Andrzej Polubiec „Jędrek”, „Dybek”

Archiwum Historii Mówionej

Andrzej Polubiec, jestem emerytowanym profesorem zwyczajnym Akademii Medycznej. Na emeryturze jestem już od siedmiu lat; pseudonim „Jędrek”, „Dybek”.

  • Co pan robił przed 1 września 1939 roku? Jak pan pamięta swoje dzieciństwo?

Chodziłem do szkoły powszechnej numer 160, którą ukończyłem w 1941 roku. Następnie zacząłem chodzić na komplety w gimnazjum imienia Joachima Lelewela. Skończyłem trzy klasy gimnazjum imienia Lelewela, a po Powstaniu rozpocząłem naukę w gimnazjum Władysława IV na Pradze.

  • Ale przed wybuchem wojny pan mieszkał w Warszawie?

Mieszkałem cały czas w Warszawie – Warszawa Praga.

  • Czym zajmowali się pana rodzice?

Ojciec był w policji. Z zawodu był cukiernikiem. Potem, po wojnie był oficerem Wojska Polskiego.

  • Państwo mieszkali wtedy przy jakiej ulicy?

Bojanowska 31.

  • Zmieniła się bardzo ta okolica.

Już w ogóle nie istnieje. Tam jest fabryka FSO.

  • Kto tam mieszkał? Jakich pan miał kolegów?

To byli koledzy, właściwie biedni chłopcy, z rodzin, powiedzmy, pracowników fizycznych. Trochę kolejarzy, w każdym bądź razie to nie byli żadni urzędnicy, tylko po prostu pracownicy fizyczni. Ich rodzice…

  • Tata był policjantem? Na czym polegała jego praca?

Był komendantem posterunku Warszawa Annopol.

  • A mama?

Mama nie pracowała.

  • Czy miał pan rodzeństwo?

Tak, miałem siostrę, która już nie żyje.

  • Jak pan wspomina swoje dzieciństwo sprzed wybuchu wojny? To była miła okolica, pomimo że tam było biednie?

Okolica była bardzo sympatyczna. Wszyscy się tam nawzajem szanowali i wszyscy się znali.

  • Jak pan zapamiętał wybuch wojny?

Zostaliśmy ewakuowani z rodzinami policyjnymi do Białej Podlaskiej. Przewieziono nas furgonami i właściwie cały okres najazdu wrześniowego przesiedzieliśmy pod Sarnakami. Tam po raz pierwszy miałem okazję poznać żołnierzy radzieckich, którzy przekroczyli nielegalnie granicę, przez Bug. Oczywiście wymachiwali pistoletami, „burżujce”, która miała jedną krowę, zabrali tę krowę. Od razu mój światopogląd się wyrobił. W związku z tym całe życie byłem antyradziecki.

  • A sam wrzesień, czy wojna ominęła tę okolicę?

Wojna mnie właściwie we wrześniu ominęła, bo byłem chłopcem, młodym chłopcem, przecież się urodziłem w 1928 roku, a w 1939 roku miałem zaledwie jedenaście lat.

  • Razem z mamą i siostrą został pan ewakuowany z Warszawy?

Tak.

  • W jakich warunkach państwo tam mieszkali?

Był jakiś dworek i właściwie u rodziny mojej ciotki dostaliśmy pokój. Tam wszyscy mieszkaliśmy i oni nas żywili.

  • Kiedy pierwszy raz zobaczył pan Niemców?

Jak już wracałem do Warszawy z mama i siostrą. To gdzieś tak było po trzech tygodniach, mniej więcej po trzech, czterech tygodniach.

  • A co się działo z pańskim ojcem?

Ojciec był ranny. Dwukrotnie. A tak normalnie pracował w policji.

  • Czy pan wie, w jakich okolicznościach ojciec został ranny?

Trudno mi powiedzieć, bo wiem, że nosił baretkę z dwoma gwiazdkami, jako dwukrotnie ranny. Tego ojciec mi nie mówił. To nie były jakieś ciężkie rany, bo był sprawny fizycznie.

  • Po zakończeniu działań wojennych w kampanii wrześniowej państwo wrócili do Warszawy. Czy do swojego dawnego domu?

Do naszego dawnego domu.

  • Nic nie zginęło? Ocalał dom?

W zasadzie nic. Dopiero podczas Powstania dom uległ spaleniu.

  • Czy ktoś z pańskich kolegów zginął na początku wojny?

Bezpośrednio z kolegów to nie, ale właściwie tak, bo jednego z chłopców po prostu rozerwał granat. To jeszcze był okres, właściwie tuż po wkroczeniu wojsk radzieckich na teren Warszawa Praga.

  • Chciałbym, żebyśmy wrócili teraz do tego momentu kiedy pan z mamą i siostrą wrócili do Warszawy, spotkaliście się państwo już z ojcem w swoim domu?

Tak, już wszyscy razem byliśmy.

  • Tata pracował nadal w policji?

Oczywiście, cały czas pracował w policji. Do wyzwolenia. Potem został wcielony do wojska.

  • Czyli był tak zwanym granatowym policjantem? Nadal był komendantem posterunku?

Tak. To była dzielnica robotnicza. Zresztą ojciec był w AK, bardzo pomagał zarówno organizacjom prawicowym, jak i lewicowym. Nawet kiedy ojca aresztowała bezpieka, to lewicowcy za ojcem się wstawili, że on ich ostrzegał przed różnymi, że tak powiem, akcjami niemieckimi.

  • Gdyby pan zechciał powiedzieć, co się działo z panem w tym pierwszym roku okupacji?

Chodziłem do szkoły powszechnej, która była [numer] 160. To była szkoła na Pelcowiźnie. Nauka była przerywana wielokrotnie. W końcu udało mnie się tę szkołę skończyć, ale musiałem skończyć siedem klas, bo praktycznie szóstej klasy nie było, bo stale była szkoła zamknięta. Po skończeniu szkoły poszedłem na komplety do Lelewela.

  • Dobrym był pan uczniem?

No miernym, ale raczej pilnym.

  • Czego uczono pana na kompletach?

Podstawowe zajęcia gimnazjalne, właściwie do tego to się ograniczało. Natomiast jeżeli chodzi o wychowanie polityczne czy wychowanie, powiedzmy, społeczne, to wynosiłem z domu i z otoczenia swoich najbliższych kolegów.

  • Jakie pan odebrał wychowanie w domu?

Jak najbardziej, powiedzmy, propiłsudskie.

  • Ojciec brał może udział w wojnie 1920 roku?

Nie, nie, nie.

  • A ktoś z rodziny?

Też nie. Ojciec po prostu był młodszy. Ojciec miał w tym czasie dwadzieścia] dwa lata. Tak że był za młody i nie podlegał jeszcze w tym momencie wcieleniu do armii.

  • Jaki był pana pierwszy kontakt z harcerstwem?

Zaproponował mi Bogdan Kamiński, żebym wstąpił do „Szarych Szeregów”. Zgodziłem się.

  • Pamięta pan, w którym to było roku?

To było gdzieś na początku 1942, albo pod koniec 1941 roku. Pracowałem w jego zastępie. Potem, z różnych powodów organizacyjnych, zostałem mianowany drużynowym w dzielnicy Praga Północ. Tam właściwie działałem przez cały czas okupacji. W końcu zostałem zastępcą wodza roju, a następnie, tuż przed Powstaniem, byłem wodzem roju „Podhale”.

  • Czym się różni zakres obowiązków dowódcy drużyny od szefa roju?

Szef roju ma kilka drużyn, a drużyna składa się z kilka zastępów. Czyli w sumie miałem cztery lub pięć drużyn harcerskich. W każdej drużynie były cztery do pięciu zastępów, po mniej więcej – pięciu, siedmiu chłopców.

  • Rodzice wiedzieli, że pan jest w „Szarych Szeregach”?

Oczywiście. Oczywiście mnie pomagali w tym.

  • W jaki sposób?

Akceptowali moją działalność, przechowywaliśmy prasę konspiracyjną. Wypuszczali mnie na zbiórki. Przychodzili do mnie różni chłopcy, były odprawy w domu, zebrania. Tak że to była pełna akceptacja rodziny.
  • A co państwo robili na zbiórkach?

Przede wszystkim szkolenie ideologiczne. Poza tym wpajaliśmy w siebie, powiedzmy, patriotyzm; łącznie ze śpiewaniem piosenek patriotycznych. I oczywiście mieliśmy różne zadania. Tak zwane zadania małego sabotażu. Między innymi polegało to na tym, że zrywaliśmy drogowskazy. Albo zmienialiśmy kierunek drogowskazów.
Poza tym, pamiętam, była jakaś reklama „Pigmaliona” chyba, w tramwaju. To kazali nam to zrywać. Bo to była jakaś nieprzyzwoita reklama. Kolportowaliśmy prasę.

  • A ta reklama „Pigmaliona” w tramwaju, to była na zewnątrz przyczepiona czy wewnątrz?

Wewnątrz. Wewnątrz myśmy to zrywali. Przyznam się, że w tej chwili, jak się nad tym zastanawiam – było to bez sensu. Ale było polecenie i to robiliśmy.

  • W jaki sposób reagowali pasażerowie, kiedy wchodził taki młody człowiek jak pan…

Bardzo różnie. Traktowali [nas] jako łobuziaków. Nie bardzo wiedzieli, o co chodzi. Nawet jednemu z nich czapkę zabrali.

  • A przestawianie tych znaków, czy to był panów pomysł?

Nie, to było polecenie. Właściwie to było takie zalecenie, żeby po prostu zrywać znaki, żeby dezinformować wojska niemieckie.

  • Panowie to robili na terenie Pragi Północ?

Na terenie Pragi Północ. To był dosyć duży teren, bo to wchodził Targówek, Bródno, Pelcowizna, Annopol, Stefanówek, Aleksandrówek, Śliwice.

  • Pewnie znał pan każdą dziurę w okolicy?

Doskonale.

  • Przydało to się potem w trakcie Powstania?

W mniejszym stopniu, bo tam Powstanie zostało bardzo szybko stłumione. Właściwie tam nie było się gdzie schować. Co innego było w Warszawie, gdzie były mury, a tam były domki drewniane na ogół. Mieszkał tam taki poeta – Jad Warszawski [?].

  • Gdyby pan zechciał jeszcze szerzej opowiedzieć o swojej działalności w harcerstwie, czy były zbiórki?

O tak. Było dużo różnych zbiórek. Zarówno prowadziłem zebrania, jak i jeździłem na zgromadzenia, które po prostu dowództwo nam narzucało w jakimś sensie. Były różne szkolenia, specjalizacje. W tej chwili jest mi trudno powiedzieć, co dokładnie [robiliśmy], ale były różne gry terenowe.

  • A pańscy ludzie z drużyny, z zastępu, jak ich pan zapamiętał?

Po wojnie odtworzyliśmy to, co mogliśmy odtworzyć. Wielu z tych chłopców już nie żyje, znaczy powiedziałbym: siedemdziesiąt, osiemdziesiąt procent, może i więcej.
Między innymi w mojej drużynie był premier Olszewski. On chodził do [gimnazjum] Lisa-Kuli.

  • Jak się sprawował jako pański podwładny?

Był młodym chłopcem. On był ode mnie jeszcze młodszy. Był synem kolejarza, o ile pamiętam, i kończył gimnazjum Lisa-Kuli na Bródnie.
Któregoś dnia spotkałem go w autobusie i porozmawialiśmy oczywiście, dokładnie sobie wszystko skojarzył, co i jak.

  • Nie było wtedy akurat żadnego plakatu do zerwania w autobusie?

Nie, nie. Teraz nie.

  • Czyli pański pierwszy kontakt z konspiracją nastąpił dzięki koledze, który pana wprowadził?

Tak. Dzięki Bohdanowi Kamińskiemu. Bardzo przyjemny chłopiec. Był troszeczkę starszy ode mnie, o półtora roku, o rok mniej więcej. Dopiero po wprowadzeniu zacząłem organizować na swoim terenie drużyny harcerskie. Najpierw zastęp, a potem drużyny.

  • Czyli, jak rozumiem, sam pan wybierał kolegów do zastępu?

Tak, oczywiście. Zresztą myśmy się wszyscy znali doskonale i wiedzieliśmy, kto jest kim. Tak że znaliśmy się od urodzenia. Wiedzieliśmy, że to są Polacy pełnej krwi.

  • Czy może ktoś z rodziców pańskich kolegów podpisał folkslistę?

Nie! Nie, nie, nie.

  • Niemcy się pojawiali w pana dzielnicy często?

Bardzo często.

  • Pan znał trochę niemiecki, uczył się?

W tym czasie znałem słabo niemiecki, teraz znam dobrze.

  • Czuł się pan nadal bezpiecznie w swojej okolicy?

Jak najbardziej, bo tam sobie wszyscy nawzajem pomagali. Tam było zresztą bardzo dużo komunistów i było bardzo dużo ludzi o prawicowych poglądach, właściwie pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent. To był teren zdecydowanie… Z tym że po wojnie, co ciekawe, że praktycznie ci komuniści nie weszli do partii, do PPR-u czy do innych organizacji lewicowych.

  • Czy pamięta pan swój pełniejszy, szerszy zakres obowiązków, to, co państwo robili w organizacji przed wybuchem Powstania?

Przede wszystkim roznosiliśmy prasę podziemną. Zajmowaliśmy się kolportażem prasy.

  • Skąd pan brał tą prasę?

Dostarczano mi.

  • Do domu?

Do domu. Raczej do domu przynoszono. Podczas Powstania Jacek Wasilewski, to był student chyba polonistyki, prowadził nasłuch radiowy i wydawał „Wiadomości Radiowe”, pisane na powielaczu. On mi to dawał, działał na Nieporęckiej i myśmy te „Wiadomości Radiowe” [roznosili]. To był okres i Powstania Warszawskiego, i tuż po Powstaniu Warszawskim. W końcu zaczęła nam bezpieka deptać po piętach i myśmy działalność musieli przerwać.

  • Do kogo pan nosił gazetki?

Do wszystkich znajomych.

  • Domyślam się, że nie niósł pan tego w ręku?

Jest nawet zdjęcie, gdzie miałem te gazetki w futerale od skrzypiec na przykład.

  • Gdzieś pod wyściółką schowane?

Nie. Po prostu. Nawet mnie Niemcy zaczepili: „Co to jest?” Powiedziałem, że skrzypce. „Acha, skrzypce. To grasz?” – „Gram” – i puścili mnie. Nawet nie zaglądali do [środka].

  • Czy miał pan jakieś nieprzyjemne przygody z Niemcami przed wybuchem Powstania, albo ktoś z pańskich znajomych?

Specjalnie nie. To znaczy były takie po prostu drobiazgi, ale to na zasadzie, myśmy unikali tego typu starć niepotrzebnych, bo niby po co?

  • Czy miał pan świadomość, że zbliża się wybuch Powstania?

Tak, oczywiście. nawet dostaliśmy dokładne instrukcje, co mamy robić. 1 sierpnia miałem stać naprzeciwko ulicy Krasińskiego, koło czarnego parkanu. To jest akurat z drugiej strony Wisły. Miałem nawiązać łączność z powstańcami warszawskimi. Nie nawiązałem łączności, ponieważ Niemcy zaczęli do mnie strzelać.

  • Strzelali skąd?

Z drugiej strony Wisły. Dlatego że mieliśmy tam po prostu machać, a [oni] mieli odpowiadać i w ten sposób mieliśmy nawiązać kontakt.

  • Jak pan zapamiętał wybuch Powstania?

Był to wielki szok. Przede wszystkim moja rodzina została po stronie lewej, w Warszawie. Większość rodziny. Byliśmy zdenerwowani, co się z nimi dzieje. Natomiast na Pradze było mnóstwo wojsk niemieckich.
A co myśmy robili? Myśmy obserwowali ruch wojsk niemieckich w dwóch punktach. Jeden punkt to był koło Śliwic, mniej więcej tam, gdzie jest fabryka FSO. Notowaliśmy jakie pułki, jakie rejestracje samochodowe. Pamiętam: WL – Wermacht Luftwaffe, Wermacht Heer – WH, Wermacht SS. Myśmy to wszystko pisali i te meldunki przekazywali. To było bardzo istotne, bo w ten sposób dowództwo Powstania Warszawskiego wiedziało, czy Niemcy się ewakuują, czy napływają do Warszawy, czy są następne posiłki. Oczywiście z tego wszystkiego wynikało, że Niemcy uciekali z Warszawy. To dodawało otuchy Powstańcom.
Próbowaliśmy w dwóch miejscach – chyba na ulicy 11 listopada i na Radzymińskiej, i na Modlińskiej, tam gdzie jest fabryka FSO.

  • Co się z panem działo w chwili, gdy wybuchło Powstanie?

Co się ze mną działo? Po prostu wszyscy byli uziemieni. Spotykaliśmy się w bardzo wąskich gronach i przekazywaliśmy polecenia, które nam przysyłano z zewnątrz.
Konspiracja była bardzo szczelna. Właściwie poza rojem swoim nie znałem nikogo więcej, tylko Jacka Wasilewskiego, a przedtem Ziemowita Rolbieckiego, który był moim bezpośrednim przełożonym. Poza tym nikogo więcej nie znaliśmy.

  • A pański pseudonim?

Kiedyś poznałem „Jura”. On był komendantem Chorągwi Warszawskiej. Ale to tak bardzo krótko i właściwie nawet gdyby mnie przyciśnięto do muru, to nie potrafiłbym wskazać miejsca, gdzie on się porusza, co robi. To była bardzo duża, głęboka konspiracja.

  • A pańskie pseudonimy „Jędrek”, „Dybek”, dlaczego akurat takie?

To mi przyszło do głowy. Właściwie specjalnie nie ma żadnego uzasadnienia. Ponieważ mnie nazywali Jędrkiem w domu, to przyjąłem „Jędrek”, a „Dybek” to bez jakiegoś głębszego pokrycia.

  • Jak pan sobie wyobrażał swój udział w Powstaniu?

Jako łączność, przede wszystkim łączność. Tak jak „Szare Szeregi”, bo głównie poczta – przecież myśmy byli młodymi chłopcami. Miałem podczas Powstania piętnaście lat. Tak że tutaj też byłem pod dużą presją rodziców, bo oni mnie pilnowali oczywiście. Piętnaście, szesnaście lat miałem. Ode mnie jeszcze byli młodsi koledzy. O dwa lata. Ale to był już dolny pułap, już poniżej tego nie było.
  • A czy starsi koledzy z pana podwórka, okolicy brali udział w Powstaniu?

Oni byli w innych zgrupowaniach. Oni byli w BS-ach i GS-ach.

  • Było tak w okolicy, że ten jest w konspiracji, tamten jest w konspiracji?

Plus minus, więc domyślaliśmy się, wiedzieliśmy. Ale to nie było takie bardzo jawne.
Dużą pomoc nam okazywali kierownicy szkół i księża. Pomagali nam po prostu, dawali nam lokale na zebrania w szkołach. Wiedzieli o naszej działalności, popierali naszą działalność, tak że dawali nam dobre rady.

  • A księża? Analogicznie?

W podobny sposób.

  • Z jakim ryzykiem, z jakimi trudnościami wiązała się pańska służba?

Z dekonspiracją. Potem lawinowe aresztowania czy lawinowe konsekwencje. Ale nam się udało jakoś z tego wszystkiego wybrnąć i nikt z naszych chłopców nie został aresztowany.

  • Wspominał pan, że Powstanie na Pradze trwało trzy dni.

Mniej więcej trzy dni, ale właściwie okres do czasu wkroczenia armii rosyjskiej, to właściwie był w zawieszeniu. Cały czas, jak trwało Powstanie w Warszawie, to cały czas po prostu na Pradze był taki stan, powiedziałbym, alarmu wojennego. Tym niemniej jeszcze w czasie Powstania Warszawskiego, zacząłem chodzić do gimnazjum Władysława IV. Tam zorganizowałem 1. Drużynę Harcerską przy [gimnazjum] Władysława IV, która stała się drużyną instruktorską. Z tej drużyny wyszli sami drużynowi Chorągwi Warszawskiej potem, po wojnie. Oczywiście myśmy się nie poddali. Jeszcze po zajęciu Warszawy działaliśmy w tajnym Harcerstwie Polskim, ale przerwaliśmy działalność mniej więcej gdzieś po roku od chwili wyzwolenia Warszawy, bo to zaczęło już być niebezpieczne.

  • Gdy w lewobrzeżnej Warszawie trwało Powstanie, słychać było strzały, widać było?

O tak! Nawet robiłem zdjęcia palącej się Warszawy. Te zdjęcia gdzieś miałem, one mi poginęły, bo wszystko to co miałem, to się spaliło właściwie.

  • A czy pamięta pan może rozmowy kolegów albo rodziny? Czy ich zdaniem Powstanie miało szanse na zwycięstwo?

Wtenczas myśmy patrzyli na to zupełnie inaczej. Wierzyliśmy, że będzie zwycięstwo. Teraz, po pewnym czasie, kiedy człowiek nabrał jakiegoś doświadczenia, zaczął się zastanawiać nad sednem sprawy, czy to było potrzebne. Wyginęło bardzo dużo moich kolegów z gimnazjum, z kompletów i innych kolegów. Właściwie trudno mi jest powiedzieć, trudno mi się ustosunkować. Miałem kopię depeszy Sosnkowskiego do „Bora” Komorowskiego, który napisał osobiście: „Powstanie Warszawskie uważam za tragedię”. W jakimś sensie to zdanie podzielam. Bo właściwie zostaliśmy zniszczeni, popaleni. Cała, że tak powiem, historia Warszawy przepadła. I przede wszystkim zginął kwiat młodzieży polskiej.

  • A jak pan sądzi, co pan by robił w czasie Powstania, gdyby się pan znalazł po lewej stronie Wisły, gdybyście Państwo tam mieszkali?

Jest mi trudno powiedzieć. Na pewno bym walczył, bo myśmy rwali się do walki. Tylko że nam nie dawano broni, nie mogliśmy tej broni zdobyć. Zresztą nawet jakbyśmy mieli, to nie mieliśmy możliwości użycia jej. Aczkolwiek przechodziliśmy przeszkolenie. Był Mirek, który nas uczył strzelania z visa i parabellum. Parabellum i vis to były takie dwa pistolety, które nam demonstrował. On był w ugrupowaniu GS.

  • Czyli to było takie koleżeńskie pokazywanie?

Właściwie on miał obowiązek, narzucony przez AK. Bo GS było składową AK, tak jak „Zawisza”.

  • Czy widział pan żołnierzy armii Berlinga?

Tak. Potem armia berlingowska wkroczyła tutaj na Pragę razem z wojskami rosyjskimi.

  • Czy był taki moment, że Niemcy zniknęli, a jeszcze armii radzieckiej ani polskiej nie było?

Był bardzo krótki okres.

  • Ojciec cały czas wykonywał swoje obowiązki policyjne?

