podobny sposób ratowaliśmy sąsiada, który był ranny, ale nie udało się.

  • Jak się sąsiad nazywał?

Dzieniewicz.

  • Był powstańcem, czy cywilem?

Był powstańcem. Było trzech braci Dzieniewiczów i wszyscy byli zorganizowani. Dobre chwile były po zakończeniu wojny. Walki się już kończyły były dobre, i były jednocześnie śmiesznie i zaskakujące. Wspominam na przykład jako dziwną rzecz, której sobie nie wyobrażałam – to był pierwszy rosyjski żołnierz, który przyszedł do nas. Piękny dzień idzie młody człowiek rękawy podwinięte, koszula rozchełstana z gołą głową, z jednym pytaniem: Giermancy jest? Nie. No to poszedł dalej. Tak sobie nie wyobrażałam pierwszej ligi, że może być taka rozchełstana i rozradowana.

  • Przyszedł rozkaz, żeby powstańcy na Pradze zeszli z powrotem do konspiracji. Czy pani ktoś ten rozkaz przekazał, czy tak samo z siebie wyszło?

Nikt mi nie przekazywał tego. Przecież było wiadomo, że nie zawsze i nie o wszystkim można mówić. Z naszą komendantką byłam z sąsiedzkich stosunkach, tak że jak trzeba było to pomagała.

  • Niemcy uciekali z Pragi jak Rosjanie zaczęli się zbliżać?

Niemcy jeszcze przedtem byli na Pradze jak było Powstanie w Warszawie. Mogę opowiedzieć zabawną historie z moją siostrzenicą. [Niemcy] kręcili się koło naszych domów, a to było bardzo śliczna, ładna dziewczynka. Niemcy lubili dzieci i zaczęli z nią rozmawiać. Boje się, że był to ktoś znający trochę polski język, ale nie działający jak trzeba, bo pyta gdzie tatuś, a to dziecko odpowiada: „Tatuś w piwnicy z granatami siedzi!” Trzy latka miała, ale to był przyzwoity Niemiec. Tak, że to były wesołe chwile z czasów Powstania.

  • Ale po pierwszej linii frontu, po napotkanym Rosjaninie, Niemców już wtedy nie było?

Niemcy dopiero się kończyli, a potem od razu zaczęli się na naszym podwórku, siedlisku instalować i rosyjscy i polscy żołnierze. Okazało się, że część ich była z Podlasia. Mamę poznali pani Władysławo, dzień dobry.

  • Jakie były relacje między ludnością praską, a Rosjanami i Polakami?

Myśmy mieli Polaków i zakaukaskich różnych. Z tamtymi oczywiście nie dało się porozumieć, zresztą jak byli sąsiedzi z Podlasia to wiadomo, że siedzieli nas.

  • Czy sąsiedzi mieli jakieś nieprzyjemności, czy Rosjanie wchodzili i grabili? Jakieś gwałty były?

Nie było takich rzeczy. Jedyna nieprzyjemna rzecz to było zastrzelenie sąsiadki przez Armię Krajową. Przypuszczam, że to była niemiecka rodzina. Wykonano wyrok, za co? Nie wiem.

  • Kiedy to było?

W 1944 roku.

  • Jeszcze przed wybuchem Powstania?

To było po wybuchu Powstania.

  • Jest pani pewna, że to był wyrok na nią z Armii Krajowej?

Usiłowałam dojść do tego. Tak mi powiedziano.

  • Ona była Niemką?

To była niemiecka rodzina.

  • Jak się nazywała?

Puttkamerowie.

  • Ona była dobrym człowiekiem?

Ktoś miał do niej pretensje. O co, nie wiem.

  • Jak się nazywali sąsiedzi, co byli z panią w Powstaniu Warszawskim?

To byli Cieniewicze. Jeden umarł.

  • Pamięta pani może ich imiona?

Nie, już nie pamiętam.

  • A tych dwóch przeżyło Powstanie?

Tak, przeżyli. Pewnie jeszcze do dzisiaj żyją. Spotkaliśmy się kiedyś.

  • Jakie były relacje miedzy ludnością?

Były znakomite proszę pani. Im biedniejsza ludność tym relacje były lepsze. Myśmy chodziły zbierać po piwnicach wikt i opierunek dla powstańców pierwszego dnia, zaraz po wybuchu. Najłatwiej zapełniały się kosze tu, gdzie były małe dzieci. Starsi ludzie dawali wszystko, co mogli.

  • Byli Polacy, byli Rosjanie, armia Berlinga, a tam po drugiej stronie Wisły przecież było widać, że to Powstanie trwa. Nie pytała się pani, dlaczego nie idą z pomocą, dlaczego siedzą tutaj?

Nawet usiłowano nam to wytłumaczyć, że nie są przygotowani. Na naszym siedlisku, placu, budowano łodzie do przeprawy. Te łodzie, które we wrześniu płynęły, to były u nas budowane, te którymi cześć powstańców z Czerniakowa się przeprawiała. Tych łodzi wybudowali za mało, do szturmu się to nie nadawało.

  • Co najbardziej utrwaliło się pani w pamięci z tamtego okresu?

Chyba zrozumienie, jakie ludzie wzajemnie do siebie mieli i straszna męka z patrzeniem na to, co się działo w Warszawie, bez możliwości działania. Wieczorne godzinki z patrzeniem na bombardowaną i płonącą Warszawę, gdzie była część rodziny. To było chyba najtrudniejsze. Wszystko inne to było kaszka z mlekiem, bo myśmy byli młodzi.

  • Może poznała pani jakąś osobę z powstańców, która przepłynęła z Warszawy na Pragę? Może miała pani kontakt z taka osobą?

Nawet miewam do tej pory, to była łączniczka dowódcy Dworackiego.

  • Jak się nazywa?

Niech zostanie bez nazwiska.

  • Kiedy ona przepłynęła?

Tego dokładnie nie wiem. Wiem, że miała płynąć, ale czy przepłynęła, czy ja przewieźli nie potrafię powiedzieć.

  • Spotkała ją pani na Pradze?

Spotkałam ją potem na studiach.

  • Kiedy dowiedziała się pani, że Powstanie upadło? Czy Rosjanie to ogłosili?

Dowiedziałam się, że coś się dzieje. [...] To było widać jak już Niemcy zaczęli się pewnie ruszać. Natomiast potem jeździłyśmy z mamą na wieś, żeby przywieźć coś do jedzenia, żeby dzieci miały co jeść. Koniec wojny zastał mnie w Czarkówce, czyli w rodzinnej wsi mojego ojca. Wtedy się wszystko trzęsło była jedna wielka strzelanina mimo, że to sto kilkadziesiąt kilometrów to właściwie tylko strzały było słychać. Wtedy było wiadomo, że to już koniec, wobec tego zbierałyśmy się, żeby jak najprędzej dotrzeć do domu.

  • Czy była pani represjonowana za to, że uczestniczyła pani w konspiracji i brała udział w Powstaniu Warszawskim?

Obracałam to w żart, nie miałam z tym kłopotów.

  • Jak trzeba było napisać życiorys, to pisała pani?

Chce pani znowu coś śmiesznego?Wszyscy asystenci musieli zdawać egzamin z krótkiego kursu WKPB. Miałam przyjemność być pytana przez znaną towarzyszkę Marię. Kobietę bardzo ideowo zaangażowaną, która naprawdę wierzyła w to i czuła. Pytanie padło: ”Czy słuszne jest wprowadzanie reformy rolnej i rozkułaczanie?”. Więc ja, pamiętając dzieje rodzinne zapytałam: „Nie wiem, czy jest słuszne, że mój dziadek miał sześcioro dzieci, to wszyscy są biedniakami, a sąsiad miał jedno i jest bogaty do dzisiaj. Nie wiem, czy jest to słuszne, czy nie?” Z trudem dziekan wywalczył zaliczenie tego egzaminu.

  • Jaką uczelnie pani skończyła?

Skończyłam Uniwersytet Warszawski.

  • Jaki wydział?

Chemię. Ale to było już nie na studiach tylko w pracy. To już było na Politechnice Warszawskiej, gdzie pracowałam.

  • Czy chciałaby pani powiedzieć coś na temat Powstania warszawskiego, coś czego nikt do tej pory nie powiedział?

Myślę, że wszyscy już wszystko powiedzieli i wszyscy doskonale pamiętają Powstanie Warszawskie i będą pamiętać, a jeżeli nie wszystko pamiętają to jeszcze im się od czasu do czasu przypomina. Jak mówiłam, sama wzięłam udział i uważam to za swoje największe osiągnięcie. Moje największe osiągnięcie związane z Powstaniem, jest takie, że w pięćdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania z mojej inicjatywy za poparciem piątego zgrupowania praskiego, została wmurowana tablica pamiątkowa na domu, w którym mieścił się punkt sanitarny na ulicy Tykocińskiej. Wszystko to działo się w tempie rekordowym, bo w przeciągu trzech miesięcy, bez grosza pieniędzy i do dzisiaj jest to wszystko zadbane, jeszcze lepiej niż na pięćdziesiątą rocznicę, dzięki Radzie Narodowej Warszawa – Targówek.

  • Dlaczego przybrała pani taki pseudonim?

„Terka”? Tak przezwał mnie mój szwagier przed wojną. Nie Teresa, tylko Terka.
Warszawa, 13 kwietnia 2005 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Brama
Teresa Stańczuk-Różycka Pseudonim: „Terka” Stopień: sanitariuszka Formacja: Szare Szeregi Dzielnica: Praga Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter