Krystyna Wiśniewska

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Krystyna Wiśniewska.

  • Jak wyglądało pani życie przed wojną?


Przed wojną to ja byłam dzieckiem, które jeszcze nie chodziło do szkoły.

  • W której dzielnicy pani mieszkała?


Na Starym Mieście.

  • Czym zajmowali się pani rodzice?


Mama to niczym w zasadzie, z rodziną tylko. Ojciec pracował.

  • Gdzie pracował?


W drukarni.

  • Miała pani rodzeństwo?


Tak, brata. Brat młodszy.

  • Jak wspomina pani wybuch wojny?


W trzydziestym dziewiątym roku?

  • Tak.


No, to ja byłam mała, sześć lat.

  • Może jednak jakieś obrazy z tamtego okresu utkwiły pani w pamięci?


Po prostu myśmy przebywali w czasie wojny, w czasie nalotów w Wytwórni Papierów Wartościowych. Ta Wytwórnia się cała trzęsła, bo tam było duże bombardowanie. To to tylko pamiętam.

  • Ile osób wtedy tam z państwem przebywało?


Właściwie to moja mama z nami. A osób to dużo przebywało.

  • Dlaczego akurat tam?


Bo to było najbliżej, żeby się schować.

  • Jak pani spędzała ten czas, będąc w Wytwórni Papierów Wartościowych?


Po prostu wszyscy się chowali przed uderzeniem bomb. Ta wytwórnia, mówiąc szczerze, to się bujała nawet na boki – to co ja pamiętam jako mała dziewczynka.

  • Pamięta pani, ile dni państwo tam byli?


Nie, po prostu tylko w czasie nalotów się tam ludzie chowali.

  • Jak zmieniło się życie już w okresie okupacyjnym?


No, źle było. Ojciec przecież poszedł, był powołany do wojska, był wcielony do armii, a mama została z dwojgiem dzieci.

  • Jakie były losy pani taty? Został powołany na początku września i co się później z nim działo?


Szedł z armią. Walczył na wschodzie.

  • Wrócił do Warszawy?


Nie, nie wrócił do Warszawy. Został już… Później jak została utworzona armia Andersa, to w tej armii.

  • Wie pani, jak trafił do armii Andersa?


Nie wiem, tego to ja nie wiem. Po prostu tam tereny wschodnie upadły, wojsko było samo, później jak się utworzyła armia, to po prostu zgłosił się.

  • Pani mama musiała utrzymać rodzinę. Jak udawało jej się pozyskać pieniądze?


Po prostu szyła.

  • Jak wyglądało pani codzienne życie? Poszła pani do szkoły?


Tak.

  • Gdzie pani chodziła do szkoły?


Chodziłam do szkoły do zakonnic, na Starą, tam od Nowego Miasta jest taka ulica.

  • Jaka to była szkoła, jak ją pani wspomina?


Szkoła była bardzo dobra. To była szkoła z wyżywieniem włącznie. Natomiast brat był w przedszkolu, też takim zakonnym, na Freta. Wychodziliśmy, jak mama wracała z pracy, i wracaliśmy do domu.

  • Czy miała pani świadomość jakiegoś niebezpieczeństwa grożącego na co dzień?


Chyba nie, specjalnie nie.

  • Była pani może świadkiem represji ze strony Niemców, w trakcie okupacji?


Nie.

  • Czy ktoś z pani rodziny był zaangażowany w konspirację?


No, pewnie tak. Chyba wujek.

  • Jak wujek się nazywał?


Wujek – ja mówię, że nie w trzydziestym dziewiątym roku, tylko w czasie Powstania – pracował w takiej rusznikarni na Freta i reperował broń.

  • Jak się nazywał?


Rubinowski.

  • Wie pani, czy był zaangażowany w konspirację?


Tego to nie wiem, naprawdę, ja za mała byłam.

  • Czy w szkole oprócz obowiązkowych przedmiotów były również tajne zajęcia?


Nie. To znaczy o czym?

  • O historii Polski.


Nie no, w ogóle wszystko było. W każdym razie Niemcy wpadali… Było tak, że Niemcy wpadali i siostry zakonne chowały książki. No to jakie to książki były, to pewnie historyczne jakieś.

  • Czy w czasie okupacji zetknęła się pani z harcerstwem?


Nie. Po wojnie.

  • Czy miała pani świadomość, że zbliża się Powstanie?


No ja to nie, bo miałam jedenaście lat. Tylko było tak, że było bardzo cicho.

  • Gdzie zastał panią wybuch Powstania?


W domu. Bo wujek właśnie tak zrobił, żeby się wszyscy spotkali w mieszkaniu, tam gdzie moja mama mieszkała. Tak że wujka żona tam się spotkała i jeszcze siostry, i tak dalej. W ten sposób było to przez niego ustalone.

  • Czyli wujek wiedział?


Wiedział.

  • Co się z panią działo podczas Powstania?


Jeżeli chodzi o dzień Powstania, no to przecież myśmy szyły sukienki dla lalek. Przyszedł wujek ubrany już w ogóle w mundur wojskowy i powiedział, że idzie bronić ojczyzny. No więc wielkie było takie… Mama zdziwiona, co to będzie i tak dalej, no i wszyscy płakali, to znaczy matka mojej koleżanki płakała.

  • Czyli tam też była oprócz pani rodziny jakaś pani rodziny znajoma?


Koleżanki mama.

  • Jak wyglądały te lalki, które pani szyła?


No, one ładne były.

  • To były szmaciane lalki?


Nie, nie, nie. To były z takiej masy jakiejś.

  • Co się dalej działo?


Z początku to była taka jakaś euforia, że wszyscy byli zadowoleni, że zwyciężają i tak dalej. A później to już było tylko bombardowanie w tę i z powrotem.

  • Gdzie wtedy państwo byli?


W piwnicach.

  • Jak wyglądało życie w piwnicach?


Wszyscy się po prostu chowali przed nalotami. Bomba nawet wleciała w jedną oficynę, bo to był taki dom w tak zwanej studni.

  • W którym to jest dokładnie miejscu?


To naprzeciwko tego kościoła Najświętszej… To znaczy bliżej Wytwórni Papierów Wartościowych, po lewej stronie.

  • Jak pani była w piwnicy, to co pani robiła?


Po prostu siedziało się i się trzęsło ze strachu. Chociaż dzieci to może tego tak bardzo nie przeżywały [jak] ludzie dorośli. W jedną oficynę akurat upadła bomba i po prostu tam to się wszystko zwaliło, więc był straszny szum i tak dalej. Jedno drugiego ratowało. A później już słychać było tylko jakieś stukanie. Okazało się, że jedna osoba jeszcze tam została, więc tam przekopali jakąś ścianę, [żeby ją wyciągnąć]. Ona była pod stołem, a że rura pękła, to miała czym zwilżać sobie usta. To co zapamiętałam.

  • Ta osoba przeżyła?


Przeżyła, nawet nie była ranna. A dużo osób było zabitych i rannych.

  • Jak pani jako jedenastoletnia dziewczynka patrzyła na to, co się dzieje dookoła – na śmierć, na cierpienie, które się pojawiało?


Myśmy podawały jedzenie Powstańcom. Nieraz coś ludzie wynosili, ugotowane jedzenie i dawali. Dzieci to samo robiły. A ja z jakąś koleżanką, to jak zwykle żeśmy poszły, tam były takie pojemniki na wodę, w razie… To myśmy rybki wrzuciły, żeby nie zginęły. Rybki do wody.

  • Jak te pojemniki wyglądały?


To były takie jak baseny jakieś na wodę – wykopane, obmurowane i woda była, w razie gdyby była potrzebna, w razie pożaru czy coś w tym rodzaju.

  • Czyli to nie była woda pitna?


Nie, to nie była woda pitna.

  • Z kim się pani kolegowała? Jak się pani koleżanka nazywała?


Zofia.

  • To była koleżanka z podwórka czy ze szkoły?


Ze szkoły.

  • Wspominała pani o Powstańcach. Czy często przychodzili?


Przelatywali ulicą albo chowali się gdzieś tam. Zresztą oni zdobywali akurat tę Wytwórnię Papierów Wartościowych. To tak jak pamiętam, to po drabinie gdzieś nawet wchodzili. Jeden spadał, a drugi przechodził – w ten sposób, bo przecież Niemcy ostrzeliwali. Co tam w tej Wytwórni było, to ja nie wiem, w czasie…

  • Co pani jadła w czasie Powstania?


To, co było.

  • A co było?


Jak zdążyło się ugotować, to było ugotowane.

  • Na przykład co?


Jakaś zupa.

  • Jaka na przykład?


No taka, jak to się gotuje różne zupy.

  • Warzywna czy jakaś taka bulionowa?


A to zacierkowa, a to jakiś kapuśniak czy coś takiego. Zresztą ludzie wiedzieli, to sobie już gotowali na zapas. Tak że chleb był na zapas i wszystko, tylko później było gorzej. Później to były… Ale zrzuty były w tym parku Traugutta, tak że tak samo jakieś tam przynosili.

  • Co przynosili?


Nawet i czekoladę.

  • Jadła pani tę czekoladę?


Jadłam.

  • Jak było z wodą do picia?


Woda na razie była.

  • A potem?


No a potem to już nic nie było.

  • A jak zapamiętała pani późniejszy okres na Starym Mieście?


Wszyscy chowali się do piwnic, nie wolno było wychodzić w ogóle.

  • Czy miała pani tam jakiś siennik czy coś do spania?


Nie, na byle czym się spało i siedziało.

  • Pamięta pani, jak była pani ubrana?


W pantofelki jakieś, co mi akurat wujek zrobił w czasie okupacji. W letnie pantofelki i sukienkę, taką jak dziecko… Ubrana to ja byłam, bo mama szyła. Mama w ogóle pracowała w Teatrze Polskim przy szyciu garderoby aktorom.

  • Czy wiedziała pani, co się dzieje w innych dzielnicach miasta, jak przebiega Powstanie?


Nie, ja byłam za mała, żeby się tym interesować.

  • Czy ktoś w pani otoczeniu czytał prasę powstańczą?


Chyba nie. Jakieś tam ulotki były, ale raczej…

  • To były ulotki Armii Krajowej czy Armii Ludowej?


Raczej chyba Armii Krajowej.

  • Czy ktoś w pani otoczeniu był z mniejszości narodowych?


To znaczy kto?

  • Na przykład Żydzi…


Nie, przecież Żydów zamknęli do getta.

  • Pamięta pani Żydów z okresu okupacji?


Pamiętam, szczególnie małe dzieci, które… Bo tam niedaleko, jeśli chodzi o tę ulicę Przyrynek, bo tak się nazywała, był mur, pod spodem były takie wloty jakieś i oni tamtędy przechodzili. Ludzie im dawali jedzenie. To były wychudłe dzieci, takie kościotrupki. No i widziało się tak samo palące się getto.

  • Czy ktoś tłumaczył pani, co się dzieje za murem?


Nie no, myśmy wiedzieli, jedenaście lat miałam, to wiedziałam, co się dzieje. Przecież nawet Żydzi wyrzucali… Z kolei ktoś z rodziny mieszkał niedaleko, na ulicy Freta i tam graniczyło właśnie z tym gettem, okna wychodziły. No to oni już rzucali jedzenie, wszyscy, co tam w bloku mieszkali czy tam [w okolicy], to rzucali tym Żydom. A Żydzi nawet dzieci rzucali w ogień, a później sami skakali. No to tak słyszałam z opowieści.

  • Czy w czasie Powstania było życie religijne?


Kapliczki były wystawiane na podwórka. Jeśli chodzi o ten dom, to był taki w kształcie studni, brama była i tak dalej, więc przy takim ogródku stała kapliczka i ludzie się modlili.

  • Czy przychodził jakiś ksiądz?


Przychodził ksiądz, bo tam był kościół Najświętszej Marii Panny.

  • Były jakieś wspólne msze?


Były, były, albo śpiewane były pieśni.

  • Czy siostry zakonne się gdzieś pojawiały?


Raczej nie chyba, bo to te siostry zakonne… Ja to chodziłam do tej szkoły szarytek, w takich „kapeluszach” białych, ale… Tego to nie pamiętam. Ale na pewno były.

  • Do kiedy była pani na Starym Mieście?


Wiem, że we wrześniu to byliśmy już wysiedleni w ogóle z Warszawy.

  • Jak to wyglądało?

 

Po prostu Niemcy wpadali do piwnic, wyciągali wszystkich, którzy byli zdrowsi, a starych zostawiali. Właśnie moja kuzynka straciła… Nie wie do tej pory, gdzie zginęli jej rodzice. Ona miała piętnaście lat i ją pchnęli do szeregu, żeby maszerować w kierunku Pruszkowa czy tam Dworca Zachodniego (w kierunku ulicy Wolskiej wszyscy szli przeważnie), a rodzice zostali. Matka [jej] była chora na stawy, więc nie mogła chodzić. I do tej pory [kuzynka] nie wie, gdzie oni zginęli. Właśnie jak zadzwoniłam, to zadzwoniłam w tej sprawie, bo kuzyn chciał się dowiedzieć koniecznie, gdzie zginęli ci rodzice. Bo ta moja kuzynka, to nie za bardzo, bo ona mówiła: „Może w jakichś okropnych warunkach zginęli?”.

  • Więc wpadają Niemcy i każą…


Wychodzić.

  • Co się dalej działo?


No w ogóle tak jak ktoś stał, tak wychodził, nic nie miał. Moja mama była taka obrotna, to wzięła takie jakieś zimowe palta, w każdym bądź razie ubranie dla nas.

  • I dalej?


Ale było tak… Bo myśmy byli na Freta właśnie, tam gdzie wuj, gdzie była ta rusznikarnia, w której… Tym od broni. Koleżanka mamy miała niemowlę, to gołe zabrała już do tego marszu w kierunku Pruszkowa. Dopiero jakiś oficer niemiecki dał jakąś pelerynę i zakryli to dziecko. A tak to nic nie można było wziąć. Jeżeli ktoś wcześniej nie przyszykował, to raczej nic nie miał.

  • Gdzie państwo zostali poprowadzeni?


Na Wolską, w kierunku Pruszkowa, to znaczy pewnie do pociągu, do pociągu, tak. Pewnie do Dworca Zachodniego.

 

  • Co się działo dalej, jak już państwo byliście w Pruszkowie?


Dali jakieś… To były wielkie hale fabryczne, to była jakaś fabryka chyba. Takie maty leżały słomiane i ludzie po prostu na tych matach spali. Niemcy niby wydawali zupy, ale…

  • Pani jadła tę zupę?


Wszyscy jedli. Bo co by jedli?

  • Jak długo była pani w Pruszkowie?


Chyba kilka dni, bo oni później po prostu segregowali ludzi – starszych i matki z dziećmi na jedną stronę, a młodych na drugą, do obozów koncentracyjnych. W taki sposób właśnie dwie ciotki i wujek trafili do obozów koncentracyjnych. One były w Ravensbrück, w tej fabryce amunicji, a wujek był we Flossenbürgu.

  • A pani gdzie była?


Nas wywieźli gdzieś w okolicę Piotrkowa Trybunalskiego, na wieś. Najpierw w jakimś majątku żeśmy… Pociągiem się jechało. Wagony były zamknięte, nie wolno w ogóle się ruszyć. W pewnym momencie pociąg się zatrzymał, chyba gdzieś tam był jakiś majątek Białaczów. Tam właśnie mężczyźni zaczęli… rozwalali drzwi i po prostu każdy uciekał w którąś tam stronę. Myśmy wylądowali w tym majątku. Tam już było zupełnie inaczej. Ale chyba ten pociąg to właśnie… Bo tam byli partyzanci w okolicy. Oni chyba zatrzymali ten pociąg i dlatego chyba żeśmy ocaleli, bo mogliśmy pojechać przecież gdzieś dalej.

  • Jak wyglądało życie w tym majątku?


Ale nie, to tam później oni dalej rozsyłali. Jak życie? To też nie tak bardzo lekko wyglądało, bo postawili na środku wsi – jakaś wieś Siucice chyba była, jeśli się nie mylę – no i sobie gospodarze wybierali. Każdy brał młode osoby, a jeśli chodzi o starszych i matki z dziećmi, no to nie za bardzo. Mama była z moją babcią… A jeszcze w Pruszkowie spotkałam tę kuzynkę, jak po zupę poszłam. No, zupę się brało… Mama zrobiła z doniczki [pojemnik], zatkała chlebem jakimś, to wyschło i w doniczce brała jedzenie. Tak jak ktoś sobie wykombinował, tak miał. No i robactwo było, straszne wszy.

  • W Pruszkowie?


Tak, w Pruszkowie. Ludzie [mieli] całe włosy [pełne wszy].

  • Pani też miała wszy?


No pewnie tak, nie wiem.

  • Jak już była pani na wsi, to do jakiego gospodarza pani trafiła?


To było tak, że trafiliśmy… Mama chciała, żeby w jednym mieszkaniu wszyscy nocowali. Babcia z tą kuzynką była u drugiej gospodyni, obok, z tym że myśmy z mamą, ja i brat, nocowali w jednym pokoju. No i gospodarz. Był dom nowy, [spaliśmy] w nieopalanym pokoju na słomie. Ponieważ [mama] wzięła palta, więc tymi paltami żeśmy się okrywali. A stołowanie było każdy u innego gospodarza. Myśmy z bratem stołowali się u innej gospodyni, a mama u tej, co tam się nocowało.

  • Jak was traktowano?


No po prostu to była taka wieś, gdzie bez przerwy był barszcz biały – albo razem z kartoflami, albo… Taki był system jedzenia. Ale mieli różne wędzonki za piecem, to żeśmy sobie nieraz ukroili, jak ich nie było, gospodarzy.

  • Miała pani jakieś obowiązki?


Tak, owce pasłam. Ale to było takie pasanie, żeby nie uciekła poza ogrodzenie ta owca. To była taka, mówiąc szczerze, zabawa z tymi owcami. Mój brat był młodszy przecież. Ja miałam te jedenaście, a brat jest dwa i pół roku młodszy.

  • Co musiała robić pani mama?


Mama później zaczęła szyć do dworu i w ten sposób żeśmy przetrwali. Poprosiła, żeby wszyscy byli razem. Dali taki pokój jakiś i tam żeśmy razem mieszkali. Już się gotowało to, co się miało.

  • Do kiedy pani była w tej wsi?


Jak tylko było wyzwolenie Warszawy, moja mama zgłosiła się na powrót do Warszawy.

  • Czy do tej wsi też już zdążyli wejść Rosjanie?


Tam była walka nawet, bo to było nad Pilicą i tam stale… Albo była w rękach niemieckich, albo w rękach polskich i rosyjskich. Tam armia nawet niemiecka też właśnie – ci żołnierze przychodzili i chcieli, żeby ich nakarmić jeszcze. To myśmy już wtedy nic nie jedli, co się ugotowało, to oni przyszli i zjedli.

  • Czy w związku z obecnością żołnierzy zdarzały się jakieś sytuacje…


Egzekucje były. Rosjanie rozstrzeliwali Niemców. A to za to, a to za tamto, a to za ojca, a to za matkę, a to…

  • A Polaków?


Polaków nie.

  • Czy zdarzały się gwałty na kobietach?


A tego to ja nie wiem. Wiem, że w obozach koncentracyjnych… Jak wracały, to ciocia jedna z drugą się schowały do komórki, jak już obozy były wyzwolone, jak się wojna zakończyła. Ale jakoś je to uratowało, że szczury tam były – oni zaświecili i uciekli. A później z wojskiem polskim wracali, już przy wojsku polskim. A siostrę wiozła w wózeczku takim, jak to Niemcy mieli, z takim dyszelkiem, i tak wróciła do Warszawy.

  • Wspominała pani o wyzwoleniu Warszawy i o tym, że pani mama się zgłosiła. Jak to wyglądało? Co dalej się z panią działo?


Do dworca jakiegoś dowieźli furmankami ci gospodarze, a później odkrytymi wagonami. Ja się dziwię, że mama wyjechała zaraz po wyzwoleniu, przecież 17 stycznia było wyzwolenie Warszawy.

  • Jak długo trwała podróż do Warszawy?


Długo, bo pociąg stale stawał na jakiejś stacji. Ale później już żeśmy dojechali.

  • I gdzie państwo poszli?


Każdy poszedł tam, gdzie mieszkał. Ale wszystko było rozwalone, tylko gruzy były.

  • To jak zamieszkaliście?


Mama poszła, ponieważ ojciec… w kierunku ulicy Krajewskiego na Żoliborz i tam po prostu ludzie zajmowali byle jakie pomieszczenie.

  • Jak wyglądał ten okres do końca wojny?


Tak było, że po prostu, jeśli chodzi o mieszkanie, no to ani nie było kanalizacji, bo to wszystko było przecież zniszczone. Mama dyktą zabiła okno, bo szyby były wybite i była taka szybka malutka tylko. W jednym pokoju żeśmy wszyscy byli.

  • Razem z babcią?


Z babcią, z tą kuzynką, z bratem i mama.

  • Czym się wtedy zajmowała pani mama?


Wtedy to wszyscy chodzili po… Chodziła po węgiel do piwnicy, bo w piwnicy węgiel został, i sprzedawała go, żeby było co zjeść. Ludzie szli po ulicach i chleb jedli. Jeden drugiego nawet częstował, jak miał, tak że ludzie byli bardzo uczynni – to pamiętam.

  • Do kiedy byli państwo na Żoliborzu?


Dotąd aż ojciec wrócił. Ojciec wrócił w czterdziestym siódmym roku. Poszedł w trzydziestym dziewiątym, wrócił w czterdziestym siódmym.

  • Czy to połączenie rodziny po takiej długiej rozłące było łatwe czy z trudnościami?


Nie, nie było żadnych trudności. Wrócił… Pamiętam, jak… Ja tak jakoś się odzwyczaiłam, brat raczej. Ja poszłam do szkoły w ten dzień. Przyszedł dozorca i mówi, że jakiś dygnitarz do pani przyjechał. No bo przyjechał z walizkami przecież, z prezentami i w mundurze wojskowym.

  • Czy w związku ze służbą pani ojca w armii Andersa pojawiły się później problemy z Urzędem Bezpieczeństwa?


Musiał się stawiać i po prostu meldować do [pałacu] Mostowskich.

  • Ale czy kiedyś był w jakiś sposób represjonowany?


Nie, tylko tyle, że jak wychodził, to było wszystko cichaczem mówione, mówiąc szczerze. Jak wychodził, to mamie mówił, że nie wiadomo, czy wróci, bo to były przesłuchania różne. To trzeba było w ogóle nie odpowiadać na pytania chyba. Bo kolega z kolei, [kiedy] spytali się, czy wie, co było w Katyniu, mówi: „Przecież wy dobrze wiecie” – i po prostu siedział za to. Ojciec się meldował stale. Nie było tygodnia, żeby go nie wzywali.

  • Jakie jest pani najtrudniejsze wspomnienie z Powstania Warszawskiego?


Bo ja wiem… Mi się zdaje, że w tym wieku to się tak jakoś tego nie przeżywało. Dla mnie to z kolei w czasie okupacji najgorsze było wspomnienie… Bo mój brat to miał taki drewniany pistolet. Niemiec szedł, [brat] mówi: „Ty zabrałeś mojego tatusia”. Niemiec wszedł do mieszkania i mówi… Ale okazało się, że to był Polak, którego wcielili do armii. Mówi: „Niech pani – po polsku już później powiedział – pilnuje tego chłopaka. Ja go puszczam – mówi – ale inny tego nie zrobi”.

  • Czy ma pani jakieś wspomnienie z okresu Powstania Warszawskiego, które mogłaby pani uznać za najpiękniejsze?


No, może to, jak zwyciężali. Jak zwyciężali, to była taka euforia, wszyscy byli zadowoleni, no bo cicho było, spokój, wszyscy już myśleli, że będzie zwycięstwo. No a tu przyszło co innego. Wtedy to czy ktoś bogatszy, czy ktoś biedniejszy, to wszyscy byli dla siebie bardzo dobrzy. Zresztą w ogóle byli… Dzielili się wszyscy jedzeniem przecież, nie było tak… A jeśli chodzi o Powstanie, to z uwagi na to, że wujek był w tej rusznikarni, to myśmy mieli… szli już do tego włazu na placu Krasińskich, do kanału. No i nawet ja z wujkiem i z ciocią byłam już do tego, ale zrobiło się bardzo… Zaczęli ostrzeliwać, już świt był i powiedzieli, że my dzisiaj niestety nie wejdziemy do kanału. A później już było właściwie już ostrzeliwane, już wszystko chyliło się do klęski.

  • Jaka jest pani opinia na temat Powstania Warszawskiego?


No bo ja wiem… Chyba było potrzebne, bo za bardzo mordowali.

Rozmowę prowadziła Urszula Adamowicz

Krystyna Wiśniewska Stopień: cywil Dzielnica: Stare Miasto

Zobacz także

Nasz newsletter