Janina Jasińska

Archiwum Historii Mówionej
  • Proszę na początek opowiedzieć coś o swojej rodzinie, czy miała pani rodzeństwo, kim byli pani rodzice.

Moi rodzice… Tatuś Stanisław pracował w Elektrowni Warszawskiej i to była jedyna praca do końca życia. Mamusia wychowywała mnie i moją siostrę, która była ode mnie o cztery lata starsza. Mieszkaliśmy w Warszawie na ulicy Żelaznej 64 i w tym mieszkaniu zastało nas Powstanie. Przed budynkiem, w którym mieszkaliśmy, był duży skład z drewnem opałowym. W momencie kiedy Niemcy od strony Woli nacierali na Warszawę, to jak już przesunęli się od Wolskiej do Żelaznej, to podpalili ten skład opałowy. Puścili dymną zasłonę i zabrali się po prostu do ewakuacji mieszkańców. Moi rodzice postanowili uciec przed ewakuacją i obok tego składu opałowego uciekło siedemnaście osób… Nie pamiętam, czy to było siedemnaście osób, czy siedemnaście rodzin. Znam tylko tą cyfrę z opowiadań rodziców. W momencie kiedy uciekaliśmy koło tego składu opałowego, to mojej siostrze paliły się włosy na głowie. Potem tatuś nas odprowadził do ulicy Chłodnej i tam pozostawił nas w jakieś bramie, bo wyszliśmy tak, jak staliśmy, i tatuś chciał jeszcze wrócić po troszkę żywności. Żeby wrócić, to sporo czasu to trwało, bo przecież cały czas były naloty. Ale kiedy wrócił, to tylko z daleka zobaczył, jak już odjechał wóz ciężarowy z pozostałymi mieszkańcami. Wszedł do piwnicy i w piwnicy była pani sparaliżowana, starsza osoba, tęgawa. Na wszystko tatusia prosiła, żeby tatuś ją wyniósł przynajmniej na podwórko, bo dom płonął. Ale tatuś nie dał rady i po prostu ją tak pozostawił. Ale do końca życia miał to w pamięci.
Wrócił do nas na Chłodną. Wiem też z opowiadań, że podobno był taki rozkaz, że mieszkańcy jak opuszczali swoje mieszkania, to że musiały być klucze w drzwiach i mieszkania musiały być otwarte. Wtenczas jak ktoś tam przechodził, to w tych mieszkaniach opuszczonych się zatrzymywał. Tak było i z nami. Myśmy tak wędrowali… Ponieważ tatuś dostał zawiadomienie, że pracownicy elektrowni mają się stawić do elektrowni, w celu obrony elektrowni, to tatuś poszedł, a nas zostawił. Mamusia z nami za wszelką cenę chciała dotrzeć do elektrowni, żeby być razem z mężem i z nami. I tak…

  • Jeszcze tylko gwoli uporządkowania. Opowiada pani o wydarzeniach już z 1944 roku?

Tak.

  • Jeżeli można, zapytałbym jeszcze panią troszeczkę o okres wybuchu wojny i okupacji. Rozumiem, że sama pani nie bardzo pamięta. Czy pamięta pani w jakiś sposób 1939 rok?

No nie pamiętam.

  • Czy może raczej co pani na ten temat opowiadano? Co mówili rodzice, siostra?

To trudno teraz mówić, co mi opowiadano, bo człowiek czytał trochę książek o Powstaniu i te różne akcje to się wymieszały, tak że nie wiadomo czy… Nie umiem powiedzieć, czy to nie było z książki, czy to było w rzeczywistości. Tak że wolałabym na ten temat się nie wypowiadać.

  • Rozumiem. Przez cały okres okupacji mieszkali państwo na Woli, na Żelaznej?

Tak.

  • Chodziła pani tam do przedszkola?

Tam nie chodziłam do przedszkola, bo miałam rok tylko, więc nie chodziłam do przedszkola. Mama nie pracowała i po prostu wychowywała nas w domu.

  • Na początku 1944 roku już była pani w przedszkolu?

Tak, już byłam w przedszkolu. Nie pamiętam, gdzie to przedszkole było, gdzie się mieściło. Ale tak jak wspominałam, tylko te zdjęcia mam jako pamiątkę, że chodziłam, ale gdzie to było, to nie mam nawet kogo spytać.

  • Jak pani wspomina to przedszkole?

Cudownie, na pewno nie to samo, co teraz jest w przedszkolach.

  • Proszę powiedzieć, pani ojciec przez cały czas pracował w elektrowni?

Tak, to była tatusia pierwsza i ostatnia praca.

  • A mama wychowywała państwa w domu?

Tak.

  • Czy wiadomo pani o tym, żeby pani rodzice byli w jakiś sposób związani z konspiracją?

Nie, na pewno nie byli… Chociaż miałam długi okres czasu opaskę Armii Krajowej tatusia. Później gdzieś mi to zniknęło z domu.

  • Jak pamięta pani, czy może zapamiętała pani wybuch Powstania, 1 sierpnia 1944 roku?

Tylko pamiętam naloty, które były. W momencie kiedy był nalot czy samoloty leciały gdzieś… „Krowy” to chyba się nazywały, wybuchały, to wtenczas wiem, że tatuś i mamusia zawsze nas za rękę i od razu do piwnicy. Ale wiem, że czasami to całe dnie się w piwnicy siedziało. Ponieważ na Żelaznej… Zresztą kiedyś to tak były budowane domy, że były duże podwórka i była kapliczka Matki Bożej, to w momencie kiedy było takie wyciszenie, to ludzie wychodzili i przed kapliczką się modlili. Wiem, że wtenczas były przebijane przejścia, żeby wkoło domu można było obejść. Że załóżmy, jak z jednej strony groziło jakieś niebezpieczeństwo, żeby można było uciekać. To tylko tyle co pamiętam.

  • Mówiła pani, że spędzało się czasem całe dnie z powodu nalotów w tych piwnicach. Właśnie, jak pani zapamiętała, jaka tam atmosfera panowała?

Atmosfera była bardzo wzajemna, życzliwa, solidarna i bardzo dużo czasu spędzało się na modlitwie. Jeśli ktoś miał jakieś pożywienie… Pamiętam, że u nas w mieszkaniu były takie spiżarnie pod oknami i w tych spiżarniach rodzice gromadzili bardzo dużo mleka skondensowanego, w puszkach. Jak tylko był jakiś spokój, czy można było na górę pójść, to tatuś albo mamusia znosili te puszki. Z wodą się rozcieńczało i chleb… Jak nie było chleba, to samo mleko bez rozcieńczenia mnie i siostrze mamusia podawała.

  • Opowiadała pani, że przeniosła się pani razem z rodziną, z mamą i z siostrą, na ulicę Dobrą, w pobliże elektrowni.

Tak.

  • Gdzie się państwo zatrzymali?

Właśnie tak jak wspomniałam, że rodzice nas zaprowadzili na Chłodną i tatuś wrócił po jedzenie, po żywność. Później tatuś został wezwany do elektrowni, a myśmy z mamusią ładnych kilka dni szły w pobliże elektrowni. I tak jedną noc się tutaj nocowało, drugą gdzie indziej na trasie. Doszłyśmy do ulicy Dobrej, do bloku, do domów, wtedy były domy, Dobra 22/24. Tam zatrzymałyśmy się na dłużej, ponieważ już mamusia w jakiś sposób z tatusiem nawiązała kontakt, tam zajęliśmy jakieś mieszkanie i… Pamiętam, że do tego stopnia, że siostra, ponieważ ode mnie była o cztery lata starsza, już chodziła do szkoły, to nawet chodziła w tym domu na drugą klatkę na komplety, na lekcje. I normalnie te komplety… Podejrzewam, że prowadziła je pani Żajkowska, ponieważ jej bratanek chodził później ze mną do szkoły i wiem od niego już, od kolegi swojego, w starszym wieku, że właśnie jego ciotka w tym domu w czasie Powstania uczyła młodzież matematyki, polskiego, historii. Bardzo często w tym czasie leciały samoloty w kierunku Starego Miasta. Stare Miasto było bardzo bombardowane.
Pewnego dnia, ponoć to było 6 września, mamusia z siostrą poszły na górę, siostra poszła odrabiać lekcje, mamusia coś przygotować nam jeść, a mnie zostawiły w piwnicy na leżance i tam spałam. To było w dzień. W pewnym momencie te samoloty tak krążyły nad tym domem i mamusia uznała, że… Coś zaniepokojona była, zaczęła schodzić na dół i w tym momencie w jedną oficynę uderzyła bomba, a druga bomba została zrzucona na podwórko. Ale na podwórku ta bomba nie wybuchła w ogóle, ale jedna oficyna narożna całkowicie została zburzona. Tam bardzo dużo osób zginęło. Ponieważ moja mamusia z siostrą, widocznie było takie przeznaczenie, wyszły wcześniej z tego mieszkania i zaczęły schodzić na dół, to później się zsunęły po gruzach na dół. Ale siostra była ranna, miała bardzo zmasakrowaną twarz, obydwa policzki i głowę miała ranną, a mamusia miała ramię i też głowę ranną. W momencie kiedy już się zsunęły na dół, na parter z drugiego piętra, to mnie ktoś wyprowadził z piwnicy. Spotkałam się z mamusią, ponieważ mama i siostra były zalane krwią, więc przede wszystkim ktoś się zajął mamą i siostrą. Przez okienko w piwnicy nas wyciągano i mamę i siostrę to na noszach przenieśli do Elektrowni Warszawskiej, bo tam był szpital polowy w podziemiach. Tam miały zrobione opatrunki i już wtenczas do końca, dopóki pracownicy elektrowni nie musieli, nie byli zmuszeni, żeby opuścić budynek, to byliśmy razem w elektrowni. A stamtąd, już później, jak nas wysiedlono, to ulicami Warszawy do Pruszkowa.

  • Przepraszam, jeszcze chciałbym na chwilkę wrócić do tego okresu, jak rodzice przenieśli się na Dobrą, do elektrowni. To było na początku sierpnia?

Tak w połowie sierpnia myśmy… Ponieważ teraz jak byłam na tym spotkaniu, to pytałam, kiedy właśnie uderzyła tam bomba. Tam były osoby starsze i pani właśnie powiedziała, że 6 września to się stało. Więc myśmy jeszcze do 6 września byli w Warszawie, a później jeszcze kilka dni na pewno w elektrowni, bo siostra nie mogła chodzić. I dopiero z elektrowni nas wysiedlono do Pruszkowa.
  • Jaką z kolei pamięta pani atmosferę, jaka była w piwnicach, ale już na Dobrej, kiedy panie tam schodziły się przeczekiwać ostrzał?

Tam bardzo dużo osób w ogóle nie wychodziło z piwnicy. Cały czas koczowali w piwnicy. Po prostu było tam bardzo dużo osób starszych, ale i młodych. Ponieważ na Dobrej były stawiane barykady, to młodzi wybiegali, jak nie było nalotu czy jakiegoś obstrzału, to wychodzili i budowali tą barykadę i z powrotem do schronu. Tak że większość czasu spędzało się w piwnicach, w schronach.

  • Jaka atmosfera panowała tam wśród ludzi?

Na pewno był zachowany całkowity spokój. Tylko dzieci były przestraszone i jak gdzieś strzały były czy samoloty leciały, to dzieci od razu płakały.

  • Proszę jeszcze opowiedzieć tak troszeczkę o życiu codziennym w czasie Powstania. To znaczy, jak wyglądała kwestia zaopatrzenia w żywność i wodę?

Tego nie potrafię powiedzieć.

  • Jak pani zapamiętała, w jaki sposób pani mama zdobywała tą żywność? Mówiła pani, że zgromadzili pani rodzice dosyć duże zapasy, ale to jeszcze było na Woli.

Tak.

  • I to wszystko się spaliło razem z domem.

Tak, oczywiście. Ale te mieszkania, które były opuszczane przez prawowitych właścicieli, to wszystko pozostawało tam, wszystko. I ci, którzy chodzili do tych mieszkań, to przeszukiwali, gdzie jest jedzenie i tym się żywili.

  • To co pozostało w spiżarni…

Tak, oczywiście. Tak że dopiero wiem, że było jakieś RGO, ale to chyba było dopiero w Pruszkowie. A tak tutaj, to tak jak mówię, tylko z mieszkań do mieszkań się jedzenie przenosiło. Jak było mieszkanie wolne, to się penetrowało i zdobywało się pożywienie.

  • Proszę powiedzieć, jak wyglądała sprawa zaopatrzenia w wodę? Czy to było łatwo, czy w trakcie Powstania sytuacja się zmieniła jakoś?

Nie pamiętam, nie odpowiem na takie pytanie, bo nie chcę po prostu zmyślać, a nie wiem.

  • Nocowali państwo w mieszkaniu na Dobrej czy w piwnicach?

To znaczy na ogół w piwnicach, bo wszyscy na noc schodzili do schronów. Może pojedyncze osoby zostawały, ale ja z mamą i z siostrą to zawsze nocowałyśmy w piwnicy, na polówkach, na ziemi, gdzie się dało, na jakimś ubranku mama nas kładła.

  • Jeszcze mam takie pytanie dotyczące okresu właściwie okupacji, może i Powstania. Mówi pani, że na ulicę Dobrą przeszły panie tylko z tym, co miały panie na sobie.

Tylko.

  • Cały dobytek został na Woli?

Tak.

  • Pamięta pani, czy zaprzyjaźniła się pani na Dobrej z jakimiś dziećmi? Bawiła się pani?

Nie bawiłam się. Ale pamiętam, że na przykład modlitwę „Pod Twoją obronę”, to nauczyłam się, małym dzieckiem będąc. W 1944 roku miałam sześć lat. Nauczyłam się modlitwy, bo w czasie właśnie jakiegoś… Kiedy nie było nalotu, nie słychać było, to ludzie wychodzili i wokół kapliczki… Naokoło się chodziło i cały czas były odmawiane modlitwy.

  • Właśnie. Jaka atmosfera panowała wśród mieszkańców tego domu? Mówiła pani, że panował spokój.

Spokój i wielka życzliwość dla osób, które już tam przychodziły, tak jak moja rodzina. Właściciele, którzy tam mieszkali, byli naprawdę bardzo życzliwi. Zawsze pytali, czy mamy co jeść czy coś… Życzliwość była wielka i w ogóle solidarność była w czasie Powstania bardzo duża.

  • Czy pamięta pani może, czy będąc na Dobrej, miała pani jakiś kontakt z Powstańcami, widziała pani Powstańców?

Raczej nie widziałam, bo po prostu byłam małym dzieckiem i mama mnie zawsze chciała mieć koło siebie, więc nie wychodziłam i siostra też.

  • Mówiła pani, że ojciec został powołany do obrony elektrowni i rozumiem, że on tam cały czas przebywał?

Tak.

  • Czy zdarzało się, że jakoś się państwo z nim spotykali, w jakichś, nazwijmy to, chwilach przerwy?

Nie.

  • Czy przesyłał jakieś wiadomości, pisane na przykład?

Nie, ponieważ to było bardzo blisko, Dobra 22/24 to jest bardzo blisko elektrowni, więc tata do nas nie przychodził, ale czasami z tego domu niektórzy chodzili do elektrowni, to tylko taki kontakt był między mamą a tatą. Do momentu kiedy już po bombardowaniu tego budynku nie znalazłyśmy się w elektrowni, to wtenczas tatuś do nas przyszedł.

  • Właśnie wróćmy może do tego szpitala polowego, gdzie były opatrzone pani mama i pani siostra. Jak długo one tam zostały, pamięta pani?

Siostra… Było powiedziane, że… Była cała [zabandażowana], tylko oczy i usta miała odkryte. Nawet miała czubek nosa skaleczony. Wiem, że lekarz powiedział, że siostra nie może trzy dni wstawać i w ogóle nie może usnąć po tym zabiegu, który miała. Kiedy już ją wywieziono z pokoju, gdzie miała tą operację czy zabiegi, oczyszczenie wszystkiego… Jak ją zobaczyłam, to zemdlałam i tatuś nie wiedział, czy ratować siostrę, żeby ona nie usnęła, bo nie mogła usnąć, czy mnie ratować. Ale widok był rzeczywiście okropny. Wtenczas już po tym zabiegu siostry znalazłyśmy się w zupełnie innym pokoju i tylko byłyśmy we trzy i tatuś do nas od czasu do czasu przychodził. Tak że myśmy w ogóle nie miały kontaktu z pozostałymi rannymi.

  • Czy przy paniach pani ojciec coś mówił na temat sytuacji czy warunków życia?

Nie pamiętam.

  • Nic takiego nie było?

Nie pamiętam.

  • Czy może pamięta pani, jaki był stosunek właśnie tych ludzi mieszkających w kamienicy do Powstańców, jak się z nimi stykali?

Na pewno był taki sam życzliwy jak do nas, bo pamiętam, że jak kiedyś taki młody dzieciak przybiegł zakrwawiony (nie wiem, jakie okoliczności tego były, że on był zakrwawiony), to od razu panie się nim zajmowały w tym budynku.

  • Czy zdarzało się, że przy pani mieszkańcy tego domu czy mama, czy potem już w tym szpitalu ojciec, żeby rozmawiali na temat tego, co się w powstańczej Warszawie dzieje? Na temat wydarzeń…

Nie pamiętam takich rzeczy.

  • Pamięta pani może, czy ci ludzie czytali jakąś prasę? Może, że rozlepiano gdzieś po bramach…

Były takie ogłoszenia. Te ogłoszenia to pamiętam. W momencie kiedy myśmy szły z Żelaznej na Dobrą, to różne ulotki, ogłoszenia były z literką „P” w kotwicy. To pamiętam, ale dzieckiem byłam, więc się nie interesowałam, ale były takie rzeczy.

  • Pamięta pani może, żeby były na Powiślu jakieś występy artystyczne, granie na pianinie na przykład, śpiewy?

Nie, nic takiego nie było, żadnych [występów].

  • Natomiast jak rozumiem, życie religijne było bardzo bogate?

Bardzo bogate było. Bardzo dużo czasu ludzie właśnie… Jak trwoga, to do Boga rzeczywiście. Zresztą w tych domach, gdzie były takie duże podwórka, to na ogół były również i kapliczki. Właśnie wtenczas ludzie wychodzili. Na Dobrej 22/24 też kapliczka jest do dzisiejszego dnia.

  • Pamięta pani, żeby były jakieś msze święte, czy chodziło się do kościoła, czy na jakimś podwórku ksiądz sprawował mszę?

Nie, mimo że tam na vis-à-vis jest kościół Świętej Teresy, to nic takiego nie było.

  • Może przejdźmy do tego momentu w elektrowni. Tam pani siostra trzy dni…

Tak, lekarz powiedział, że w ogóle trzy dni nie może wstawać i ileś czasu nie może spać po tym zabiegu.
  • Pamięta pani, co rodzice robili, żeby nie zasnęła?

Tata cały czas koło niej siedział i z nią próbował rozmawiać, żeby ona nie usnęła. Bo lekarz powiedział, że gdyby usnęła, to już by się nie obudziła. Widocznie jakiś taki środek znieczulający dostała czy coś, trudno mi powiedzieć. W każdym bądź razie wiem, że tatuś był strasznie zdenerwowany w momencie, kiedy ja zemdlałam, a ona nie mogła usnąć.

  • W każdym razie udało się.

Udało się, dzięki Bogu się udało.

  • Czyli rozumiem, że w tym szpitalu przebywały panie przynajmniej trzy dni? Czy jeszcze dłużej?

Na pewno, nie pamiętam którego dnia. Tak jak się dowiedziałam, że ta bomba była rzucona 6 września, tak nie pamiętam, kiedy pracownicy elektrowni musieli opuścić elektrownię. I tak byliśmy pędzeni aż do Pruszkowa.

  • Właśnie, czyli wychodziła pani z Powstania razem z rodziną, to znaczy i z mamą, i z tatą, całą rodziną?

Tak, cała rodziną. Tak doszliśmy do Pruszkowa i w Pruszkowie była robiona selekcja. Ponieważ myśmy z siostrą miały jednakowe okrycia, jakieś takie płaszczyki miałyśmy, ale jednakowe. Pamiętam, że tatuś niósł mnie na rękach i w pewnym momencie zdjął marynarkę i na mnie narzucił, na to okrycie marynarkę. Jak podeszliśmy do Niemca, no to pytali się, gdzie żona. Tatuś powiedział, że nie żyje, i nas skierowali do jakiegoś wagonu. Kilkanaście osób dalej szła mamusia z siostrą i tatuś właśnie, żeby nie rozpoznać, bo miała takie kołnierzyki atłasowe w tych płaszczykach, więc żeby nie zwrócili uwagi, to tatuś mnie nakrył marynarką. A siostra jak z mamusią podeszła, to spytali, gdzie mąż. Mamusia powiedziała: „Nie żyje”. I w ten sposób i mamusia, i siostra, i ja z tatusiem zostaliśmy skierowani do jednego wagonu bydlęcego. Ale jeszcze zanim wsiedliśmy w Pruszkowie do tego wagonu, to tatuś mnie wziął za rękę i chcieliśmy przejść pod wagonem, żeby przejść na drugą stronę Pruszkowa, gdzie wydawało nam się, że tam nie ma Niemców. W tym momencie kiedy tatuś przeszedł pod wagonem, to Niemiec strzelił w górę i do tatusia doszedł i do skroni tatusiowi przystawił rewolwer chyba. Ja oczywiście zaczęłam płakać i kazał nam się cofnąć pod tym wagonem. I wsiedliśmy do tego samego wagonu, co mamusia z siostrą wsiadła. Później Polacy rodziców chcieli zadenuncjować, że po prostu mąż i żona są razem, ale jakoś [się udało].

  • Jak się dało tego uniknąć?

Udało się uniknąć. Tak dojechaliśmy… Jechaliśmy gdzieś na wschód.

  • Na wschód?

Też nie wiem, w jakiej to było wsi, pociąg się zatrzymał i ktoś dał rozkaz, czy… W każdym bądź razie zostały otwarte wagony i kto chciał, mógł uciekać. Mój tata był zawsze taki pierwszy do wszystkiego. Oczywiście wziął nas za ręce i wysiedliśmy z tego wagonu. Ludzie się bali, że kto wyjdzie, to Niemcy będą strzelać. Ale tatuś zaryzykował i myśmy wysiedli. Sporo osób z tych różnych wagonów wysiadało i Niemcy rzeczywiście nie strzelali. Tam się znaleźliśmy w jakiejś wsi i też gospodarze nas przyjęli. Nawet nam dali pokoik. Ale w tym pokoiku jak byliśmy, to było makabrycznie. Jak człowiek się w głowę podrapał, to wesz wyjmował z głowy. Mamusia codziennie jak kładłyśmy się spać, to na szwach koszulek nam wyszukiwała i zabijała wszy. Ale to było codziennie. Po prostu wszy nas zjadały na tej wsi. Tam cierpieliśmy bardzo biedę. Mimo że byliśmy u gospodarzy, ale też byli bardzo dobrzy, przyjęli nas, ale sami nie mieli się czym z nami dzielić.
Tam jak byliśmy, to później jak już od wschodu nacierali Rosjanie, to wzięli tatusia. To była zimowa pora już. Wzięli tatusia, żeby tatuś im pokazał, w którym kierunku uciekali Niemcy. Pamiętam, że tak w podwórzu tych gospodarzy stał czołg rosyjski i tatusia wzięli do tego czołgu, żeby tatuś im pokazał, w którym kierunku uciekli Niemcy. Tatuś był tylko w takich kaloszach krótkich. Gazetami nogi miał owinięte i też pożegnał się z nami, bo myślał, że jak zabiorą, to nie wiadomo, czy z powrotem wróci. Pożegnał się z nami, ale po kilkunastu godzinach przyszedł do domu. No to tylko w tym jednym kaloszu, bo drugi po drodze zgubił. Tam już byliśmy do końca, na tej wsi, do momentu kiedy Warszawa nie była wolna.

  • Właśnie mówiła pani, że było biednie tam, gdzie państwo byli.

Tak.

  • Czym się pani tam zajmowała i pani rodzice przez ten czas jesienny, zimowy?

Tatuś tam pomagał drewno rąbać, bo to była zimowa pora. Więc pamiętam, że po prostu do tatusia należała ta czynność, żeby rąbać drewno. A mamusia to tamtej pani ewentualnie coś pomagała, jeśli w ogóle było w czymś. A my to byłyśmy tak zahukane, tak przestraszone, że w ogóle nie chciałyśmy z tego pokoiku wychodzić. Bo też miałyśmy taki widok, że młody chłopak uciekał i rano przez okno… Jak rodzice wyjrzeli i myśmy wyjrzały, to tylko był przewieszony tak na płocie, zastrzelony. To był z tej wsi, tych państwa jakiś sąsiad. Więc myśmy były z siostrą tak przerażone, że myśmy już później to w ogóle do okien nie chciały dochodzić, żeby takich widoków nie mieć w pamięci.

  • Nie pamięta pani, nie opowiadano potem, dlaczego tak się stało?

Nie, tylko właśnie widziałam tego młodego człowieka przewieszonego. Ale to wszystko było tajemnicą. Nie wiadomo, czy on był w Armii Krajowej, czy po prostu uciekał przed Niemcami. Trudno mi powiedzieć.

  • Pani wspomniała już à propos wyzwolenia, że wkroczyli Rosjanie i zabrali ojca jako przewodnika. Czy tak właśnie pamięta pani, wspomina ten moment wyzwolenia?

Pamiętam, była wielka radość, jak dotarła ta wiadomość, i pamiętam, jak rodzice rozmawiali, jak Rosjanie się posuwali do przodu i co już jest wolne. W pewnym momencie już doszła wiadomość, że jest Warszawa… Pamiętam, że to było już po Nowym Roku i był bardzo wysoki mróz. Bo myśmy jak z tej wsi… Też odcinkami się jechało w stronę Warszawy jakimś pociągiem. Jak dojechaliśmy do Warszawy, to zatrzymaliśmy się w Warszawie na Pradze u tatusia mamusi, bo dziadek nie żył, na Świętej Cecylii, to jest ulica od Świętego Wincentego. Tam kilka dni się zatrzymaliśmy, no ale już takie odezwy były, żeby ludzie wracali, podejmowali pracę. Tatuś zdecydował, że trzeba przedostać się na drugą stronę Warszawy. Pamiętam, że szliśmy po Wiśle, bo Wisła była tak zamarznięta, bo tak to nie zamarzała, bo była elektrownia czynna. A elektrownia była nieczynna, była tafla lodowa… Bo mosty były pozrywane, most Poniatowskiego był zerwany i myśmy tak przez Wisłę po lodzie szli na drugą stronę Warszawy.

  • Jak pani pamięta, jak pani wspomina tamtą podróż?

Pamiętam, jak z rodzicami poszliśmy na jasełka, to było na Miodowej. No to po prostu gdzieś na jakimś podwórzu te jasełka się odbywały. To dosłownie po gruzach, po trupach, trupy obok leżały i rodzice nas na te jasełka zaprowadzili. Jak tatuś się zgłosił do Elektrowni Warszawskiej, to w Elektrowni Warszawskiej decyzja była taka, żeby właśnie zająć budynek w alei 3 Maja pod [numerem] drugim. To była spółdzielnia własnościowa przedwojenna, ale myśmy jako dzicy lokatorzy tam pozajmowali te mieszkania. No to nam się dostał lokal, gdzie było 116 metrów, a później mieszkały tam trzy rodziny. Jak spaliśmy, to jedna ściana była całkowicie zalodzona. To była zima, to lód po prostu na ścianie był. Myśmy w takich warunkach nocowali. Tatuś wrócił do pracy do elektrowni i do końca życia pracował. Zmarł, mając osiemdziesiąt lat, to znaczy do emerytury cały czas przepracował w elektrowni.

  • A pani mama?

A mamusia zaraz po Powstaniu to też nie pracowała i nami się zajmowała, aż do 1948 roku. A w 1948 roku rodzice się rozeszli. Przetrwali wojnę, wszystko, a później się rozeszli, mamusia się wyprowadziła i podzielili się dziećmi. Mnie wychowywał ojciec, a siostra, że była starsza, mamusia ją wzięła.

  • Utrzymywała pani potem jeszcze kontakt z siostrą?

Tak, myśmy cały czas utrzymywały kontakt, mimo że różnice w wychowaniu były. Ta rozłąka jednak dawała… Odczuwało się tą… Nawet w momencie kiedy się kontaktowałyśmy, to jednak nie miałyśmy wspólnego języka i… Ale do końca byłyśmy w kontakcie.

  • Pani rozumiem poszła do szkoły?

Tak, dopiero po Powstaniu poszłam do szkoły i najpierw chodziłam do pierwszej klasy. To była szkoła podstawowa na Smulikowskiego, a później zlikwidowano tą szkołę i część osób poszła na Drewnianą, a część na Tamkę do sióstr szarytek. Ja do sióstr chodziłam, a siostra ponieważ była starsza, to poszła na Drewnianą do szkoły. Później od sióstr też przeniosłam się na Drewnianą i na Drewnianej kończyłam maturę.

  • Proszę powiedzieć, jakie wydarzenie z Powstania zapamiętała pani jako takie najgorsze, a jakie jako takie najlepsze?

Najgorsze to było, jak zobaczyłam mamę i siostrę, do dzisiaj to pamiętam. No a jakie było najlepsze? Najlepsze i najbardziej się cieszyłyśmy, jak byliśmy całą czwórką razem, czyli w elektrowni, mimo że warunki były różne, ale że byliśmy razem, to jednak nam to dawało radość.

  • Jak teraz, po tych wszystkich latach, które minęły od tamtego czasu, ocenia pani Powstanie?

Był to na pewno zryw, ale młodych ludzi… Ale myślę, że to było potrzebne, że jednak to było w pewnym sensie świadectwo młodych ludzi, że dąży do tego, żeby Polska była suwerenna, żeby była sama w sobie, bez ingerencji innych państw.




Warszawa, 29 sierpnia 2012 roku
Rozmowę prowadził Michał Studniarek
Janina Jasińska Stopień: cywil Dzielnica: Wola, Powiśle

Zobacz także

Nasz newsletter