Zygmunt Kujawiński „Tokarz”

Archiwum Historii Mówionej

Zygmunt Kujawiński, [urodzony] 1 maja 1912 roku.[Byłem w] piechocie, specjalność ciężkie karabiny maszynowe, [w Powstaniu] oddział „Kryska”.

  • Pan walczył na Powiślu i Czerniakowie?

Tak.

  • Pod jakim pseudonimem pan walczył?

„Tokarz”.

  • Czym się pan zajmował, co pan robił przed wybuchem wojny, przed 1 września 1939 roku?

Pracowałem jako ślusarz narzędziowy.

  • Stąd pana późniejszy pseudonim w Powstaniu?

Przeszłość moja jest dosyć urozmaicona – walka obronna, niewola, ucieczka z niewoli. Po powrocie musiałem się ukrywać pod nazwiskiem Trojecki.

  • Jakby pan coś mógł więcej powiedzieć o wojnie obronnej 1939 roku, gdzie pan walczył, jak pan się do niewoli dostał, w jaki sposób pan z niewoli uciekł?

Pamięć moja już teraz… Wieluń jest znany z tego, że to było pierwsze miasto bombardowane przy granicy niemieckiej niedaleko, ten rejon miał swoją nazwę, ale w tej chwili nie przypominam [sobie], tam właśnie walczyliśmy, 36 pułk.

  • Pan dostał się do niewoli niemieckiej podczas wojny wrześniowej, obronnej?

Tak, do niewoli. 13 września myśmy starali się dotrzeć do Warszawy, ponieważ tam przewaga była ogromna niemiecka i tu w Brwinowie, miejscowość pod Warszawą, kilkanaście kilometrów, dostałem się do niewoli.

  • Jak długo był pan w niewoli niemieckiej?

Osobiście w obozie jenieckim ponad rok, ale dokładnie nie wiem, później zapisałem się na roboty na terenie Austrii, pracowałem przy budowie fabryki blachy, budynku, czy coś takiego. Austriacy dobrzy, bardzo życzliwi ludzie, pomogli mi w sensie takim, że podali godziny, w których można skorzystać z międzynarodowego przejazdu. Na terenie poruszałem się łatwo, bo miałem literę „P”.

  • Co oznaczała litera „P”?

Polak. Wiele osób, branych przymusem na roboty, też musiało nosić.

  • Pan uciekł z robót z Austrii?

Tak, uciekłem.

  • W jaki sposób udało się panu uciec?

Mieliśmy barak, w którym byliśmy, zamieszkiwaliśmy, normalne życie się prowadziło, to znaczy kuchnia wspólna, na miejscu była kantyna, sklep, wszystko można było dokupić, a poza tym żywność normalnie jak w stołówkach. To było w Kremsie nad Dunajem, to jest miejscowość…

  • Tam gdzie pan roboty odbywał?

Tak.

  • Ucieka pan z robót, w jaki sposób udaje się panu przedostać z Austrii do Polski na terytorium Generalnego Gubernatorstwa?

Tam miałem podane przez jednego, który już był na terenie Polski, poinformował mnie listownie, gdzie na terenie Śląska można przenocować, kto zajmuje się, powiedzmy, przeprowadzką przez granicę, bo tam blisko. Tak że wszystkie dane dostałem i to mi ułatwiło. Pierwsze miejsce na terenie Polski – Maków Podhalański pod Krakowem [...]. Tam właśnie pierwsze kroki [skierowałem].

  • Z Makowa pan się przedostał do Warszawy?

Normalnie nocą, miałem kłopot, bo była godzina nocna, a tam wiadomo było, że w nocy niebezpiecznie, szczególnie Niemcy zwracali uwagę, patrole chodziły. Mając wujka w Krakowie dostałem się ostrożnie do niego, tam pobyłem około trzech dni w celu wypoczynku, z kolegą uciekaliśmy.

  • Z Krakowa udają się panowie we dwóch…

Normalnie pociągiem do Warszawy.

  • W Warszawie się pan ukrywał?

Tak, zupełnie pod innym nazwiskiem, podziemie wydało mi [dokumenty].

  • Kto pana skontaktował z podziemiem w Warszawie?

Pomógł mi [kolega].

  • Pamięta pan nazwisko kolegi?

Stockinger, niemieckie nazwisko, on pracował w Piastowie w fabryce opon i akumulatorów. Taka fabryka jest Piastów i „Tudor”.

  • Pana kolega skontaktował pana z podziemiem?

Tak.

  • Jak pan pamięta dni poprzedzające wybuch Powstania? Cały czas się pan ukrywał od momentu przyjazdu do Warszawy, aż do dni poprzedzających wybuch Powstania Warszawskiego?

Tak, szukali Niemcy, po tygodniu już byli u matki, a u matki mieszkałem.

  • Przez cały ten czas udało się panu uniknąć aresztowania?

Tak.

  • Przychodzi lato 1944 roku, zbliża się wybuch Powstania. Co pan robił przed wybuchem, czym się pan zajmował?

Byłem zatrudniony w Piastowie w fabryce jako ślusarz.

  • Czy pan wiedział, że przygotowywany jest wybuch Powstania przez władze Państwa Podziemnego?

Tak, oczywiście.

  • Skąd się pan dowiedział, że będzie Powstanie w Warszawie?

Od swojego dowódcy, pseudonim „Leszek”, nazwiska nie pamiętam w tej chwili, w każdym razie mój dowódca kompanii.

  • Jest rozkaz wymarszu, pan wiedział, gdzie pan będzie w momencie wybuchu, czy miał pan przydział, konkretną misję?

Nie, to była tajemnica.

  • 1 sierpnia 1944 roku wybucha Powstanie, co pan robił tego dnia, gdzie pan się znajdował?

Należałem do podziemia.

  • Dostał pan rozkaz?

Normalnie zgrupowaliśmy się w budynku po RGO – instytucja, która pomagała biednym, bezdomnym, gotowali i tak dalej. Po nich zajęliśmy opuszczone pomieszczenie i tam przetrwaliśmy do Powstania. Stamtąd nawet widzieliśmy maszerujące wojska niemieckie, które już cofały się ze względu na przewagę ruskich. Mieliśmy szczęście, że nie zajrzał nikt, bo tuż blisko trasy był lokal, w którym myśmy się znajdowali pod zamkniętymi okiennicami.

  • W tym budynku doczekali panowie wybuchu Powstania?

Tak, w dniu wybuchu wyruszyliśmy ulicą Łazienkowską z okrzykiem hura w kierunku na ulicę Rozbrat. Tam obiekt mieliśmy zdobyć, niestety nie udało się.

  • Jak pan pamięta walkę o to gimnazjum, moment ataku?

W ogóle myśmy byli nastawieni bardzo bojowo wszyscy, którzy mieli bohaterskiego ducha, nie patrzyli, że kule odbiją się o słupki, [które] utrzymywały siatkę, gwiżdżą, bo to wysoka siatka ogradzała gimnazjum, mam nawet zdjęcie. Mówię i zaraz gubię się sam. Właśnie ci z pierwszych co trafieni byli, któryś tam zawisł na siatce, inny przestrzelone gardło, leżały na ziemi tylko strzępy odzieży. Widziałem to wszystko, koło mnie się działo, miałem szczęście, że nie trafili.

  • Jak byliście uzbrojeni?

Nie za dobrze, w każdym bądź razie pięćdziesiąt procent można powiedzieć, jak było tam trzydziestu, to piętnastu.

  • Pan miał broń?

Miałem „wisa” polskiego. Mieliśmy dwa ciężkie karabiny maszynowe, ale nieprzestrzelone. Szaleństwo było, nawet też byłem w karabinach maszynowych w wojsku. [Karabiny] zacięły [się], to trzeba się troszkę znać, niestety nie dało się.

  • Nie były użyte w walce karabiny maszynowe?

Była próba użycia.

  • Ale się zacięły, nie były użyte?

Nie.

  • Atak się nie powiódł?

Nie powiódł się.

  • Co się stało później?

Po terenie rozeszliśmy się, to była okolica nadwiślańska, te okolice co Mączna, Solec, Górczewska czy Górnośląska, te tereny zajmowaliśmy. Nie wiem jakim cudem udostępnili nam ludzie pomieszczenia, rozlokowaliśmy się. Tam trzymaliśmy się do połowy sierpnia, a później przenieśliśmy się, ze względu na upadek Powiśla, do Śródmieścia w rejon Głuchoniemych. Kwaterę zajęliśmy Soldate Heim, dom żołnierza, w którym urzędowali Niemcy. Tam [byliśmy] prawie do końca, niedaleko sejmu.

  • W rejonie Wiejskiej?

Tak, w budynkach gospodarczych sejmu kwaterowaliśmy. Pełniliśmy obronę terenu.

  • Czy miał pan bezpośredni kontakt z niemieckimi żołnierzami walczącymi w Warszawie? Czy formacja wzięła do niewoli niemieckich żołnierzy?

Nie, zdaje się, że nie. To są pytania…

  • Nie było osobistego, bezpośredniego, kontaktu z Niemcami?

Raczej z daleka. Pod sejmem dzieliły nas od miejsca kwater ruiny budynku, z którego zwisały druty.

  • Zbrojenia?

Tak. Na tym terenie skończyliśmy. Nie zupełnie na tym, bo trzeba było zmieniać kwatery, dzięki temu, że wyznaczone były miejsca wcześniej przez dowódców, wyznaczone były dni.

  • Jak było z zaopatrzeniem, z jedzeniem, czy w miarę upływu czasu zaczynało ować jedzenia, tam gdzie pana zgrupowanie walczyło?

Do Haberbuscha po jęczmień [chodziliśmy] a później „kasza pluj” tak zwana. Psy oczywiście też pozbawione były [życia]. Panie, które przedzierały się i już były słabe, to prosiły. Nawet sam osobiście zabiłem pieska, którego koledzy skonsumowali.

  • Kiedy się zakończył okres w okolicach ulicy Wiejskiej? Gdzie zastał pana koniec Powstania?

Właśnie na tym terenie w okolicy sejmu, Frascati ulica, sejm, te okolice.

  • Jak przyjęta została decyzja? Z ulgą, z gniewem?

Raczej ze smutkiem.

  • Jak wyglądał stan osobowy pana plutonu, dużo kolegów zginęło przez okres Powstania?

Zginęło około dziesięciu.

  • Ile osób liczył pluton w momencie wybuchu Powstania?

Około dwudziestu.

  • Prawie pięćdziesiąt procent.

„Leszek”, mój dowódca, zginął w czasie nalotu samolotów. Wtedy bombardowano kościół Świętego Aleksandra, tam było kino „Pan” czy coś takiego. Budynek, w którym myśmy kwaterowali też był zniszczony, Niemcy jednak mieli obserwatorów, tam zginął też „Leszek” i kilka łączniczek. To był pedant, lubił porządek. Dzień wyznaczony do przeprowadzki, ja wcześniej przeniosłem się do Głuchoniemych obok i zająłem miejsce na szczęście i na nieszczęście, że tak się stało dla tych, co zginęli.

  • Dzięki temu, że pan pierwszy się przeniósł uniknął pan śmierci?

Tak. „Leszek” tam zginął z łączniczkami, a tam jeszcze zginął jego kuzyn, który mnie namawiał do kąpieli, bo gorące dni były. Kąpieliska tam były solidne, ale nie zgodziłem się. Miałem szczęście, a on zginął zasypany w ruinach. Miałem trochę szczęścia, jak to mówią, w nieszczęściu.

  • Czy podczas Powstania był pan ranny?

Owszem tak, miałem nogę ranną, nawet mam bliznę.

  • Powstanie upada, pan z kolegami idzie do niewoli?

Tak.

  • Jak wyglądał moment kapitulacji?

Niemcy z honorami nas, jeśli tak można nazwać, żegnali, nie z takimi honorami… Ale w każdym razie jako niewolników [nas traktowali], bo to się szło do niewoli, a nie gdzie indziej zupełnie. Zupełnie przyzwoicie [nas] żegnali, dowozili żywność. Byli traktowali jak wojskowi ci młodzicy, wiadomo, że różny wiek, prawie dzieci do starszych włącznie.

  • Gdzie pan został wywieziony z Warszawy w momencie ewakuacji miasta?

Na terenie Saksonii, głównie to obóz jeniecki Mühlberg nad Elbą. Tam było około trzydziestu tysięcy różnej narodowości jeńców. Tam właśnie też ja się znalazłem i ci koledzy. Tam byliśmy prawie że do końca. Wreszcie później zapisałem się na roboty, żeby mieć okazję uciec z tamtych terenów. Dobrze zrobiłem, bo później wypada z opowieści, że udało się uciec.

  • Drugi raz pan uciekł?

Wspominałem, że miałem podane przez kolegę, który tam był maszynistą, puścili go Niemcy na urlop. On dowiedział się danych, jak przejść granicę, to dotarło do mnie, to mi pomogło.

  • Gdzie pana zastał koniec wojny?

Mam tak urozmaicone wszystko, że… Byłem przecież na terenie Francji w obozie numer jeden. Z obozu zamiast do Polski, nie spieszyłem się, bo matka się jeszcze dobrze trzymała, powędrowałem na zachód.

  • Już po wyzwoleniu obozu?

Tak, ze względu na sympatię tamtych…

  • Udał się pan do Francji do Paryża?

Tak, tam przebyłem prawie rok, normalne ćwiczenia. Włochy graniczą z Francją, to tam nieraz koledzy od Andersa: „Wy tutaj się byczycie, a my tutaj ostatnie…” Było niepewne jak będzie z Rosją, czy w ogóle ona poprzestanie na pokonaniu Niemców, czy dalej starać się, wiadomo o co chodziło.

  • Przejąć większe terytorium Europy.

Tak.

  • Rok spędził pan w Paryżu?

Tak, później matka gorzej się poczuła, musiałem wracać, pisała, że nic groźnego się nie dzieje i wróciłem do Polski.
Warszawa, 29 czerwca 2006 roku
Rozmowę prowadził Mateusz Weber
Zygmunt Kujawiński Pseudonim: „Tokarz” Stopień: plutonowy Formacja: zgrupowanie „Kryska” Dzielnica: Powiśle, Czerniaków Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter