Edward Korczak „Stanisław”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Edward Korczak, brałem udział w Powstaniu Warszawskim w Zgrupowaniu „Gurt”.

  • Jak pan zapamiętał wybuch II wojny światowej?

W miarę. Przyszli Niemcy, przeszli i poszli dalej na ruskich.

  • W jaki sposób to zaburzyło pana życie?

Nie tylko mnie, każdemu zaburzyło, bo przestaliśmy się liczyć.

  • Czy pan dokładnie pamięta 1 września? Co pan wtedy robił?

Szedłem z pracy i zastało mnie bombardowanie w Alejach Ujazdowskich.

  • Rano zdążył pan pójść do pracy 1 września, tak?

Tak.

  • Jak wychowanie w szkole, wychowanie w rodzinie wpłynęło na pana postawę w czasie okupacji?

Tak to po prostu było ogólne przytępienie, niezadowolenie, aż do Powstania Warszawskiego.

  • Ale czy pan pamięta, czy mówiło się wtedy o patriotyzmie, jeszcze przed wybuchem wojny, o tym, że dla ojczyzny się trzeba poświęcać, czy coś takiego pan sobie przypomina?

Tak, przypominam [sobie].

  • Czy to wywarło na pana jakiś wpływ?

Po prostu byłem taki poddany do przyszłych ewentualnych wskazówek.

  • Co pan robił w czasie wybuchu wojny? Gdzie pan pracował?

Na Gęstej 16, Wytwórnia Aparatów Precyzyjnych.

  • Jak wybuchła wojna, to czy pan w dalszym ciągu tam pracował, czy musiał pan zmienić pracę po wybuchu wojny?

Raczej przestałem tam pracować. Umarłbym z głodu, bo takie były pensje.

  • Co pan wobec tego robił w czasie okupacji, z czego się pan utrzymywał?

Jeździłem do Zamościa, do Rejowca, przywoziłem tytoń.

  • Czy to wiązało się z jakimś zagrożeniem?

Nie, po prostu uzupełnienie do mojego utrzymania się.

  • Rozumiem, ale czy to było bezpieczne zajęcie?

Nie, za okupacji nic nie było bezpieczne.

  • Jak wojna zmieniła pana warunki bytowe?

Byłem ranny i wszyscy ranni ze Śródmieścia pojechali do obozu.

  • Ale to już po Powstaniu. Jeszcze pytam pana o czas okupacji. Czy była widoczna zmiana w stylu życia, w zarobkach?

Zarobki oficjalne były prawie żadne. Tylko po prostu każdy starał się na swoją rękę.

  • Gdzie pan mieszkał w czasie okupacji?

Mieszkałem u swojego wuja na Olesińskiej 12.

  • Legalnym źródłem utrzymania pana była praca gdzie, co pan robił?

Przestałem robić, zacząłem dorabiać sobie handlem tytoniem.

  • Ale trzeba było mieć wszystkie wymagane przez Niemców dokumenty, trzeba było mieć kenkartę. Skąd pan taki dokument miał, skoro pan nie pracował?

Jeszcze miałem od starego szefa.

  • Kiedy się pan zetknął z konspiracją?

Tak na dobre to dopiero w dniu Powstania.

  • Wcześniej nie miał pan żadnych kontaktów?

Raczej nie brałem tego pod uwagę, jak to nie było zobowiązujące do niczego.

  • W jaki sposób znalazł się pan w Zgrupowaniu „Gurt”?

Tam byłem przydzielony od razu.

  • Jak pan zapamiętał wybuch Powstania Warszawskiego? Czy czuło się jakieś napięcie przed wybuchem Powstania, jakąś taką atmosferę?

Nie, raczej nie. Tak nie wiadomo skąd.

  • Czy pamięta pan jak w lipcu 1944 roku Niemcy uciekali z Warszawy? Czy pan to zauważył, odnotował?

Nie odnotowałem, bo wcale nie uciekali.

  • Nie zauważył pan żadnych ewakuacji?

Nie, raczej stawiali twardy opór Powstańcom od razu i…

  • Ale pytam jeszcze o lipiec 1944 roku, przed wybuchem Powstania.

Nie zauważyłem żadnego uciekania Niemców.

  • Na koniec lipca zarządzono stawienie się ludności cywilnej na roboty. Czy pan widział te ogłoszenia, czy pan się zgłosił?

Nie widziałem takich ogłoszeń i nie wiedziałem, żeby był obowiązek stawiania się do roboty, bo nie było tej roboty.

  • To w takim razie 1 sierpnia 1944 roku, w dniu wybuchu Powstania, co pan robił?

Byłem na placu Żelaznej Bramy 6 w dniu wybuchu, a rano przeszedłem już na swoje stanowisko naprzeciwko Dworca Głównego, na ulicę Złotą, a potem stanowiska były na Chmielnej.

  • Ale pan mówił, że pan wcześniej, przed wybuchem Powstania nie zetknął się z konspiracją. W jaki sposób trafił pan do jakiegoś oddziału?

Kolega był i razem żeśmy poszli na drugi dzień rano.

  • Na drugi dzień, to znaczy kiedy?

Jak dzisiaj był o piątej wybuch, to nie można było chodzić, bo wszędzie była strzelanina. Dopiero rano on i ja poszliśmy do Zgrupowania „Gurt” i on mnie tam już kierował na ulicę Chmielną.

  • Tam było pana stanowisko. Co pan robił, jakie były pana zadania?

Pierwsze, to byłem w objętych [przez Powstańców] domach, placówkach. To były posterunki. Z kolegą Florianem żeśmy trzymali obydwaj i wymieniali nas, [to znaczy] raczej nie wymieniali, tylko przynosili jedzenie. I to było mniej więcej wszystko. Później przeszedłem, zabrali mnie stamtąd, bo już inni pojedynczy żołnierze, Powstańcy, obejmowali te… A ten budynek, co byłem na Chmielnej róg Sosnowej, to bomba trafiła i rozleciał się cały.

  • Zaraz potem jak panowie się wycofali, czy po jakimś czasie?

Nie było co się wycofywać, bo nie było budynku. Były tylko cegły, przeszliśmy w górę i już było widno i…

  • Pan się zgłosił do tego oddziału, dlatego że to był oddział, który był najbliżej pana miejsca zamieszkania?

Nie, mieszkałem w Wilanowie.

  • Aha… Ten kolega kogoś znał z tego oddziału, że tam się panowie zgłosili?

Tak.

  • Czy pan miał jakieś przygotowanie do tego, żeby być żołnierzem, umiał pan strzelać?

Były przysposobienia wojskowe, gdzie uczyli młodzież.

  • Ale kiedy?

Przed wojną już.

  • I umiał pan strzelać, tak?

A, [nie tylko] strzelać. Wszystko umiałem.

  • Proszę teraz nam opowiedzieć, gdzie walczył pana oddział. Najpierw naprzeciwko dworca na Sosnowej, tak? Potem?

Nie, na Sosnowej tylko ja pojedynczy byłem. A najpierw [byłem] w domu objętym przez polskie oddziały. Nadzór miałem nad budynkiem przy Sosnowej, gdzie trafiła go bomba i rozleciał się. Ja z Florianem żeśmy tylko wyszli przez cegły do góry. Później żeśmy byli jakiś czas w tak zwanym oddziale specjalnym, szturmowym.

  • Co pan tam robił?

Na wypady takie [byłem wysyłany].

  • Czy pan nam może powiedzieć o jakimś konkretnym wypadzie?

O dwunastej w nocy mniej więcej, circa dziesięciu z tego oddziału specjalnego weszło, takie przejście było w kierunku Dworca Głównego. Tam podczołgaliśmy się po cichu, chyba około stu metrów i żeśmy na podsłuch sprawdzali mniej więcej, jaka tam siła, ile może być tych Niemców na dworcu. Oceniliśmy, że siedmiuset, ośmiuset, ot szemrania, rozmowy. Wycofaliśmy się później, przeszliśmy i byliśmy z powrotem na stanowisku w oddziale szturmowym.

  • Czyli co miał za zadanie ten oddział? To był atak na dworzec?

Na atak to byliśmy za mali, za mało nas było na atak na dworzec. Podsłuch, stwierdzenie liczby Niemców na dworcu, takie miał zadanie w tej chwili. Później jeszcze raz byliśmy tylko już w sześciu a nie dziesięciu. Między torami żeśmy pełzali, pełzali, aż żeśmy doszli. Nie trafiliśmy, całe szczęście, na żaden podobny oddział w naszym kierunku, bo byłoby nam trudniej pożyć, bo Niemcy mieli lepsze uzbrojenie. Myśmy mieli, przypuśćmy, dwa pistolety szybkostrzelne, normalne pistolety i takie pistolety jak vis czy parabellum.


  • Czy pan miał broń?

Broń każdego z nas to był granat jeden za paskiem, bo nie wystarczało. Bo ja nie powiedziałem tego, że później wzięli nas na barykady. Mieliśmy służbę co cztery godziny [przez] dwie godziny służby na barykadzie.

  • Na czym polegała ta służba?

Tam się znajdowała cała broń, która była potrzebna na barykadzie. Ze sobą się nie wnosiło tam broni.

  • Czyli ta broń była przypisana do tego miejsca, tak?

Do tego miejsca i do wszystkich, którzy tam trzymali dyżur.

  • Gdzie ta barykada była, czy pan pamięta?

Róg Chmielnej i Zielnej.

  • Na czym polegała służba na barykadzie? Co się tam robiło?

Czuwało się, żeby Niemcy nie zaatakowali. A jak zaatakowali, to trzeba było oddawać od nas strzały w kierunku Niemców.

  • Czy pan miał poczucie zagrożenia życia, jak pan był na tej barykadzie czy pełznąc na ten dworzec?

Nie, raczej pilnowałem się, żeby dobrze się ukryć i nie dawać powodów do tego, żeby wycelowano we mnie. Dobrze się ukryć, ale nie bałem się o życie. Uważałem, że trzeba bardzo mocno się strzec.

  • Jak dalej potoczyły się pana losy? Gdzie pan jeszcze walczył, na jakim odcinku?

Potem byłem ranny, pod koniec Powstania i…

  • W jakich okolicznościach? Jak to się stało?

Też na stanowisku, bo były mocniejsze obstrzały ze strony Niemców i żeśmy z kolegą trzymali dyżur na trzecim piętrze.

  • Na trzecim piętrze gdzie? Czy pan pamięta, gdzie to było?

Tam, co mówię!

  • Cały czas w tym samym miejscu?

Przecież nie było można tak sobie latać i tu, i tu. Gdzie przeznaczyli kogo, tam był.

  • Ale próbujemy określić rejon, w którym pan się znajdował.

Róg Chmielnej i Zielnej!

  • Przez cały czas?

Mniej więcej, bo to była moja placówka.

  • Proszę opowiedzieć o tym, jak pan został ranny.

No i… Tak na oślep, ciemno było, tak trafili w nasze okienko i granat się rozerwał w naszym pokoiku, gdzieśmy mieli dyżur. Byłem ranny mocno w prawą nogę, do tej pory mam jeszcze ślad i w rękę, i w stopę, a kolega w łydkę, bo ja jeszcze go osłaniałem. Byłem ranny i na drugi dzień już nasi odeszli, tylko jeszcze sanitariuszki powiadomiły, któreś tam, bo byłem lubiany specjalnie. Żołnierze od Żelaznej wrócili te sanitariuszki, żeby się mną zajęły i żeby… Sanitariuszki poszły na Dworzec Główny i przydział dał dowódca Dworca Głównego, wysłał dwóch Niemców i oni po mnie przyszli, bo ja byłem [ranny]… Bliżej Sosnowej był kompanijny szpitalik. Wysłał ich. Już nikogo nie było, tylko jeden ja. Te sanitariuszki wskazały gdzie i ci Niemcy wzięli mnie na wózek dwukołowy po owocach, jakby handlowali i zawieźli mnie na Chmielną do hotelu „Terminus”. Trudności mieli przy naszej Zielnej, bo była barykada. Nie mogli kołami sobie dać rady. Ale wreszcie jeden z nich mówi: Herr, haben sie, haudegeny? Ja mówię: Ich haben. Czy ja junaki posiadam?

  • Papierosy?

Papierosy. A miałem tylko dwa i dałem te dwa. Popalili, pomyśleli, pomyśleli i wtedy wzięli jeden za jedno koło, przeprowadził przez… jeden i drugi, a później za drugie koło i tak przeprowadzili przez barykadę razem ze mną na wierzchu, chyba do hotelu „Terminus”, i tam żeśmy byli aż do 13 października, bo z tego hotelu był taki punkt à la szpitalny. Tam nie leczyli, ale był taki punkt zborny.

  • Czy pan pamięta, kiedy pan był ranny? Pamięta pan datę?

Chyba 28 września.

  • Ci Niemcy to byli jeńcy niemieccy, tak?

Co mnie wieźli?

  • Tak.

To byli wysłani przez dowódcę Dworca Głównego. Żadni jeńcy, bo nie byli moimi jeńcami, tylko mnie wieźli po prostu.

  • Rozumiem, ale dlaczego Niemcy wieźli rannego Powstańca?

Bo im kazał dowódca. Już było po Powstaniu, na drugi dzień to było. Dowódca im dał rozkaz, żeby mnie zawieźli i mnie zawieźli. Z kłopotami, ale zawieźli.

  • Hotel, do którego pana zawieźli, to był punkt zbiorczy dla rannych Powstańców?

Tak, hotel nazywał się „Terminus”.

  • Jak pan został ranny, to pan nie mógł się ruszać, nie mógł pan sam nigdzie chodzić?

Nie.

  • Cały czas tam pan był, tak?

Tak.

  • I te sanitariuszki zawiadomiły…

Nie ja, tylko takich ze trzydziestu, czterdziestu.

  • I wszystkich was zawieźli do tego hotelu czy jakoś przenieśli?

Pojedynczo, jak przyjechałem, to wszyscy już tam byli. Ci co byli, to byli już w tym hotelu. Później przewieźli wszystkich, zdaje się 13 października rano, na Dworzec Główny przy Towarowej i tam zrobili z całej Warszawy… W całym składzie pociągu byli ranni Powstańcy.

  • Jeszcze wróćmy do Powstania. Czy podczas Powstania wiedział pan, co się dzieje w innych oddziałach, w innych dzielnicach, czy gdzieś po sąsiedzku? Czy takie wiadomości do was dochodziły?

Bardzo słabe.

  • Czy pan wiedział o zdobyciu budynku PAST-y?

Wiedziałem, bo tam pod koniec wezwali z naszego zgrupowania i pięciu jeńców nam dali. Sześciu raczej, bo jeden u nas zginął już na stanowisku. Nie od nas, tylko Niemcy go trafili, tak że już zostało tylko pięciu jeńców.

  • Czy pan pamięta ten dzień zdobycia PAST-y? Czy to rzeczywiście było takie wydarzenie, czy pan jakoś zapamiętał?

Tak, to było wielkie wydarzenie.

  • Jak Powstanie toczyło się, był sierpień, potem wrzesień, czy czuliście, że to koniec, że przegrywacie?

Nie.

  • Walczyło się po prostu na swoim stanowisku, do końca wypełniało się obowiązki?

Tak jest. A o tym, że jest zawieszenie, że się skończyło, to powiadomiło dowództwo.

  • Czy pan był zaskoczony taką decyzją o zakończeniu Powstania?

Nie, bo robiłem to, co kazali.

  • Zgrupowanie „Gurt”, między innymi żołnierze ze Zgrupowania „Gurt” zdobyli na początku sierpnia pociąg…

To niezupełnie „Gurt”, to kolejarze i różne oddziały i „Gurt”.

  • Czy pan wtedy o tym słyszał?

Może niedokładnie tak natychmiast, ale słyszałem.

  • Czy to budziło jakiś entuzjazm w was, podtrzymywało nadzieję, że będzie dobrze?

Nie było się nigdy czym cieszyć.
  • Czyli walczył pan, ale właściwie czy pan miał nadzieję, że to Powstanie osiągnie swój cel?

W ogóle nie myśleliśmy o tym, co dalej, tylko żeśmy walczyli, bo tak dowództwo nas wysyłało tu czy ówdzie na stanowiska, ale nie myśleliśmy o tym, czy będziemy żyć, czy nie.

  • Pan się sam zgłosił. Czy pan żałował kiedyś tej decyzji?

Nie, wszyscy się sami zgłaszali.

  • Tak, to prawda. Czy pan miał kontakt z ludnością cywilną podczas działań powstańczych?

Częściowo tak.

  • Czy pan pamięta ich stosunek do was?

Tak, bardzo dobry nawet.

  • Jak to się wyrażało? Czy pan zapamiętał jakieś wydarzenia?

Zapamiętałem. Jak przyszedłem, podrobiłem sobie przepustkę do „Haberbuscha” na pobranie. Utworzyłem sobie od razu grupę małą i było pobranie cukru i soku. Jak żeśmy przyszli, to najpierw wziąłem tylko trochę soku i poszedłem. Ale przyszliśmy na Złotą i tam żeśmy zostali. A na podwórku, przed moją kwaterą, szef restauracji (na dole była), rzekomo Ukrainiec, ale to ukraiński Polak… I on wyjmował, bo miał w restauracji jakieś butelki i ja trzy czy ileś, mniej więcej, litrów soku w słoju miałem i poprosiłem, ile on mi za to da. Dałem mu ten sok, a on mi dał, nie pamiętam, ćwierć litra wódki czy ileś. To widziała jedna panienka jak on mi tak… Ona mnie spotkała na drugi dzień chyba, czy tego samego dnia przed wieczorem… I ta dziewczynka mówi, bo ona mieszkała z rodzicami w oficynie, w suterenie i mówi: „Żołnierzyku, ja widziałam, ten Ukrainiec ciebie bardzo oszukał. Ty mu dałeś tyle soku, a on ci dał ćwierć litra wódki. I mój tatuś tu ci dał wskazówki do jego piwnicy – wziąłem to – i on tam ma cały magazyn. Jako znak tatuś zdejmie drzwi i będą stały obok tego wejścia”. Wziąłem w sumie razem trzech, późno w nocy, gdzieś około jedenastej, dwunastej, jeszcze dwóch kolegów i żeśmy tam poszli. Żeśmy naładowali trzy po pół, bo to ciężka wódka, po pół kosza od węgla i żeśmy zanieśli na drugą klatkę do naszej kwatery. No i później…

  • A ten Ukrainiec nie złościł się, nie przychodził?

Przejdę do tego. Na drugi dzień rano na podwórku jakieś krzyki. Jak się okazuje, to ten Ukrainiec tak deptał, skakał z żoną po podwórku, że taką krzywdę mu zrobili. A [jaką] krzywdę, jak on miał pełną piwnicę wódki, a myśmy wzięli trzy razy po pół kosza. Wzięliśmy jedną-setną może z tego, ale nie o to chodziło.

  • Czy ten stosunek ludności cywilnej do was zmieniał się w jakiś sposób podczas trwania Powstania?

Raczej na dobre.

  • Nie spotkał się pan nigdy z niechętnym odnoszeniem?

Nie.

  • W jakich warunkach mieszkaliście, co jedliście? Czy pan to pamięta?

Jedliśmy… Dobrze, że był „Haberbusch”, bo stamtąd przynosili na naszą kuchnię jęczmień głównie i była zupa „pluj” tak zwana, do jedzenia, z jęczmienia.

  • Czy pan pamięta, kto to gotował, kto to przynosił?

Tam były kucharki nasze, a przynosili to chłopcy z zaopatrzenia.

  • Tak że taka jednostajna dieta. Ale nie pamięta pan głodu, czy pamięta pan takie chwile, kiedy pan był głodny?

Nie, nigdy nie byłem głodny. Nie pamiętam takiej chwili, bo może byłem, tylko nie wiem. Nie pamiętam.

  • Jak wyglądało spanie, mycie się, czy w ogóle się pan mył przez ten czas?

Tylko żołnierze, co mieli możliwość pobrania wody z przedwojennej studni głębinowej. A ludność cywilna nie miała kiedy.

  • Żołnierze mieli jakieś specjalne możliwości?

Przywileje takie, że… Ale przede wszystkim, jak byli wszyscy żołnierze, co brali wodę, to nie było tyle wody, żeby można się było umyć…

  • A gdzie pan spał?

Na łóżkach.

  • Ale tam na górze, czy do piwnicy się schodziło?

Nigdzie się nie schodziło, tam gdzie się było, tam się spało.

  • To były mieszkania jakichś ludzi, tak?

Po ludziach, co się wyprowadzili do piwnic i tak dalej, po tych ludziach były wolne łóżka.

  • Czy pan miał jakiś mundur? Jak pan był ubrany?

Byłem ubrany w à la kombinezon kolejarski i czapkę kolejarską z daszkiem.

  • Dostał pan opaskę?

Tak, opaskę każdy miał. Najpierw na lewej ręce, a później przyszedł rozkaz, bo Niemcy nas podrabiali i też na lewej robili, to nas przerzucili, żebyśmy na prawej ręce nosili opaskę. I do końca Powstania IV Zgrupowanie „Gurt” nosiło opaskę na prawej ręce.

  • Czy pan wiedział, co Niemcy robią z ludnością cywilną w Warszawie? Czy o tym słyszeliście?

Normalnie strzelali.

  • No to takie normalne nie było.

Nic nie robili, tylko rozstrzeliwali.

  • Ale czy słyszało się o tym, że wypędzają tych ludzi, że oni przed czołgami pędzą?

Nie.

  • Czy zetknął się pan podczas Powstania z prasą powstańczą, czy słuchał pan jakichś rozgłośni czy jakichś audycji radiowych?

Tego nie pamiętam.

  • Czy odbywały się jakieś uroczystości religijne czy jakieś świeckie?

Nie miały gdzie się odbywać.

  • Nie pamięta pan na przykład, żeby 15 sierpnia to był jakiś szczególny dzień, różny od innych?

Nie pamiętam.

  • Niedaleko pana, na Złotej było kino. Czy pan oglądał kroniki filmowe, które tam były wyświetlane?

Może i było kino, ale to tam nikt nie chodził w tym czasie.

  • Pana zetknięcia się z Niemcami. To jedno opowiedział nam pan, jak przenosili pana do szpitala. Czy wcześniej miał pan taki kontakt oko w oko z jakimiś żołnierzami niemieckimi?

Tak. Jak dogadało się dowództwo nasze z niemieckim, żeby sprawdzić, na ile można wierzyć w zawieszenie między nami i Niemcami. Żeśmy ustalili, że jeden Polak weźmie pół litra wódki, a Niemiec kilową konserwę. Ja się zgłosiłem do tego spotkania na środku linii frontowej.

  • Gdzie to było, czy pan pamięta?

Na Chmielnej róg Zielnej. Każdy z nas wyszedł, oczywiście bardzo niepewnie, bo nie wiadomo, czy dostanie kulkę w głowę, czy nie. Spotkaliśmy się na barykadzie z tym Niemcem. Dałem mu do ręki półlitrową butelkę, a on mnie konserwę i on puścił, ja zabrałem i żeśmy się rozeszli. Wszystko było w porządku.

  • Co pana skłoniło, żeby się zgłosić na ochotnika?

Zawsze się zgłaszałem.

  • Odwaga czy chęć przeżycia przygody?

Tam nie było odważnych, tylko po prostu… A przeżycia też nie było, bo nie było się z czego cieszyć. Poza tym było… Przychodzi dowódca chyba w trzecim tygodniu Powstania i: „Kto daleko rzuca kamieniem?”. Ja mówię: „A o co chodzi?”. – „Bo granatem trzeba rzucać daleko”. No to kamieniem to ja średnio, ale granatem to trzeba umieć i się zgłosiłem do tego rzucania granatów. Zza komina mojego domu wychodziłem na dach, miałem pięć czy ileś granatów obok siebie i w zasięgu ręki. Na sznurku wiązałem, już nie pamiętam, czy po dwa, czy po jednym granacie i bardzo ładnie rzucałem, „spuszczawka” to się nazywało. To leciało circa pięćdziesiąt metrów. Na drugą stronę Chmielnej leciało, na dach spadało i było takim dziwem bez huku, bez niczego, a Niemcy mają wybuchy z granatów. To mniej więcej to. Teraz było podobne wszystko, aż do tego terminu, jak nas wywieźli na pociąg rannych Powstańców i żeśmy odjechali przez Łódź, aż do szpitala obozu Zeithain.

  • Czy pan był świadkiem jakichś przypadków zbrodni wojennych, jakiegoś rozstrzeliwania?

Nie.

  • A ci jeńcy niemieccy, co oni robili w pana oddziale?

Sprzątali.

  • Jak oni się zachowywali?

A co mieli [źle się zachowywać] – jak trusie byli, przecież byli w niewoli.

  • A jak wy się w stosunku do nich zachowywaliście?

Też dobrze.

  • Nie było takiego momentu, że wreszcie można sobie odbić na tych Niemcach?

Nie, zabili jednego, ale sami Niemcy. Jak pociskami rozwalili nam barykadę w murze i jednego trafili w głowę. Bo Niemcy uzupełniali tą barykadę i jednego jeńca naszego trafili, sami Niemcy. No i tak mniej więcej.

  • Czy pan wiedział, że są zrzuty, czy pan widział te samoloty?

Widziałem zrzuty. Największe to były… Tak to były takie drobne, nocami, wieczorami, pojedyncze samoloty, a raz było sto, czy podobno sto dwadzieścia.

  • Sto siedem.

Od strony Żoliborza. Nikt ich nie liczył, bo by nie policzył. Nie szli tak jedną chmarą, tylko co kawałek i poszły te samoloty hen na wschód. Mówili, że w kierunku Włoch, bo Rosjanie nie pozwolili na lądowanie.

  • Do pana nic z takich zrzutów nie trafiło, jakaś żywność, broń, coś?

Tak, trafiło. Bo jak byłem u „Haberbuscha”, ale nie na swoim stanowisku, to wyskoczyłem na dach i złapałem zrzut, pomogłem zdjąć go na dół.

  • Jak to wyglądało, czy pan pamięta?

Na dachu złapałem i włazem…

  • Ale to był taki zasobnik? Jak to wyglądało?

Zasobnik z płachtą całą. Żeśmy go ściągnęli niżej, bo tam było zgrupowanie… już zapomniałem, jak ono się nazywało. Odkryli to, konserwę wyjęli, no to mówię: „Dobrze, dziękuję” – złapałem tą konserwę i poleciałem. To jest za to, że zrzut złapałem. I tak się skończyło z tym zrzutem i to wszystko mniej więcej…

  • Ale czy te zrzuty, czy widok tych samolotów amerykańskich nad Warszawą, czy to w was budziło jakieś reakcje?

Raczej radość, ale to pomagało tyle co nic.

  • No właśnie. Czy wiedzieliście, co dzieje się z żołnierzami radzieckimi po drugiej stronie Wisły? Czy mieliście informacje o tym, że oni tam są, czy nie ma ich?

Bardzo małe, ale były.

  • Czy czekało się na nich? Oni byli nadzieją na pomoc, czy raczej nie?

Raczej się czekało, ale na polską armię, co szła z armią radziecką.

  • Wiedzieliście, że tam są Polacy?

Tak.

  • Nie zastanawiało was to, że oni po drugiej stronie tak blisko są i nie ma żadnych efektów?

Myśmy się zastanawiali, że ci niedobrzy Niemcy są lepsi od dobrych ruskich.

  • Na czym to polegało?

Nie mieliśmy zaufania do ruskich po prostu.

  • Potem jak oni we wrześniu zdobyli Pragę, czy pan słyszał wtedy o tym, jak oni weszli na Pragę?

Tak, słyszałem.
  • Ale w dalszym ciągu nie było żadnych oczekiwań, że oni przyjdą z pomocą?

Nie, raczej nie. To były takie domysły patykiem pisane.

  • Czy pan pamięta, czy śpiewaliście jakieś piosenki powstańcze? Jak spędzaliście czas po służbie?

Myśmy służbę… pojedynczo schodzili, nie wiedzieliśmy, kto z nas idzie na służbę, kto schodzi ze służby.

  • Czyli nie było niczego takiego jak wolny czas po służbie?

Nie, bo nie było takiego wolnego miejsca, żebyśmy…

  • A jak pan przechodził do Haberbuscha? Raz pan tylko był u Haberbuscha, czy częściej?

Dwa.

  • Czy to było takie niebezpieczne, czy trzeba się było gdzieś kryć, chować, chodzić?

Przez całą Warszawę trzeba było się wszędzie kryć, bo przy „Haberbuschu” byli „ukraińcy” znów z drugiej strony. W dzień byli Polacy a w nocy „ukraińcy” i odwrotnie, w tych magazynach.

  • Tak że za każdym razem jak się szło, to nie wiadomo było, jaka będzie sytuacja, tak?

No nie.

  • Ale trzeba było się przemykać, chodzić piwnicami, czy dało się normalnie?

Nie, zawsze po wierzchu chodziłem.

  • Czy oprócz tych wypraw do „Haberbuscha” gdzieś się pan od swojego stanowiska oddalał, chodził odwiedzać kolegę?

Od tego, co myśmy mieli stanowiska, do „Haberbuscha”, to przez ćwierć Warszawy przejść trzeba było. Tam było przy Grzybowskiej, a tu przy Chmielnej.

  • Czy zetknął się pan jeszcze z ludźmi innej narodowości? Mówiliśmy już o Niemcach, o Ukraińcu. Ten Ukrainiec z restauracją, to był taki Ukrainiec…

Polski Ukrainiec.

  • Nie podpisał żadnej folkslisty ani…

Nie, on miał restaurację, prowadził tam, gdzie żeśmy okradali w nocy.

  • Czy z ludźmi innej narodowości zetknął się pan podczas Powstania?

Raczej nie.

  • Czy pan miał kontakt z rodziną przez czas Powstania?

Nie było jak mieć kontaktu. Nie było jak przeskoczyć Niemców, bo co kawałek byliśmy my, później co kawałek Niemcy i tak dookoła.

  • Czy ma pan takie wspomnienie, które żywo do dzisiaj pan pamięta z Powstania?

Jak żeśmy przechodzili Aleje Jerozolimskie, a to trudno było przejść, bo był straszny obstrzał. Za niski kanał był, bo dalej był beton na tunel. Ale udało nam się przejść i żeśmy poszli aż pod politechnikę i tam na odbicie [terenu] Niemców, bo atakowali naszych przy Noakowskiego.

  • To z całym oddziałem pan tam szedł, tak?

Nie, paru z oddziału, kilku. Sześciu może.

  • To jest właśnie ta scena, to przechodzenie przez Aleje Jerozolimskie, które pan tak zapamiętał?

No i [poszliśmy] aż pod politechnikę i tam żeśmy ostrzelali Niemców, wsparcie daliśmy naszym kolegom, co walczyli pod politechniką.

  • Pan pamięta, jak byliście uzbrojeni?

Uzbrojenie u nas to było takie, jak jeden maszynowy pistolet, to jeszcze do tego dwa ręczne, takie krótkie i granaty reszta.

  • I to wystarczyło, żeby im pomóc, tak?

Aleśmy pomogli.

  • W którym miejscu pan przechodził przez Aleje, pamięta pan?

Przy Kruczej.

  • Czyli przez ten jedyny kanał?

Jedyny kanał, tak.

  • To rzeczywiście duża wyprawa. Najpierw do Kruczej, potem…

Tak.

  • I teraz ten moment, kiedy już pan jest ranny w hotelu. Czy pan pamięta, jak tam się leżało, co się jadło, jakie tam były warunki?

Leżało się, bo nie było na czym chodzić, przynajmniej ja.

  • Obsługa była niemiecka?

Nie, nasza własna.

  • Jak pan się potem dostał na dworzec, do transportu?

Jeżeli się nie mylę, to 13 października rano podjechały sanitarne wozy i przewozili nas na dworzec do pociągu. Nazbierał się cały skład pociągu rannych Powstańców.

  • Jakie to były wagony? To były osobowe wagony, w których jechaliście?

Nie, nie osobowe – towarowe.

  • Potem dokąd pojechaliście?

Do Łodzi, w Łodzi nas zaczęli rozładowywać. Nie mogliśmy się domyślić gdzie, co, ale tam gdzie nas rozładowywali, to był obóz straceń, Brzezinka się nazywała. Tam około pół składu pociągowego przywieźli. Później, nie wiadomo skąd, Niemcy się dowiedzieli, że prawdopodobnie Anglicy wiedzą, że [Niemcy] chcą spławić wszystkich rannych Powstańców. Tak że Niemcy zaczęli z powrotem wozić, tych co tam zawieźli, do składu pociągowego i po pół godziny, godzinie, po sformowaniu składu pociągowego z tymi jeńcami rannymi pojechali w kierunku Niemiec. A Niemcy, folksdojcze niemieccy darli się: „Generał von dem Bach zwariował, bandytów w głąb Niemiec wiezie!”.

  • Czy sanitariuszki z wami też jechały?

A skąd byśmy je wzięli?

  • Mówił pan, że w tym szpitalu były sanitariuszki Polki.

Ale w którym?

  • No w tym na Chmielnej.

Nie mówiłem, że były sanitariuszki, tylko sami żeśmy się obsługiwali.

  • Aha, zrozumiałam, że tam były też sanitariuszki. Tak że tam nie było żadnej opieki medycznej?

Nie.

  • A jak trzeba było zrobić opatrunek, to jak?

To ja nie wiedziałem tego.

  • Pan miał unieruchomioną nogę. Jak raz zawinięta, to cały czas tak była zawinięta, nikt panu nie zmieniał opatrunku?

Nie, aż do obozu, aż do Zeithain w Niemczech.

  • Jak byliście w tym w tym szpitalu, potem w pociągu, to nie wiedzieliście, co z wami będzie?

Nie.

  • Równie dobrze byliście gotowi na śmierć, jak i na życie, tak?

Wcale nie myśleliśmy o śmierci.

  • Czy wyobrażaliście sobie, że co zrobią z wami Niemcy? Przecież to byli Niemcy, ci, co przez pięć lat mordowali, tak?

No tak. Jak się okazało, to źli Niemcy byli lepsi od dobrych ruskich.

  • Czyli mimo że nie wiedzieliście, co z wami będzie, to jednak nie było paniki, nie było lęku, że zginiecie?

Nie, Niemcy bardzo przestrzegali zasad Czerwonego Krzyża, co wolno i co nie wolno.

  • Gdzie tym pociągiem pan wylądował? Dokąd pan dojechał?

Na stacji w Zeithain, na wielkim, olbrzymim, wolnym [placu]… jakby ugór był. Wszystkich pozabierali, a ja byłem najgrzeczniejszy, to zostałem i psy mnie wąchały. Wreszcie przyszli nasi, patrzeć, co zostało na tym ugorze. Jak usłyszałem polskie głosy, to krzyknąłem. Przyszli i mnie zabrali.

  • Bo część z tych ludzi pewnie też poumierała w czasie tego transportu, tak.

Nie.

  • Nie pamięta pan takiego zdarzenia.

Nie umarł nikt. Przyszli i mnie zabrali, jednego jedynego, jako ostatniego.

  • Jakie tam były warunki?

Trudno powiedzieć, że tam [były] jakieś warunki.

  • Ale nogę panu jakoś tam wyleczyli, tak? Czy samo się zrobiło?

To dopiero wyleczyli za miesiąc, półtora. Był doktor dyżurny, Dzik się nazywał, on opatrunki moje zrywał i nowe zakładał. Bo to było takie szarpnięcie i musiał oderwać się plaster, ale cały plaster, cały opatrunek od razu. Co jeszcze teraz można powiedzieć?

  • Jak długo pan był w tym szpitalu? Kiedy pan wrócił do Warszawy?

W szpitalu to nie, to byłem miesiąc przed… Mniej więcej miesiąc przed zakończeniem… Przerzucili nas z Zeithain do Mühlbergu, miesiąc przed… bo później z Mühlbergu przerzucili nas, w ogóle jeszcze raz, pod samą granicę amerykańskich wojsk.

  • W jakiej miejscowości?

W Mühlbergu, a nie wiem…

  • I wyzwolili was Amerykanie, tak?

Tak.

  • Jak to było, jak pan to zapamiętał?

Tak zapamiętałem, że jak żeśmy szli przez pola i w kierunku wschodnim, to amerykański samolot, awionetka nad nami poleciała, odwróciła bieg i kazała nam… Zrozumieliśmy, żeby iść… bo tam gdzie myśmy szli, to był cały oddział SS, mocno uzbrojony.
  • Ale wy szliście sami, tak? To nie było z eskortą niemiecką, tylko po prostu sami?

Sami.

  • To znaczy, że ta niemiecka obsługa, która pilnowała tego miejsca, uciekła? Co się z nimi stało?

Nie pamiętam, ale szliśmy sami i żeśmy zaszli przed wieczorem do wioski, jak żeśmy szli po wskazaniu tego samolotu. Nad ranem nasi nawiązali kontakt z Amerykanami i nas… Dla bardziej rannych były linki przeciągnięte, że maczał się w wodzie, ale szedł po lince, trzymając się linki. I żeśmy szli na drugą stronę, przeprawili nas wszystkich na drugą stronę. To był oddział Amerykanów.

  • Ale na drugą stronę czego?

Tej rzeki. Później tylko było strasznie dużo krów, a ja jeden co umiałem doić prosto z cycka do buzi. Ode mnie się nauczyli inni, ale tak pozalewali oczy, wszystko, włosy. A ja nie, bo umiałem. No i przyjechały samochody amerykańskie z Polakami. Przeważnie ci kierowcy umieli mówić po polsku i nas zawieźli hen w głąb Niemiec, do miejscowości Grimma…

  • Czy była taka możliwość, żeby wstąpić tam do wojska?

I wstąpiłem.

  • Do jakich oddziałów pan wstąpił?

Najpierw do angielskich, to było miasteczko Grimma. A później żeśmy się puścili z kolegami, chyba w pięciu, sześciu, nad Ren i tam żeśmy… Zaraz, niech ja sobie utrwalę… Nad Renem były wszystkie narodowości i polska też, tak że…

  • I pan wstąpił do polskiego wojska, tak?

Nie, nie, to za wcześnie.

  • Aha, za wcześnie jeszcze.

Tam żeśmy dobili do tamtych Polaków, a jak był wyjazd, żeśmy później się zorganizowali… Powstańców Warszawy przeważnie brali do [nadzorowania] esesmanów. W Zeithain był obóz niemiecki SS i nasza kompania ich nadzorowała. Już byliśmy podzieleni na małe oddziały, które się wymieniały. Tam był teren i wieżyczki. Na wieżyczkach żeśmy pilnowali tych Niemców.

  • Ale to było wtedy jeszcze wojsko angielskie, czy już pan był w polskim?

W polskim to byłem, jak przyjechałem do Polski.

  • A na Zachodzie nie wstąpił pan do polskiego?

Bo nie było.

  • To kiedy pan przyjechał do Polski?

O, to najpierw jeszcze byłem w tej kompanii wartowniczej w Zeithain…

  • Słyszał pan, że Warszawa jest wyzwolona, że Warszawa jest wolna?

Słyszałem, ale się nie cieszyłem, bo przez ruskich, a myśmy ruskim nie wierzyli.

  • Czy jakieś listy z domu pan dostawał, będąc w Niemczech?

Jeden dostałem od brata, że mama umarła i to mniej więcej wszystkie wiadomości.

  • To proszę powiedzieć, jak pan wracał do Polski.

Już byłem zorganizowany w tym obozie, co pilnowaliśmy esesmanów, i żeśmy znów w kilku się zmówili i dostaliśmy przepustkę do Innsbrucku. A Innsbruck był już po stronie austriackiej. Nasz oficer nie wiedział, że to jest już w Austrii, ten Innsbruck, i dał nam przepustkę. Jeszcze nasz samochód nas dotransportował nad samą granicę. Byłem taki obrotny chłopak trochę i skądś się dowiedziałem, że tam jest kantyna obok tego dworca. To był nieduży dworzec, taki barak-dworzec. Poszedłem, przepustkę pokazałem i poprosiłem o prowiant. Wziął ten Amerykanin tą przepustkę, poczytał, poczytał: „A ile was tam jest?”. Było nas sześciu czy siedmiu, a ja mówię: „Siedemnastu”. – „No dobrze, to przyjdźcie po prowiant”. Jednego żeśmy zostawili tylko na miejscu, na tym dworcu, a reszta przyszła po ten prowiant, to ledwie żeśmy zabrali. Tyle tego prowiantu było, że ten prowiant to żeśmy w Innsbrucku i wszędzie… W Innsbrucku żeśmy znaleźli polską placówkę na dworcu, między torami był wagon. I żeśmy tam kupili za prowiant… wódkę żeśmy wypili z człowiekiem, co tam nadzorował z ramienia już wolnej Polski, co ruscy weszli.

  • On was zachęcał do powrotu?

Właśnie chcę do tego dojść. Pytamy się: „Jak tam jest w tej naszej Polsce, źle, dobrze? Bo mamy możliwość jeszcze się wycofać”. Mówi: „W Polsce nie jest źle. Jak kto pracuje, to dobrze żyje”. Tak nas załatwił. W każdym razie przyjechaliśmy przez Pragę czeską, przez Katowice, tylko innych rewidowali w Katowicach, a nas nic.

  • Ale pan był w mundurze brytyjskim, tak?

Amerykańskim… W Katowicach, jak mieliśmy już jechać do Warszawy, to wszystkich innych rewidowali, a nas nie. No i tak przyjechaliśmy do Warszawy. Ja dobiłem na drugi dzień znów rano. Trochę tego prowiantu jeszcze [zostało]… To znaczy dużo tego prowiantu…

  • Dużo było.

Jak było sześciu i miało co nieść. A Amerykanin z kantyny pewnie się cieszył, że tyle sprzedał.

  • Ale panowie jechaliście do Innsbrucku z zamiarem powrotu do Polski, czy tak po drodze się plan zmienił?

Na razie żeśmy chcieli dobić do Innsbrucku, a w Innsbrucku dowiemy się, co dalej można robić.

  • Przyjechał pan do Warszawy, jak ona wyglądała? Czy pan pamięta?

Bardzo poprzewracana. Tak że jak się szło na ulicę Wspólną, to od dworca się szło góra, dół.

  • To był jaki miesiąc? Kiedy pan wrócił do Warszawy?

Na drugi rok na wiosnę.

  • Na drugi rok, czyli 1945 czy 1946?

1945.

  • Czyli po zakończeniu wojny zaraz, tak?

Chyba tak.

  • A pamięta pan dzień zakończenia wojny? Gdzie pan wtedy był?

Właśnie tego nie mogę sobie uprzytomnić, gdzie byłem.

  • Czy pana dom stał w Warszawie, czy miał pan gdzie mieszkać, jak pan wrócił?

Moi teściowie mieszkali i tam dom stał, w Pyrach.

  • To pan był żonaty już w czasie Powstania?

Tak.

  • Kontaktu z żoną przez cały czas pan nie miał?

Nie.

  • A jak pan był w Niemczech też nie?

A jakim sposobem?

  • Jakoś te listy dochodziły.

List to dla mnie… Za mało było list.

  • Czyli pan miał dokąd wrócić. Pan wrócił do domu teściów, tak?

Tak, żona gdzieś była u rodziny, to przyjechała. Przyjechała mniej więcej wieczorem i mnie spotkała. Bardzo się ucieszyła.

  • Nie widział pan jej długo, od okresu przed Powstaniem, tak?

Tak.

  • Czy ona nie miała nic przeciwko temu, żeby pan się zgłosił do Powstania? Czy pan pytał ją? Czy pan rozmawiał?

Tam się nikt nikogo nie pytał. Bo jak ja byłem… Powstanie mnie zastało na placu Żelaznej Bramy, a my mieszkaliśmy w Wilanowie. To jak się można było zapytać?

  • No tak. Zupełnie spontaniczna decyzja, żeby przystąpić. Jak w Polsce przyjmowano ludzi w amerykańskim mundurze?

Dobrze.

  • Nie miał pan żadnych przykrości od władz?

Nie, nie.

  • Co pan potem, po powrocie do Warszawy, zaczął robić?

Prowadziłem firmę… Tylko jaką?

  • Czy pan szukał kontaktu z kolegami z oddziału?

Niekoniecznie, bo mi nie byli do niczego już potrzebni.

  • Czy miał pan jakieś przykrości z tego powodu, że pan brał udział w Powstaniu Warszawskim?

Niektórzy mieli, ja nie miałem. Tam gdzie pracowałem, to był jakiś ubek i mi magazynier powiedział, jak on już poszedł, a dobrą opinię miał od tego magazyniera. Tak że mówi: „Edward, ten pan w twojej sprawie”. Dobrze mu powiedziałem i poszedł, bo on był z UB, jak się okazuje, wywiad o mnie zrobić.

  • Czy pan się przyznawał do tego, że pan brał udział w Powstaniu?

Nie było się co przyznawać, bo oni lepiej wiedzieli jak ja.

  • Kiedy pan zaczął się kontaktować z kolegami z oddziału? Czy teraz ma pan jakieś kontakty z kolegami z oddziału?

Raczej spotkania mieliśmy pojedyncze, ale dużo i pieniędzy, i dolarów, i funtów miałem porozdzielane po wszystkich, to już mi wszyscy nie zwrócili nic.

  • Jak to się stało, że pan porozdzielał te pieniądze między kolegów?

Tam jeszcze, jak żeśmy przyszli na granicę niemiecką i austriacką. Mówili, że jak każdy będzie miał po trochu, to nic się nie… I tak było, że nikomu nic nie zabrali, ale mnie też nic nie dali.

  • Pan znał dowódcę „Gurta”, czy pan nigdy go nie spotkał?

Znałem [dowódcę] mojej kompanii, porucznik „Poraj”, później był „Jednorożec”.

  • Ale z kapitanem „Czaplą” nigdy się pan nie zetknął?

To nie mój oddział.

  • On był dowódcą „Gurta”.

Nie spotkałem go w Powstaniu. Nie wiedziałem nic o nim do tej pory, że on był moim dowódcą.

  • Czy w sierpniu chodził pan na cmentarz, tam gdzie groby Powstańców, przez ten czas w Polsce Ludowej, czy raczej tego pan nie robił?

Do mamy na wojskową kwaterę to chodziłem co roku.

  • Ale raczej nie było takiego zwyczaju odwiedzania grobów Powstańców?

Nie, tylko na kwatery się chodziło.





Warszawa, dnia 10 grudnia 2010 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek
Edward Korczak Pseudonim: „Stanisław” Stopień: strzelec, żołnierz Formacja: Zgrupowanie „Gurt”, 4. kompania, pluton 136 Dzielnica: Śródmieście Północne Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter