Bombowiec Liberator B-24. Czy znasz historię załogi kapitana Szostaka?

Jest jedną z największych atrakcji Muzeum Powstania Warszawskiego. Każdy zwiedzający podnosi ku niemu wzrok i w zadumie zastanawia się jakie były jego losy. Liberator należał do załogi kapitana Zbigniewa Szostaka i wykonał sześć lotów ze zrzutami zaopatrzenia do walczącej Warszawy w 1944 roku. Potężna, dominująca replika tego brytyjskiego bombowca kryje w sobie historię dramatycznych ludzkich losów oraz lotniczych wypraw, z których ostatnia, 15 sierpnia 1944 roku, zakończyła się śmiercią siedmioosobowej załogi zestrzelonej w okolicach Bochni.

Loty ku spowitej ogniem Warszawie

Przygoda z lotnictwem dla bohaterów naszej opowieści zaczęła się długo przed wybuchem drugiej wojny światowej. Dowódca załogi kapitan pilot Zbigniew Szostak, ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Lotnictwa z pierwszą lokatą w 1938 roku i został pilotem liniowym Polskich Linii Lotniczych. W historii zapisze się jednak jako znany pilot polskiego lotnictwa bombowego. Jakże wielkie było jego oddanie sprawom Ojczyzny skoro nie zaprzestał lotów po swych regulaminowych pięćdziesięciu misjach i latał dalej. Pochodził z Warszawy, gdzie ukończył Liceum im. Tadeusza Rejtana. Dorastał i mieszkał na Żoliborzu przy obecnej ul. Wojska Polskiego 29. Czy tych miejsc związanych ze swoją młodością wypatrywał też ostatniego lotu nad płonącą, rodzinną Warszawą w nocy z 14/15 sierpnia? A może myślał o pozostawionej w Paryżu żonie, która czekała, aż piekło wojny się w końcu skończy i będą mogli wspólnie wychowywać swojego synka?

Zbigniew Szostak (11.11.1915-15.8.1944), I pilot Liberatora KG890, kawaler orderów Virtuti Militari IV i V klasy, odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych oraz Distinguished Flying Cross (Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym RAF). Fot: Domena publiczna

Zbigniew Szostak z żoną Krystyną z domu Mysiak. Zdjęcie sprzed 1939 roku. Fot: Archiwum prywatne Wojciecha Krajewskiego

Charyzmę kapitana Szostaka po latach na łamach „Skrzydlatej Polski” (Numer 19, 13.5.1962) wspominali koledzy, z którymi latał z lotniska polskiej 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia (Special Duty Flight) w Brindisi do ogarniętej pożarami i nieustępliwą walką Warszawy:

Zbyszek był zawsze lotnikiem o niezwykłej brawurze i zapale, ale w okresie lotów nad Warszawę wzbudzał po prostu zdumienie. Wszyscy byliśmy potwornie znużeni. On pomimo swego nienadzwyczajnego zdrowia zdawał się być z żelaza. Powrót późnym rankiem, kilka godzin snu kradzionego w dzień i po południu znowu wsiadał do maszyny. Znikł bezpowrotnie beztroski kompan, pierwszy do każdej zabawy i wesołości. Nad Warszawą, spowitą w chmurze dymów i płomieni, oddawał stery II pilotowi i sam jako nawigator, naprowadzał maszynę na malutkie wycinki, gdzie trzymała się obrona. Znał przecież swoje miasto najlepiej z załogi. A wiadomo chyba ile nerwów kosztuje pilota i to tej klasy co On powierzenie maszyny komu innemu. I to nad celem silnie bronionym, na minimalnej wysokości (…)

Z kolei Brian Desmond Jones, bombardier południowoafrykańskich sił lotniczych (SAAF) opowiadał o wrażeniu jakie wywarł na nim kpt. Zbigniew Szostak, który uczestniczył 13 sierpnia 1944 roku na odprawie alianckich załóg przed ich pierwszym wylotem do Warszawy. To poruszające nagranie jest prezentowane na ekspozycji stałej Muzeum Powstania Warszawskiego: 

Wstając i nie kryjąc wzruszenia kpt. Szostak zwrócił się do nas: ‘Szanowni Koledzy z Wielkiej Brytanii i RPA! Mój kraj, Polska, jest w poważnym niebezpieczeństwie. Błagam Panów o pomoc. Pomóżcie Polsce!’ [w: Archiwum Historii Mówionej, MPW, wywiad z B. D. Jonesem zarejestrowany 2.8.2008 roku w Warszawie.]

Drugi pilot w tej załodze - Józef Bielicki, musiał kochać lotnictwo ponad wszystko skoro już jako siedemnastolatek uzyskał licencję pilota. Pochodził z Warszawy, gdzie 12 lutego 1922 roku urodził się w narożnym domu u zbiegu ulic Wiejskiej i Matejki i gdzie został ochrzczony w pobliskim kościele Św. Aleksandra. Wybuch wojny zastał go w Szkole Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Krośnie, skąd wyruszył na wojenną tułaczkę, która wiodła przez Rumunię i Francję (bazy w Lyon – Bron i Rouen) do Anglii (bazy w Gloucester i Blackpool). Co istotne, w RAF walczył także jego brat stryjeczny por. Władysław Bielicki (pilot w 316 Dywizjonie Myśliwskim) oraz brat cioteczny kpr. Czesław Rajpold (strzelec pokładowy i radiotelegrafista samolotu Wellington IC XW-N (DV765) jednostki szkolnej 18 OTU). W Powstaniu Warszawskim walczyło z kolei kilku członków jego rodziny, stąd widok ogarniętego płomieniami i krwawymi walkami miasta, z pewnością rozrywał mu serce. Miał wtedy dopiero 22 lata i choć korzenie jego rodziny wywodziły się z Bielic położonych na pograniczu ziemi łęczyckiej i Kujaw, to jego losy związane były z Warszawą. Do 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia wstąpił ochotniczo w lutym 1944 roku i od marca do 15 sierpnia wykonał w niej 45 misji operacyjnych.

Znajdująca się od niedawna w Muzeum kopia fotografii Józefa Bielickiego ma swą osobną niezwykłą historię. Józef ofiarował ją swej ukochanej zaledwie na tydzień przed tragicznym lotem nad Warszawę, z którego nie powrócił do bazy. Na odwrocie fotografii napisał dedykację:

Na pamiątkę Kochanej Nusi ofiarowuję swe zdjęcie.
Józek Bielicki. Italia – Ortona 8 sierpień 1944 r.

Wybranka jego serca – Nusia – to Florentyna Irena Borkowska, wówczas 24 letnia dziewczyna –kierowca w 316 kompanii transportowej 2. Korpusu Polskiego. Jakie były jej losy? Na pewno wiemy, że urodziła się 7 marca 1920 roku w Pakości nad Notecią w ówczesnym województwie poznańskim. Po wybuchu wojny, już w październiku 1939 roku, zginął jej ojciec, zaś ona z mamą, babcią i siostrą, zostały zesłane 10 lutego 1940 roku w pierwszym transporcie na Syberię. Trafiła do sowieckiego łagru w obwodzie archangielskim, gdzie aby przeżyć musiała niewolniczo pracować przy wyrębie lasu. Na zesłaniu straciła babcię, a podczas ewakuacji także ukochaną mamę. Służyła w 2. Korpusie Polskim i przeszła z nim cały szlak przez Iran, Irak, Palestynę, Egipt do Włoch. We Włoszech została kierowcą w 316 kompanii transportowej i tam spotkała stacjonującego w Brindisi lotnika 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia - Józefa Bielickiego. Krótkie było ich szczęście. Józef nie wrócił z kolejnego lotu nad Warszawę. Dowiedziała się tylko, że poległ. Okoliczności jego śmierci poznała zapewne dopiero kilka lat po wojnie. Po utracie ukochanego nigdy nie wyszła za mąż.

Józef Bielicki (12.02.1922-15.8.1944), II pilot Liberatora KG-890, odznaczony trzykrotnie Krzyżem Walecznych oraz pośmiertnie orderem Virtuti Militari V klasy. Fot: Archiwum prywatne Janusza Bielickiego

Rewers fotografii z dnia 8 sierpnia 1944 r. Fot: Archiwum prywatne Janusza Bielickiego

Florentyna Irena Borkowska, kapral kierowca w 316 kompanii transportowej Armii Andersa we Włoszech. Ukochana Józefa Bielickiego. Fotografia pochodzi z książki Bronisławy Kwaśnickiej: „W służbie ojczyzny: Polska Wojskowa Służba Kobiet w 2.Korpusie PSZ: 316 kompania transportowa 1942-1946, wyd. 1988 Nowy York"

Stanisław Daniel, nawigator, był najstarszym członkiem załogi. W 1944 roku miał 34 lata. Był doświadczonym lotnikiem. Wylatał swoją turę lotów i mógł wrócić do Anglii, ale na apel dowództwa pozostał by latać dalej. Tę decyzję przypłacił własnym życiem.

Urodzony w 1910 roku we Władywostoku, powrócił z rodzicami do odrodzonej Polski w 1920 roku. Po ukończeniu Szkoły Podchorążych w Dęblinie szkolił młodych lotników. Na przedwojennych fotografiach widzimy jak bardzo był szczęśliwy z poślubioną żoną – Wiktorią z domu Górka. Państwo Danielowie nie doczekali się własnego potomstwa, ale dużo czasu spędzali z siostrzenicą Wiktorii – Bożenką. Ich wzruszające listy obejrzymy na ekspozycji stałej Muzeum Powstania Warszawskiego.

Stanisław Daniel (29.03.1910-15.8.1944), nawigator Liberatora KG890, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy, odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Fot: domena publiczna

Stanisław Daniel z żoną Wiktorią i jej siostrzenicą Bożenką. Warszawa przed II wojną światową. Fot: Archiwum prywatne Wojciecha Krajewskiego

W 1939 r. podczas ewakuacji polskiego wojska, Stanisław Daniel umówił się z ukochaną żoną, że spotkają się we Lwowie w hotelu „George”. Niestety dotarli do Lwowa w różnych porach i w chaosie wojennej tułaczki nie mogli się odnaleźć… Nigdy się już nie zobaczyli. Przez Rumunię i Francję Stanisław Daniel przedostał się do Wielkiej Brytanii. Sam zgłosił się do 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Wielokrotnie latał nad Polskę i inne kraje okupowane ze zrzutami zaopatrzenia i z „Cichociemnymi”.

Wiktoria przetrwała okupację w Warszawie. Razem z Bożenką zostały wyrzucone przez Niemców z mieszkania w czasie Powstania Warszawskiego i wysłane do obozu pracy pod Berlin. Szczęśliwie udało im się powrócić do Polski w 1945 roku. O śmierci męża Wiktoria Daniel dowiedziała się dopiero kilka lat po wojnie.

Korespondencja Stanisława Daniela i Wiktorii Danielowej z czasów II wojny światowej. Fot: ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Dla radiooperatora Liberatora KG890 Józefa Witka, droga wojskowa wiodła przez zsyłkę w głąb Rosji. Urodzony 21 kwietnia 1915 r. w Brzeszczach k/Białej Krakowskiej, rozpoczął swoją przygodę z lotnictwem w 1937 roku w 5. Pułku Lotniczym w Lidzie koło Grodna. Zmobilizowany w wojnie obronnej w 1939 roku, trafił do sowieckiej niewoli i został zesłany aż do Archangielska. Po utworzeniu Armii Polskiej w ZSRR, dostał szansę wydostania się z tej nieludzkiej ziemi i kontynuowania szkolenia lotniczego w Wielkiej Brytanii. Ginąc nocą 15 sierpnia w locie znad powstańczej Warszawy miał 29 lat.

Józef Witek (21.4.1915-15.8.1944) radiooperator Liberatora KG890, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy, odznaczony trzykrotnie Krzyżem Walecznych. Fot: domena publiczna

Szkolenie lotników w Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej. Józef Witek klęczy drugi od lewej. Fot: z kolekcji Lucjana Lubasa

Wincenty Rutkowski biorąc udział w misjach nad Warszawę miał zaledwie 23 lata. Urodzony 26 lutego 1921 r. w Zakrzowie w pow. sandomierskim, swoje marzenie o lataniu realizował ucząc się w Szkole Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Tak jak pozostali członkowie załogi trafił do Wielkiej Brytanii, a potem jako mechanik w 1943 roku przydzielony został do 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Zgłosił się do lotów na pokładzie bombowców wykonujących misje zrzutowe przed i w czasie powstania warszawskiego. W 1944 r. w tej Eskadrze wykonywał już drugą turę lotów. Lot z 14/15 sierpnia był jego ósmym, a zarazem ostatnim lotem bojowym. Zginął skacząc ze spadochronem z płonącego Liberatora.

Niewiele brakowało aby ocalał. Pech chciał, że płonący samolot leciał akurat nisko nad wzgórzem kiedy Rutkowski opuścił pokład. Nie zdążył otworzyć spadochronu. Gdyby skoczył sekundę później, tam gdzie zaczynało się urwisko i do ziemi było kilkaset metrów, mógłby być jedynym ocalonym.

Wincenty Rutkowski (26.2.1921-15.8.1944), mechanik pokładowy Liberatora KG890, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy, odznaczony Krzyżem Walecznych. Fot: domena publiczna

Najmłodszym członkiem załogi Zbigniewa Szostaka był mający zaledwie 21 lat Tadeusz Dubowski. Urodził się 7 lipca 1923 r. w Krakowie. Przeszedł brytyjskie szkolenie lotnicze i dołączył do załóg latających z pomocą lotniczą do Warszawy. W załodze był prawdopodobnie dispatcherem odpowiedzialnym za ręczne wyrzucenie z kadłuba paczek z tylnej części kadłuba. Mimo, że Liberator zabierał na pokład wyłącznie 12 zasobników ważących 150 kg każdy oraz 12 paczek o wadze 50 kg każda, każdy taki załadunek jeśli docierał do powstańców, był na wagę złota.

Tadeusz Dubowski (7.7.1923-15.8.1944), bombardier Liberatora KG890, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy, odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Fot: domena publiczna

Strzelcem pokładowym Liberatora KG890 był 28-letni Stanisław Malczyk. Urodził się 31 stycznia 1916 r. w Filipowicach w Małopolsce. W czasie drugiej wojny światowej ukończył szkolenie dla strzelców Royal Air Force. W czasie powstania nad Warszawą był aż sześć razy. Był strzelcem pokładowym siedzącym w najbardziej samotnym i zimnym miejscu w samolocie – w tylnej wieżyczce na samym końcu kadłuba. To na nim spoczywała obrona maszyny, która mknęła po nocnym niebie w dużej mierze bezbronna i nieochraniana przez żadne alianckie myśliwce. 12 godzinne loty w ciągłym skupieniu były wielkim wyczynem, a gotowość do k a ż d e g o lotu nad walczącą Warszawę jest dowodem jego wielkiej odwagi. Zginął po skoku z płonącego samolotu, dzieląc los pozostałych członków załogi.

Stanisław Malczyk (31.1.1916-15.8.1944), strzelec pokładowy Liberatora KG890, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy, odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Fot: domena publiczna

Ognista kula

Załoga kapitana Szostaka nie powróciła do bazy we Włoszech. Niemcy namierzyli ich samolot za pomocą radaru i skierowali nocnego myśliwca na wykryty cel. Działo się to nad Puszczą Niepołomicką i nad Bochnią. Walka była nierówna. Załoga miała niewielkie szanse na ocalenie. Pilot Liberatora wykonywał uniki licząc na to, że uniknie w ten sposób trafienia. Niestety nie było to skuteczne. Trafiony samolot zapalił się. Kiedy padł rozkaz do skoku ze spadochronem, Liberator był już na niskim pułapie, przez co opuszczającym pokład lotnikom najprawdopodobniej nie otworzyły się spadochrony. Wszyscy zginęli.

Ostatnie chwile lotu Liberatora odtworzył historyk z Muzeum Wojska Polskiego Wojciech Krajewski,  w monografii „Powietrzna walka nad Bochnią” (2006), poświęconej losom załogi Liberatora KG890 pilotowanego przez kpt. Szostaka. Zebrane przez autora liczne wspomnienia świadków katastrofy pozwoliły na skrupulatne odtworzenie tragicznego lotu sprzed 80 lat. Relacja 14-letniego wówczas Stefana Szydka wiele mówi o rozgrywającym się wtedy dramacie:

W nocy obudził mnie potężny huk silników lecącego samolotu. Przeleciał on niedaleko dworu na wysokości ok. 200-300 metrów lecąc z kierunku zachodniego ku wschodowi w stronę Nieszkowic Wielkich. Palił się jak pochodnia, tak, że w domu nagle zrobiło się jasno jak w dzień. Wybiegłem szybko na dwór, ale było już po wszystkim. Samolot się oddalił, a potem nagle eksplodował jak ognista kula.

w: Krajewski W. „Powietrzna walka nad Bochnią”, Bochnia 2006, str. 81

Mimo zakazu niemieckich władz, miejscowa ludność z okolic Nieszkowic Wielkich i Pogwizdowa urządziła pogrzeb poległym członkom załogi Liberatora.

Pogrzeb załogi Liberatora KG890 na cmentarzu w Pogwizdowie w dniu 17 sierpnia 1944 r. Fot: ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Po zakończeniu wojny szczątki lotników zostały przeniesione na Cmentarz Rakowicki w Krakowie,  gdzie spoczywają do dziś. Pamięć o katastrofie stanowi ważny element lokalnej tożsamości dla okolicznej społeczności. Po wielu latach starań od 2004 roku miejscowa szkoła nosi nazwę „Lotników Polskich” www.nieszkowicewielkie.szkolagminabochnia.pl/patron/.

Ich przeciwnikiem w tej powietrznej walce był pilot Luftwaffe, Oblt. Gustav Eduard Francsi. W nocy z 14/15 sierpnia zaliczył trzy udane zestrzelenia, w tym zniszczenie Liberatora KG890. Przeżył wojnę. Dostawszy się w 1945 roku w ręce aliantów dosyć szybko znalazł się na wolności i rozpoczął „normalne” życie w powojennych Niemczech, zajmując się naprawą telewizorów. Zmarł w tragicznych okolicznościach w Hiszpanii w 1961 roku w wieku 47 lat (utonął ratując swoją narzeczoną).

Oblt. Gustav Eduard Francsi, pilot myśliwca Luftwaffe. Sprawca dramatu załogi Liberatora KG890, zestrzelonego po podniebnej walce o godz. 1.38 wedle niemieckich dokumentów nad Nieszkowicami Wielkimi k/Bochni. Fot: tracesofwar.com

Dramatyczny bilans strat

Zachodni alianci utrzymywali most powietrzny z walczącą Warszawą od 4 sierpnia do 22 września 1944 roku. Lotnicy, którzy nie zostali zestrzeleni i wrócili do bazy, nigdy nie mogli zapomnieć widoku płonącej stolicy Polski, zapachu dymów wdzierających się do kabiny jak i podniebnych walk z niemieckimi nocnymi myśliwcami.

14 sierpnia z brytyjskiego lotniska Campo Casale w Brindisi na południu Włoch wystartowało 26 załóg a wśród nich – niestrudzona załoga kapitana Zbigniewa Szostaka. Każdy lot był organizacyjnym wyzwaniem. Stawka walki o przetrwanie Warszawy była wysoka. Zdeterminowane załogi polskiej 1586. Eskadry, brytyjskich dywizjonów Royal Air Force - 178 i 148 oraz południowoafrykańskich dywizjonów SAAF - 31 i 34, ponosiły ogromne straty.

Polscy lotnicy, latając najczęściej, zapłacili największą cenę, a załoga kpt. Szostaka była pierwszą z szesnastu załóg polskiej eskadry, które nie wróciły znad Warszawy. Z wszystkich polskich załóg niosących pomoc Powstaniu przetrwały tylko dwie.

W Parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego znajduje się monument upamiętniający 112 polskich, 90 brytyjskich, 43 południowoafrykańskich i 12 amerykańskich lotników poległych w misjach zrzutowych dla walczącej Warszawy.

Cześć Ich Pamięci!

Wspierają nas

Zobacz także

Nasz newsletter