Tak. To znaczy już w momencie kiedy weszli Sowieci, to wszystko zostało rozwiązane. Tak że ojciec jeszcze w czasie Powstania Warszawskiego poszedł do wojska. Był, powiedzmy, na przeszkoleniu w obozie Majdanek. Bo tam był obóz szkoleniowy Wojska Polskiego. Został w wojsku i poszedł szlakiem, potem szedł na Berlin.

  • Przeżył wojnę?

Przeżył.

  • Jak pan zapamiętał wkroczenie polskiej armii, kiedy pan ją zobaczył? Polacy w polskich mundurach.

Było to bardzo miłe, ale przede wszystkim to było wszystko osłonięte mundurami rosyjskimi. Poza tym denerwowała nas mowa tych Polaków, co nie bardzo wiedzieliśmy, czy to są Polacy, czy to nie są Polacy. Orzełki bez korony. To było dosyć przykre dla nas. Ale potem się stopniowo przyzwyczajaliśmy.

  • Jak się zachowywali Rosjanie?

Poza tymi, co ich spotkałem pod Sarnakami, to właściwie z nimi nie miałem jakichś konfliktów. Tam byli nieprzyjemni, to było NKWD. Pamiętam, że karabiny mieli na różnych tasiemkach, sznurkach. Tak że nawet nie było jednolitego materiału, tylko były jakieś wstążeczki, sznureczki, bandaże – coś takiego. Nieobrębione [mundury], bo chłopiec zawsze patrzył na mundur. Wyglądali strasznie. Natomiast jak zobaczyłem Niemców, to ci jak spod igły wyszli wszyscy.

  • O czym ważnym, dotyczącym „Szarych Szeregów”, o czym do tej pory nie mówiliśmy, chciałby pan jeszcze opowiedzieć?

Właściwie to trudno mi powiedzieć, bo to było bardzo czasochłonne, pracochłonne. Roznoszenie prasy, potem spotkania, szkolenia, krzewienie kultury polskiej. Właściwie na tym się to [skupiało]. Ale przede wszystkim myślałem o nauce, żeby po prostu skończyć gimnazjum i dalej się jakoś w życiu ustawić.

  • Jeszcze na zakończenie chciałbym zadać panu pytanie. Wiem, że to jest trudne, ale czy po tych wszystkich latach, patrząc z dzisiejszej perspektywy, dobrze się stało czy źle, że wybuchło Powstanie? Jaka byłaby pańska decyzja, gdyby pan ponownie stanął przed takim wyborem?

Odpowiedź jest bardzo trudna. Dowództwo Powstania Warszawskiego właściwie zadziałało w jakimś sensie samoistnie, bez zaplecza. Nie oczekiwało pomocy z Zachodu i nie uzgodniło współpracy z Rosjanami. Była to złośliwość rosyjska, że oni nie wkroczyli. A mogli wkroczyć.

  • A gdyby pan jeszcze raz stanął przed takim wyborem, poszedłby pan do Powstania?

Wtenczas miałem piętnaście, szesnaście lat. Teraz bym się wielokrotnie nad tym zastanawiał, jaki byłby sens. Przykładem jest Kraków, który powstania nie zrobił, ocalał i dzięki temu mamy, powiedzmy, jakieś pomniki historii polskiej. Jest to bardzo trudne pytanie. W każdym bądź razie, dobrym dowódcą jest taki dowódca, który nie naraża swoich podwładnych na śmierć.

  • Czy jest coś, co chciałby pan jeszcze dodać na zakończenie naszej rozmowy?

Właściwie to byłoby wszystko. Uważam że podskakiwanie z szabelką na czołg było fantazją ułańską.



Warszawa, 14 marca 2007 roku
Rozmowę prowadził Radosław Paciorek
Andrzej Polubiec Pseudonim: „Jędrek”, „Dybek” Stopień: łącznik obserwator Formacja: Obwód VI Praga Dzielnica: Praga Północ Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter