Zofia Jadwiga Kuszłejko

Archiwum Historii Mówionej
Mam na imię Zofia, Jadwiga [to] drugie imię, którego nie używam. Z domu mam francuskie nazwisko Guerquin, z męża nazwisko – Kuszłejko. Urodziłam się w Warszawie 16 listopada 1908 roku.

  • Jak pani pamięta lata dziecinne?

Różnie pamiętam, bo była pierwsza wojna. Byliśmy poza Warszawą na terenie Rosji, byłam z rodzicami w Mohylewie. Miałam dwóch starszych braci. Po wojnie rodzice zamieszkali w Warszawie. Ojciec mój umarł w Warszawie. Ojciec mój był inżynierem komunikacji.

  • Kiedy pani wróciła do Warszawy?

Po skończeniu wojny wróciliśmy. A przed wojną mieszkali rodzice w Radomiu. […] Mój ojciec z pochodzenia był Francuzem.

  • Jaki wpływ wywarła na pani rodzina, wychowanie w domu?

Miałam bardzo dobre wychowanie, pełne miłości. Byłam bardzo szczęśliwa, bardzo kochałam rodziców. Przeżyłam śmierć ojca, bo ojciec wcześnie umarł. Nigdy nie zapomnę swojego ojca. Był inżynierem komunikacji, odpowiedzialne stanowisko zajmował. Na serce umarł. Matka moja dużo później umarła, matka właściwie nas wychowała. Wszystko zawdzięczałam matce.

  • Po powrocie do Warszawy chodziła pani do szkoły?

Początkowo byliśmy w Radomiu, ale do szkoły poszłam już w Warszawie. Skończyłam państwowe gimnazjum imienia Marii Konopnickiej.

  • Jaka to była szkoła?

Damska. Do dziś dnia ta szkoła jest.

  • Jaki na panią wywarła wpływ?

Bardzo dobry. Miałam bardzo dobre grono nauczycieli i bardzo miłe i serdeczne współżycie koleżeńskie. Ale wtedy muszę powiedzieć otwarcie, że od początku interesowały mnie zagadnienia społeczne. Zainteresowania miałam historią i pochodnymi od historii. Ale poza tym dużo czytałam, koleżanki miałam z różnych środowisk i spotkałam się z bardzo postępowym nurtem.

  • A po ukończeniu gimnazjum…?

Po ukończeniu gimnazjum skończyłam wydział prawa na Uniwersytecie Warszawskim. I aplikację miałam. Jednocześnie studiowałam i pracowałam, bo warunki materialne miałam takie, że musiałam. Ojciec mój umarł wcześnie i moja matka pracowała tylko na nas. Miałam dwóch braci, którzy też kończyli wyższe studia i skończyli obaj. Jeden był inżynierem architektem a drugi inżynierem mechanikiem. Pracował w uzbrojeniu.


  • A gdzie pani pracowała?

Nie miałam konkretnej pracy. W sądownictwie pracowałam. Bardzo wcześnie zaczęłam pracować. Moja matka i ja dobrze znałyśmy pierwsze kobiety sędziów. Wanda Grabińska była. Ona mnie właściwie tak usposobiła. Ona już była wtedy sędzią. Często u nas bywała, bo z matką pracowały społecznie. Matka była w Narodowej Organizacji Kobiet. Interesowałam się i ona mnie namawiała żeby iść na prawo. Zainteresowania miałam. Jeszcze [jak] byłam w szkole to byłam kuratorem sądowym. Dzieci miałam pod opieką, takich wykolejonych chłopców.

  • To było lato jeszcze przed wybuchem wojny?

Tak to wszystko przed wybuchem wojny było. […]

  • Jak pani pamięta wybuch wojny?

Trudno powiedzieć, bo to było takie przeżycie, ale bez przemyślania, co będzie dalej. Jak to się wszystko zakończy, wierzyliśmy że zwyciężymy. Ponieważ musiałam zarabiać w warunkach domowych. Osobą, która mnie skłoniła też do tego, że [zainteresowałam się] sądownictwem była pierwsza kobieta sędzia – Wanda Grabińska, którą moja matka bardzo dobrze znała i ona u nas bywała. […] Bardzo wcześnie zetknęłam się z sądem.

  • W czasie okupacji dalej pani pracowała w sądzie?

Tak pracowałam. Byłam kuratorem sądowym jako jeszcze studentka już się wciągnęłam. […]

  • Gdzie pani mieszkała w czasie okupacji?

Mieszkałam w Warszawie. Jak wojna się zaczęła to mieszkałam na terenie Politechniki, bo mój brat był pracownikiem na Politechnice i miał mieszkanie służbowe i my z matką tam zamieszkałyśmy i cały okres okupacji mieszkałyśmy na terenie Politechniki Warszawskiej.

  • Jak pani pamięta pracę w sądzie podczas okupacji?

W sądzie praca była bardzo ciężka. Gmach był tak położony, że nie mogli wchodzić a myśmy wchodzili stroną aryjską a z drugiej strony było getto. Przychodziło bardzo dużo Żydów. Prawnicy byli Żydzi. Miałam koleżankę Żydówkę. I oni prosili, żeby tylko mogli posiedzieć chwilkę w innej atmosferze. To było bardzo trudne. Chcę zaznaczyć, że w czasie okupacji byłam w wydziale cywilnym sądowym i nas było cztery osoby i z tego dwie osoby zginęły. Myśmy były w konspiracji.

  • Jak pani się zetknęła z konspiracją? Jaki był początek?

Przyjechała do Warszawy moja bardzo dobrze zaprzyjaźniona osoba. Ona była w konspiracji i ona mnie wciągnęła. Ona u nas przebywała. Byłam tam gdzie ona, w tej samej sekcji. Już nie pamiętam jak to było, bo człowiek starał się nie mówić o tym. Wszystko było w tajemnicy.

  • Czym się pani zajmowała w konspiracji?

Byłam łączniczką.

  • Przewoziła pani dokumenty?

Dokumenty, pisma coś takiego.

  • Czy wszystkie cztery osoby z pani wydziału były w konspiracji?

Dwie osoby zginęły w obozach koncentracyjnych. Kolega mój i koleżanka.

  • Jak do tego doszło?

My byliśmy w konspiracji. Tylko ja byłam gdzieś indziej, a oni byli gdzieś indziej. I wpadli, i Niemcy ich pozbawili życia. Nie mogę zapomnieć o nich.

  • Nie bała się pani potem uczestniczyć w konspiracji?

Nie bałam się. W sądzie atmosfera była bardzo ciężka w pracy. Bo było to getto i Żydzi mieli prawo wejść. Więc byli tacy Żydzi, co przychodzili, prosili żeby móc posiedzieć trochę w innej atmosferze, bo to prawnicy byli. W takim napięciu było się trochę. Wiedziałam o tym. Nas było cztery osoby w wydziale, a trzy były w konspiracji. Mój kolega był gdzieś indziej i zginął. Dla mnie to przejście było straszne. Ja mieszkałam na terenie Politechniki, a on w czasie okupacji mieszkał niedaleko. Przed wyjściem do sądu musiałam do niego pójść po coś. On mieszkał z rodziną. Miał żonę i dziecko małe. Wlazłam na piętro, tam gdzie on mieszkał i zobaczyłam, że jego bilet wizytowy był i były jakieś koperty włożone z listami, i to mnie zaskoczyło. To było rano i gdyby był [w domu], to by wziął [to] wieczorem. Zbiegłam na dół do dozorcy, a dozorca mówi, że jego zabrali dzisiaj. I szczęście, że nie zastukałam, bo oni siedzą tam i tylko czekają aż ktoś wejdzie. Miałam jakąś intuicję. I jego zamordowali Niemcy.

  • Czy pani bracia też uczestniczyli w konspiracji?

Nie. Jeden brat zginął w czasie okupacji. Mnie wciągnięto. Wciągnęła mnie koleżanka starsza ode mnie. […] Jeszcze kolega zginął i koleżanka. Ona miała jakieś przeczucia, ona mi mówiła. Chciałam powiedzieć: „Nie idź”. I ją rozstrzelali. To dużo znaczy, bo to w sądzie było i to pracownicy sądu byli, i to świadczy, jaki sąd był, jaka atmosfera była.

  • Spodziewali się państwo Powstania?

Spodziewaliśmy się. Wypadek taki był, że jedna z moich koleżanek była żoną jednego mojego kolegi. Prosiła, żebym wyszła z nią, bo ona przeprowadzała Żydówkę, taka małą dziewczynkę. I szłyśmy. Jak to dziecko się zachowywało, to było coś nadzwyczajnego, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. Przez sąd przeprowadziłyśmy na ulicę i ona później tramwajem gdzieś ją zawiozła w umówione miejsce. W sądzie my byliśmy jak na wulkanie. Teraz sobie zdaję bardziej sprawę z tego, bo ci Żydzi wchodzili tu, mieli prawo, a przecież tu kupa było szpicli.

  • Często zdarzały się takie wypadki, że próbowano wyprowadzić dzieci z getta?

Może było, ale to jest jeden wypadek, o którym wiem. Jak ta dziewczynka się zachowywała, to byłam zdumiona. Myśmy się bardziej denerwowały niż to dziecko. Nieduża dziewczynka, sześć, siedem lat miała. To był jedyny sposób uratowania życia tego dziecka. Dlatego uważam, że sąd powinien się zainteresować, tym co się działo w sądzie. Teraz zdaję sobie sprawę jak tam niebezpiecznie było. Bo przecież tam kupa była szpicli. Tylko pilnowali i patrzyli. […]

  • Przejdźmy do momentu jak miało wybuchnąć Powstanie. Jak pani to pamięta?

Wszystkich szczegółów nie pamiętam, ale wiedziałam, gdzie mamy się spotkać. Na terenie Mokotowa była [kwatera]. Miałam punkty, wiadomo która godzina, co, jak, tam się musiałam wstawić i się tam wstawiłam.

  • Jak pani pamięta ten pierwszy dzień?

Trudno mi określić. Spokojnie było. […] Zajęte były te tereny wszystkie, żeby to uzasadnić, otworzyli nie biuro meldunkowe, [ale] coś w rodzaju komisariatu. Lokal na parterze był, żeby ludzie mogli przyjść i załatwiać różne rzeczy. Ponieważ jestem prawnikiem to posadzili mnie tam. To przy głównej ulicy było.

  • To było na początku sierpnia?

Tak, na samym początku. Ale skąd oni wiedzieli, to nie wiem, ale zrobili tam nalot i zniszczyli cały [lokal], ledwie my stamtąd uszłyśmy z życiem. Wyskoczyli. Szczęśliwa [byłam], że jakoś mi się udało wtedy. A było bardzo ciężko. Nie przedstawiało się pomyślnie nasze działanie na Mokotowie. Było trudno.
Potem wyszłam po tym wszystkim… Trudno mi powiedzieć, bo zmieniałam miejsca swojego pobytu.

  • Ale była pani z jakimś oddziałem?

Tak, jako łącznik byłam.

  • Była pani łączniczką?

Właściwie tak. Jak nas wypędzili, [poszłam] z cywilną ludnością.

  • Zostańmy jeszcze przy Powstaniu. Czy pani pamięta jak duży był pani oddział?

Nie mogę powiedzieć. Bo mówię, stworzono komisariat, siedziałam w tym komisariacie a później się zmieniało miejsca, że trudno mi powiedzieć. Bombardowali i to było wszystko bardzo ciężkie. Tam, gdzie był zrobiony komisariat, to oni nie wiem, w jaki sposób czy ktoś doniósł, czy coś, że zbombardowali to miejsce.

  • Pamięta pani żołnierzy strony nieprzyjacielskiej?

Nie, nie widziałam w czasie Powstania żadnego żołnierza. Byłam na Mokotowie, nie widziałam. A potem myśmy uciekli z ludnością cywilną.

  • Jak wyglądało życie codzienne w czasie Powstania, jeśli chodzi na przykład o jedzenie?

Było gromadne gotowanie i to rozdzielali. Ale często było tak, że człowiek nie miał. Jak kawał chleba dostał, to był zadowolony.

  • A higiena?

Jak było takie miejsce, że to było możliwe, to się korzystało. Ale to wszystko było prowizoryczne. […]

  • Czy miała pani kontakty z rodziną podczas Powstania?

Nie.

  • A co się z nimi wtedy działo?

Jak wyszłam, to zostawiłam matkę i brata. Oni też przeżyli swoje, ale jakoś przetrwali i wyszli z tego. Ponieważ myśmy na terenie Politechniki mieszkali, wtedy matka miała tam dużo przyjaciół i w jakiś sposób się uratowali.

  • Jaka atmosfera panowała w pani oddziale?

Wszyscy myśleliśmy o tym żeby wygrać.

  • Czy uczestniczono w życiu religijnym w pani otoczeniu?

Może tak, bo były msze i księża. Ale ja się bezpośrednio nie zetknęłam.

  • A jak walkę odbierała ludność cywilna?

Ludność cywilna była zaskoczona tym wszystkim i każdy ratował swoje życie jak mógł.

  • Ale pomagali państwu?

W każdym razie nikt nie przeszkadzał. Starali się dołączyć i współpracować. Nie mogę powiedzieć nic złego.
Na Okęciu jak się jedzie na lotnisko, to nas pędzili i moja koleżanka, która mnie wciągnęła do konspiracji chciała uciec…

  • Pani przebywała z nią cały czas podczas Powstania?

Nie, cały czas nie, ale byliśmy blisko siebie. Myśmy uciekły z tego korowodu.

  • Jak to się odbyło?

Myśmy wpadły do jakiegoś pomieszczenia, mieszkania, już nie pamiętam jak to było. A ci żandarmi za nami, z karabinami, chcieli nas rozstrzelać. Mnie pierwszą chwycili, wypędzili a ona dostała jakiegoś szału. Położyła się i waliła nogami, a ja już nic nie mogłam, bo oni mnie gnali. Zobaczyłam ją, byłam przerażona, ona się uratowała i przyszła za mną. Bardzo prędko uciekła, bo oni się przerazili i zostawili ją. Myśleli, że ona ma jakąś chorobę. I ona wtedy wyskoczyła i poszła, dogoniła nas. Wyszliśmy z cywilną ludnością. Pędzili nas do Włoch. A we Włochach moja ciotka mieszkała. Więc starałam się uciec.

  • Uciekła pani?

Uciekłam. Był taki moment, że się zatrzymał ten korowód i wyskoczyłam, i w krzaki. W krzakach siedziałam. I oni poszli. Miałam szczęście, bo przechodził akurat mieszkający tam mój kolega prawnik i go zobaczyłam, więc [zawołałam] do niego, on się zorientował i od razu podszedł i mnie wyciągnął. Poszłam do niego. Mieszkał blisko i w ten sposób się uratowałam.
Jak były walki, to tego nie odczuwałam. Tylko potem jak szłam z tą grupą ludzi mnie pędzili. Bałam się, że mnie dopędzą, bo blisko dworzec był, oni strzelali.

  • Co się z panią działo do zakończenia wojny? Spotkała się pani z rodziną?

Jakiś czas byłam we Włochach, a później wyjechałam, byłam w Krakowie. Tam pracowałam na pół społecznie. Później byłam w Zakopanym. Człowiek wszędzie był trochę.

  • Czy może pani powiedzieć o Powstaniu jeszcze coś, co może jeszcze nie zostało powiedziane?

Co jeszcze można powiedzieć…
[Na] Mokotowie, gdzie byłam w czasie całej akcji, bardzo dużo ludzi ginęło. […]
Cięższy dla mnie był okres przed Powstaniem. Cały ten okres w sądownictwie i getto, Żydzi. I człowiek to wszystko wiedział, co wyrabiali Niemcy. Niepewność naszego losu. Niemcy pilnowali przychodzili po cywilnemu. Dla mnie codzienne pójście tam było bardzo ciężkie.
Poza tym widziało się, co oni wyrabiali w getcie, przecież okna były. To było najcięższe. A tu człowiek działał, robił coś, walczył. Inne nastawienie psychiczne było zupełnie. To było zabawne – mi się śmiać chce – jak oni zrobili ten komisariat, gdzie mnie posadzili, fikcyjne to było. Oni wszystko obserwowali czy ktoś zdradzał, że oni zrobili nalot i zbombardowali to.


Warszawa, 21 września 2005 roku
Rozmowę prowadziła Katarzyna Figiel
Zofia Jadwiga Kuszłejko Stopień: łączniczka Dzielnica: Mokotów

Zobacz także

Nasz newsletter