Janusz Romaniuk

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Janusz Romaniuk, zamieszkały w Warszawie […].

  • Proszę powiedzieć, kiedy się pan urodził i gdzie?


Urodziłem się w Warszawie, na Nowym Świecie, […] 18 lipca 1936 roku.

  • Jak nazywali się pana rodzice?


Romaniuk, to znaczy mama przejęła nazwisko męża, Romaniuk Natalia i Romaniuk Jan.

  • A nazwisko panieńskie mamy?


Szamborska.

  • Czy pan był jedynym dzieckiem państwa Romaniuków?


Drugim.

  • Pierwszy był brat.


Tak.

  • Jak miał na imię?


Mirosław.

  • W którym roku urodził się Mirosław?


Pięć lat wcześniej.

  • W 1931?


W 1931, tak.

  • Mieszkali państwo na początku na Nowym Świecie? Jaki był państwa adres zamieszkania, kiedy pan się urodził?


To jeszcze była Dobra, numeru nie pamiętam. Znaczy jakiś czas zamieszkaliśmy na Nowym Świecie, parę miesięcy, a potem żyliśmy na Dobrej. A później były już wyjazdy w teren Polski.

  • Poza Warszawę?


Tak, poza Warszawę.

  • Czym zajmowali się rodzice? Czym zajmował się ojciec?


Oboje rodzice byli nauczycielami. Tak że to było modne i może nawet konieczne, wyjazd w teren. Pierwsze lata pracy spędzili właśnie na Lubelszczyźnie.

  • A czego rodzice nauczyli?


Mama to chyba wszystkiego. Tata właściwie był fizykiem i nauczał fizykę. Później przeszedł do liceum nauczycielskiego i tam był wykładowcą.

  • Gdzie mieściło się to liceum?


Na ulicy Obozowej, to jest na Woli.

  • Czy pan wie, gdzie początki okupacji zastały pana rodzinę?


Tuż przed wybuchem wojny mieszkaliśmy w Radości. Radość jeszcze nie była Warszawą, prawda, tak jak teraz. Na trzy dni przed wybuchem Powstania przyjechaliśmy do Warszawy.

  • Pan mówi o Powstaniu czy o wojnie 1939 roku?


Nie, o Powstaniu.

  • A ja jeszcze pytam o okres przed Powstaniem, czyli o okupację. Gdzie zastał wybuch wojny we wrześniu 1939 roku?


Zostało to nas na Woli, na ulicy Obozowej. I tam żeśmy jakiś czas przebywali.

  • Czy podczas okupacji rodzice również nauczali?


Tak.

  • Czy wie pan, gdzie uczyli rodzice podczas okupacji?


Tata uczył na Kole, to się mówiło Koło, dzielnica, na ulicy Obozowej. Natomiast mama, ponieważ mama większość czasu spędziła w Michowie, na Lubelszczyźnie, to tam prowadziła nauczanie domowe, szkółkę domową, nazwijmy to.

  • Ale kiedy wybuchła wojna, mama była też w Warszawie czy była właśnie w Michowie?


Nie, była w Warszawie. I gdzie ona była wtedy? Myśmy mieszkali właściwie u cioci, jak wybuchła wojna, na ulicy…

  • Obozowej, tak?


Nie, nie. W Śródmieściu na […] na Elektoralnej 13.

  • A jak nazywała się ciocia, u której państwo mieszkali?


Szamborska, rodzina.

  • Jak miała na imię?


Janina.

  • To była siostra mamy?


Mamy, tak.

  • Czy panowie, w sensie dzieci, czyli pan i pana starszy brat, korzystaliście z tego, że rodzice byli nauczycielami? Czy było takie nauczanie domowe, szczególnie w okupacji? Jak to wyglądało w ogóle? Czy rodzice uczyli?


Tak. […] Mnie jest trudno powiedzieć dokładnie, jeżeli chodzi o termin wyjazdu na Lubelszczyznę, ale dosyć szybko po wybuchu wojny, dlatego że między innymi ojciec brał udział w Powstaniu, pracował i nie chciał, żebyśmy my przy tym byli, bo to było, powiedzmy, [związane] z większym ryzykiem. Na początku żeśmy mieszkali na Obozowej w Warszawie (jaki numer, nie wiem). Tam żeśmy mieszkali, nie wiem, może dwa lata.

  • Czy pamięta pan jakiś szczególny moment jeszcze przed Powstaniem, z czasów okupacji? Czy dla pana ten czas był czasem raczej spokojnym, czy jednak jakby pan zauważył, że jest wojna, że dzieją się jakieś złe rzeczy?


Bezwzględnie tak. Bo na przykład jakieś spostrzeżenie, że światło przesiąka przez zasłonę, to od razu był raport i kara za to. No i ja w takim młodzieńczym wieku no to reagowałem przecież, bo jak przychodziła taka szturmowa grupa, prawda, dwóch, trzech policjantów, to robiło to na dziecku takim na pewno duże wrażenie. Tam były takie różne sytuacje, że drżeli rodzice, ze względu na przykład, że Niemcy zasygnalizowali, że światełko przez okno jest widoczne. No i jak przyszli naturalnie, to chcieli to ujawnić, ale ojciec powiedział, że już płaci mandat. No bo to było ze względu na nauczanie, które prowadził, między innymi wiedza o Polsce, mapa i pod zasłoną była mapa, więc to było ryzykiem dosyć dużym, dlatego czym prędzej się chciał ich pozbyć.

  • Te nauczanie konspiracyjne prowadzone przez ojca odbywało się u państwa w domu?


Bardzo niewiele w domu, ale w jakichś różnych chyba miejscach, na pewno nie u jednej osoby.

  • Czy pamięta pan, czy pana starszy brat chodził do jakiejś szkoły? Bo pan nie chodził, bo pan był za mały?


No tak, tak.

  • Ale brat z pewnością chodził do szkoły.


Ja chodziłem do przedszkola.

  • Pamięta pan adres tego przedszkola?


Obozowa 80 albo 85, nie wiem. To jest taki adres budynku administracyjnego i tam między innymi było nauczanie, w tym budynku.

  • Czy pamięta pan, do której szkoły chodził brat?


Nie. Musiał prawdopodobnie też [uczyć się] w tym samym miejscu. Bo to było takie miejsce, co prawda tam w części budynku był tam postu… jeżeli chodzi o zajmowanie przez policję, prawda? Przez policję tam było. No ale obok było jakieś tam nauczanie, ale jakie, to ja już nie wiem.

  • Powiedział pan, że przed Powstaniem mieszkali państwo w Radości.


Tak.

  • Czyli wrócili państwo do Warszawy tuż przed Powstaniem, tak? Jak to wyglądało?


Tuż przed Powstaniem, chyba trzy dni przed Powstaniem, dokładnie tak. Wróciliśmy do Warszawy, do cioci, która mieszkała […] na Elektoralnej 13.

  • Czyli tam Powstanie zastało całą rodzinę i ciocię. Ciocia mieszkała sama?


Tak, sama.

  • […] W chwili wybuchu Powstania mieszkali państwo na Elektoralnej.


Tak, na Elektoralnej. I tam właściwie, no co… Jak długo mieszkaliśmy na Elektoralnej, trudno mi powiedzieć.

  • Czy w chwili wybuchu Powstania ojciec był w domu, czy właśnie gdzieś poszedł?


Tak, na pewno poszedł, tak. Bo pamiętam to, że matka się bardzo denerwowała, […] coś się w domu na ten temat mówiło, a my żeśmy wyglądali przez okno (przecież to jest mała ulica), jak ludzie w płaszczach charakterystycznych dla nich przewijali się pomiędzy poszczególnymi budynkami. To było nietypowe zachowanie ludzi. I to było zadawane [pytanie] przez nas matce. Co matka odpowiedziała, tego już nie pamiętam, w każdym bądź razie ukrywała, co się dzieje.

  • Pamięta pan wyjście z domu? Był na pewno taki moment, że musieli panowie, czyli synowie, wyjść, bo były potrzeby dnia codziennego. Jak wyglądał taki dzień podczas Powstania?


[Jeśli chodzi o] dzień wybuchu Powstania, to żeśmy dowiedzieli się tego samego dnia, dlatego że mieszkaliśmy tuż [obok] placu Bankowego, więc my tam z bratem żeśmy spacerowaliśmy i widzieliśmy, że między innymi były walki powietrzne samolotów. To było dla nas coś innego, prawda, coś niespotykanego. No i to żeśmy przynieśli do domu, prawda. Rodzice nam nie tłumaczyli, co tam bliżej jest. Prawdopodobnie sami nie bardzo wiedzieli, jak to tłumaczyć. Może ojciec wiedział, ale jeżeli wiedział, to nie chciał może żonie powiedzieć, prawdopodobnie.

  • Czy gdzieś zapuszczaliście się dalej z bratem, czy raczej w obrębie Elektoralnej?


Nie, tylko tu byliśmy. […] Jak wybuchło Powstanie właściwie… No przecież to jest centrum Warszawy i centrum Śródmieścia, prawda. To jest ile, 300 metrów, prawda. Bo to jest budynek, róg Orlej, prawda… Nie mogę powiedzieć, że to jest pomiędzy jedną a drugą, bo z drugiej strony to nie jest Orla, tylko [dziś] Trasa W-Z. […]

  • Pamięta pan w ogóle jakichś kolegów, sąsiadów z tego okresu? Czy były dzieci, z którymi jakoś wspólnie bawiliście się czy spotykaliście się?


Nie. To nie było w ogóle… Te dni, nie wiem, ile tych dni było, zanim żeśmy się przenieśli gdzieś.

  • Gdzie przenieśliście się z Elektoralnej?


Właśnie. Chyba żeśmy się przenieśli jednak na Obozową, do mieszkania rodziców. Bo wtedy w naszym mieszkaniu na Obozowej mieszkali wujowie, wuj z żoną.

  • Ale Wola była najwcześniej spacyfikowana, na Woli odbywały się mordy mieszkańców cywilnych. Więc jak wyglądało mieszkanie i co się wydarzyło z rodziną, która mieszkała na Obozowej? Bo tam bardzo szybko, w pierwszych dniach Powstania Niemcy wszystkich mieszkańców w zasadzie wygonili, a dużą część po prostu zabili.


Jeszcze źle powiedziałem, bo nie ma… Aha… Mieliśmy… Nasz blok został w 1939 roku zburzony i już żeśmy mieszkali w dziewiętnastym bloku na Obozowej. Ale nie potrafię powiedzieć dokładnie, w których dniach żeśmy się tam przeprowadzili. Jeżeli przeprowadziliśmy się, to na bardzo krótko, dlatego że ojciec sobie zdawał sprawę ze swojej działalności konspiracyjnej i wywiózł nas na wieś, na lubelską wieś.

  • Ale mówi pan już o okresie, kiedy wybuchło Powstanie.


Tak.

  • Udało się państwu wyjechać, tak?


Tak. Pojechaliśmy na rowerze we czwórkę.

  • Rowerami dotarliście na Lubelszczyznę?


Tak. Jedno siedziało, mama siedziała na siodełku z tyłu, drugi z przodu, a ja na ramie. A do tego jeszcze jakieś pokarmy były wiezione, bo to żeśmy jechali. No i jechaliśmy, można powiedzieć, prawie 150 kilometrów.

  • Czyli kilka dobrych dni.


Jeden dzień. Było bardzo… wszyscy się tam… Po drodze przed Michowem, bo to był Michów, miejscowość blisko tam Lublina, pojechaliśmy. Tata tam znał już ludzi i umieścił nas w takim miasteczku. Raczej to było takie wiejskie, część wiejska tego miasteczka. I mama tam prowadziła nauczanie w domu. Naturalne rzeczy.

  • Wróćmy do Powstania. Czy pamięta pan z momentu, kiedy jeszcze państwo byli na Elektoralnej, Powstańców albo Niemców? Czy widział pan albo był świadkiem jakichś szczególnych sytuacji podczas Powstania?


Nie pamiętam nic takiego. Nie widzę nic takiego. Dla mnie to jakiś był czas krótki, od czasu wybuchu Powstania do naszego wyjazdu. To musiało być…

  • Pana bratanek, dzwoniąc do mnie, opowiadał mi o tym, że państwo chodzili po wodę pod Hipotekę i tam była jakaś sytuacja z Niemcami. Czy była próba rozstrzelania, czy rozstrzelanie?


Nie, to już jest Powstanie, czyli my żeśmy już w tym czasie… Aha, to jest dosyć istotne, musieliśmy opuścić [mieszkanie], to była decyzja mamy, musieliśmy opuścić ten budynek. My, to znaczy wszyscy domownicy, to znaczy ciotka, ciocia była tam z nami, mówili, że nie, tu jest bardzo dobrze, bo jest w piwnicy spanie, wszystko zorganizowane, jakieś…

  • Mówi pan o Elektoralnej?


Tak, tak. Natomiast mama powiedziała, że musimy stąd uciekać. A dlaczego? „Ja nie wiem, ale musimy”. To jest takie wyczucie kobiece między innymi. I w krótkim czasie, w przeciągu paru dni, między innymi bomba uderzyła w nasz dom, ale nasz dom, w którym ciąg budynków był otwarty od strony zachodniej, czyli jak był nalot, to bomba leciała w podziemie, w piwnicę po prostu. I była taka sytuacja, że zaatakowani, między innymi właśnie ten pocisk, który tam wyrwał to, no to sąsiad nasz, sąsiad z naszą piwnicą, został bardzo mocno ranny. Tak że w nocy ojciec jeszcze z ludźmi na Żelazną, to jest dosyć bliski odcinek, taszczyli go do szpitala na Żelaznej.

  • Pamięta pan może, jak się ten sąsiad nazywał?


Patrzę, ale nie mam… żebym nie pomylił nazwiska, ale… Waszewski.

  • Ale przeżył, tak?


Nie wiemy.

  • Nie wiadomo.


Bardzo mało prawdopodobne, dlatego że to… Ale w każdym razie zataszczyli go w kilku do tego szpitala. Ale wiemy, że ten szpital nie był tak bardzo oszczędzony, jeżeli chodzi o walki.

  • I wtedy państwo się wyprowadzili, tak, z Elektoralnej?


Wtedy żeśmy się wyprowadzili z Elektoralnej na… […] To było trudne przejście, bo to jest jednak miejsce dużych ataków i ciągłej walki. Przeszliśmy dawniejszą ulicę, obecnie Trasę W-Z, ale doszliśmy […] na Miodową. Tak, dobrze, już to widzę. Przeszliśmy niskimi okopami, prawie że czołgając się, na kolanach, bo to było centrum miasta, więc było trudno je po prostu pokonać. I doszliśmy do ulicy Miodowej, w każdym razie [znaleźliśmy się] na tyłach obecnej Hipoteki. Co prawda nie było to jak gdyby luksusowe miejsce, ale ktoś tam nas tak posterował, bo to jest budynek, do którego się wchodzi chyba od Miodowej, w każdym razie równoległy do Hipoteki. A Hipoteka to jest budynek bardzo masywny, dobrze zrobiony, do dnia dzisiejszego są ślady wojny. Myśmy teraz niedawno z Jarkiem właśnie patrzyli, a ja mówię: „Zobacz, jak to możliwe, żeby po tylu latach nawet nie zamaskować tego”. No i w każdym razie tam żeśmy się udali, naturalnie tam w piwnicach byliśmy, ale było i mieszkanie, w którym, bywały dni, żeśmy byli.

  • To przeszli państwo całą rodziną, czyli mama i ojciec również?


I ciotka.

  • I ciotka. I brat, tak?


Tak, tak, całą rodziną. Całą rodziną żeśmy się tam dostali i żeśmy tam jakiś czas przebywali, właściwie nie jakiś czas, tylko do wyprowadzenia nas, kiedy się poddawało miasto.

  • Jak wyglądała ta państwa droga, właśnie wyjście ze Starego Miasta, już po poddaniu się Starego Miasta Niemcom?


Tak, tak. […] Od razu, jak żeśmy wyszli na tą Miodową i szliśmy, to był już duży szpaler ludzi. No i przeszliśmy przez całą Warszawę do Woli. […] I to była mieszanka ludzi. Do Woli i kościół, pamiętamy ten kościół na Woli. To chyba tuż przy kościele było oddzielanie mężczyzn, prawda. Tam było oddzielanie mężczyzn, już zabierali. Było jakimś drutem kolczastym przedzielone to miejsce i segregacja następowała szybko. [Potem] doszliśmy do Pruszkowa. Tam mnie się wydawało, że to nie jest Pruszków, ale […] w każdym razie nocleg był w warsztatach, w Ursusie.

  • Rozumiem, że państwo się rozdzielili, znaczy ojca oddzielono od państwa.


Tak, nie wiedzieliśmy gdzie, oddzielono ich zupełnie. Natomiast matki z dziećmi no to były [razem]. I był pierwszy nocleg, może mniej luksusowy, bo można było do jakiejś obrabiarki przyłożyć ucho, no bo dosłownie taka była sytuacja.

  • A co później, po tym pierwszym noclegu?


Po tym pierwszym noclegu następnego dnia nas wrzucono do wagonów, tych odkrytych naturalnie, i pojechaliśmy w jakieś… Ja nie mogę sobie dobrze przypomnieć tej miejscowości, ale w każdym razie mnie się wydawało, że to był kierunek lubelski. Ale to musiał być nie lubelski, tylko musiał być…

  • Może Kielce?


Kieleckie. Tylko jaka miejscowość, to już nie pamiętam. Część wagonów odczepiano, część ludzi uciekało z tego pociągu, prawda, taka rzecz. I tam trafiliśmy, nie byłem do tej pory tam, do małej miejscowości. Dostaliśmy z władz (jakaś tam przecież gmina musiała być) przydział i ten przydział to był dla ośmiu osób. Pomieszczenie miało ośmiu metrów, dwie prycze dwuosobowe, znaczy po dwie osoby na każdej z pryczy były. I było tak, mama ze mną, ciocia z bratem i pani Balowa z dwoma synami i jednym osieroconym czy jakimś, w każdym bądź razie [kimś], kto nie miał dziecka. Tak że osiem osób dostało te [pomieszczenie].

  • Czy pamięta pan, jak nazywała się miejscowość, gdzie państwo przebywali?


Powinienem pamiętać, bo ja… Wie pani, początkowo to wszystko nie chce człowiek [pamiętać], ale powinien właściwie ratować.

  • Jak długo tam państwo byli?


Byliśmy parę miesięcy. Dostawaliśmy dwa litry mleka odciąganego, od właścicielki […] gospodarstwa. W każdym razie takie [było] żarcie. Jakiś tam chleb się gdzieś po sąsiedzku upiekło czy tam zboża było trochę, w każdym razie można było przeżyć.

  • Państwo tam spędzili zimę czy jeszcze przed zimą gdzieś się przemieściliście?


Chyba przed zimą żeśmy… Wujek z Krakowa […] załatwił mamie pracę w Ludźmierzu, w górach w każdym bądź razie […], [koło] Nowego Targu. W każdym razie w takiej miejscowości załatwił jej pracę, bo wujek pracował w TZP.

  • Jak się ten skrót rozwija?


To znaczy, to jest skrót od tytoniowego…

  • Przedsiębiorstwa.


Tak, tak, bo to właściwie jak gdyby maszyna taka. I załatwił jej tam pracę, i cioci też.

  • A wujek to był brat?


Brat mamy.

  • Czy wiedzieli w ogóle państwo co z ojcem?


Nie wiedzieliśmy. Jakieś ślady chyba były wtedy gdzieś [były], no bo to przez jednego wujka, przez drugiego wujka, gdzieś tam jakieś jednak te wiadomości przechodziły, częstokroć na poprzednie miejsce, gdzie byliśmy, i tak dalej. W każdym razie udało się wyrwać z tego miejsca. Parę miesięcy to było. W każdym bądź razie nie pamiętam, żebyśmy byli na zimę, na pewno.

  • Kiedy już mama zaczęła pracować tam w górach, pan również poszedł do tej szkoły, w której uczyła mama? To była szkoła podstawowa?


Ale, przepraszam, kiedy?

  • Gdy państwo już wyjechali z Kielecczyzny i wuj załatwił pracę mamie w szkole?


Nie, nie, ja sobie nie przypominam, żebym ja chodził do szkoły. Dopiero jak żeśmy się przerzucili na drugą stronę Polski.

  • Czyli?


No w Lubelskie wtedy.

  • A, to Lubelskie było już po okupacji, w 1945 roku, tak?


Tak.

  • Rozumiem. A czy wróciliście…


To znaczy tutaj pojechaliśmy, to była mała miejscowość, gdzie my żeśmy siedzieli na wsi. […]

  • Spróbujmy sobie odtworzyć ten państwa szlak. Ze Starego Miasta przeszli państwo przez Wolę i Pruszków albo Ursus, bo pan nie jest pewien, czy to był Pruszków czy Ursus.


Mnie się wydawało, że te podziały to były wstępnie Pruszków, a potem [Ursus].

  • Potem przejechali państwo pociągiem na Kielecczyznę, tam spędzili państwo kilka miesięcy i dzięki pomocy wuja udało się wyjechać w góry, gdzie mama podjęła pracę.


Tak.

  • A później przemieścili się państwo na Lubelszczyznę.


Tak, ale to później, tak. Tam mama zaczęła pracować w fabryce tytoniowej […].

  • Ale rozumiem, że w górach mama też nie pracowała jako nauczycielka, tylko w tych zakładach tytoniowych.


Nie, oczywiście, że nie. Tak, tak, tak. To wujek załatwił, że tam pracowała. Wiem, że to był okres zimowy, zawsze miała czapeczkę na głowie. Jak wracała z pracy, to zdejmowała tę czapeczkę i spod czapeczki leciały papierosy.

  • Dzięki temu mogli państwo się utrzymać.


No tak, to były duże pieniądze, bo to na pewno było… W każdym razie duże pieniądze, za coś trzeba było żyć. […]

  • Spróbujmy jeszcze odtworzyć moment, kiedy pan idzie do szkoły po wojnie. Czy państwo w ogóle wrócili do Warszawy, czy te pierwsze lata po wojnie spędzili państwo na Lubelszczyźnie?


Pierwsze lata po wojnie spędziliśmy na Lubelszczyźnie.

  • I tam pan chodził do szkoły?


Tak.

  • A gdzie?


Na początek to ja chodziłem do szkoły mamusi, czyli przechodziłem tylko z jednego pomieszczenia do drugiego. A właściwie był czas, że było jedno pomieszczenie, w którym się wszystko odbywało.

  • Ale to była ta miejscowość, o której pan mówił wcześniej, Miechów?


Michów.

  • Michów, przepraszam.


Bo jest i Miechów też, ale to jest Michów.

  • Czy ojciec się w ogóle odnalazł?


Tak, tak, tak, nie tak szybko. Odnalazł się późno, bo trafił do niewoli, tam pracował. I właściwie jak było zakończenie wojny, to wtedy dopiero, na zakończenie wojny, przyjechał. Tam była jakaś korespondencja pośrednio – z nami nie była, tylko przez wujka jakaś jednak łączność była. I przyjechał do nas, do Radości.

  • Państwo wrócili z Lubelszczyzny do Radości?


Tak. No bo nie było tu gdzie wrócić i wróciliśmy do Radości. W Radości był domek, taki letni w zasadzie, ale [był] ogród, fajnie było. To znaczy ojciec tam pewnego dnia pojawił się.

  • To był szczęśliwy dzień.


No, strasznie.

  • Czy to był jeszcze 1945 rok, czy jeszcze później?


Nie, nie, zaraz po wojnie. Bo po niewoli to rozpuścili. Jak już ruscy wtargnęli, to udało mu się tam jechać jakoś i dojechał. Tak że tu się ojciec znalazł. Tylko ja jeszcze tutaj opuściłem, to się nazywało Pasaż…

  • Pasaż Simonsa?


Tak.

  • Państwo przeszli, tak?


No właśnie, ja nic nie mówiłem.

  • To proszę powiedzieć, jak to wyglądało. W którym momencie pojawił się ten Pasaż Simonsa? Bo z Elektoralnej przeszli państwo na Miodową, na tyły Hipoteki.


Tak.

  • A Pasaż Simonsa?


Czy Pasaż Simonsa był wcześniej? Tak. Chyba Pasaż Simonsa był wcześniej. Tak, bo po wyjściu z Pasażu Simonsa… No tam żeśmy przesiedzieli sporo, tak. No nie wiem, czy to nie był miesiąc, może niecały miesiąc, bo całe Powstanie to dwa miesiące przecież było. To w każdym razie żeśmy wtedy przeszli tymi okopami, nie przeszliśmy do… tak jak ja powiedział, że…

  • Nie na Miodową, tylko na Pasaż Simonsa, tak?


Tak.

  • Gdzie tam państwo mieszkali? Jak wyglądały te warunki państwa?


Komfort.

  • Komfort?


Pasaż Simonsa to była jednak budowla bardzo mocna, bardzo trwała. Był duży oddział […] Powstańców. I była jak gdyby kotara, taka dwudziesto- czy trzydziestometrowa. I tu byli ludzie, tak, którzy tam spali w jakichś tam… No coś tam do spania było. W każdym bądź razie jakieś tam worki, nie worki jakieś. A tutaj byli Powstańcy, którzy tam ciągle się [pojawiali]. I my, ponieważ była ta kotara, to my żeśmy tam chodzili i nauczyłem się piosenek żołnierskich. Mogę zaśpiewać.

  • Bardzo proszę.


No w każdym bądź razie było to fajne.

  • Rozumiem, że tutaj tak naprawdę nastąpił najbliższy kontakt z oddziałem powstańczym, który stacjonował przy Pasażu Simonsa?


Tak, tak. Przecież ojciec z nami był i tam spotkał swoich dwóch uczniów.

  • W oddziale powstańczym.


Tak, w powstańczym.

  • Czy brat, kilka lat starszy, też jakoś się angażował?


Próbował się angażować, ale ja nie wiem, bo w końcu chyba jeżeli tam coś robił, to z młodymi chłopakami. Jakieś takie wypady gdzieś może. Nie wiem, co oni tam czynili, nigdy żeśmy do tego nie wrócili, do tego fragmentu.

  • Jak miał na imię brat?


Mirosław.

  • W pewnym momencie zaczęły się walki o Pasaż Simonsa. To był moment, kiedy państwo jeszcze byli w okolicy Pasażu Simonsa?


No tak. I znowuż, tak jak pierwsze wyjście z tego bloku, co bomba walnęła tam – właściwie na szczęście albo na nieszczęście – w każdym bądź razie walnęła w piwnicę, w której mielibyśmy nocować i wyszliśmy, tak samo i tutaj była taka sytuacja, podobna bardzo, jeżeli chodzi o to wyjście. Bo ci, którzy wyszli… To znaczy potem snuło się, że prawdopodobnie Niemcy natrafili na to, że to są Powstańcy, i zaatakowali. Tak że Pasaż Simonsa został bardzo zniszczony, a my żeśmy też dwa albo trzy dni przed tym wyszli dalej, na Miodową. […] Ale znów to była inicjatywa: „Nie chcę, nic mi nie mówcie, musimy wyjść”.

  • To była inicjatywa mamy?


Tak, tak. Jedno i drugie wyjście to było… No to jest jakiś kobiecy zmysł, który mówi: „nie wiem dlaczego, ale tak musi być”. Tak w skrócie można to sformułować. Co jeszcze? Aha, i to wtedy żeśmy wyszli. […] Ojciec [potem] przynosi i mówi: „No, Nata, wymyśliłaś”. Bo już Pasażu Simonsa nie ma. I wtedy żeśmy trafili z Pasażu Simonsa, na […] Miodową. Bardzo ładnie, bo to było właśnie to, co już powiedziałem, że to jest budynek sąsiadujący z klasztorem i kościołem z jednej strony, bo to już jest ten taki zakręt, a z drugiej strony, od strony południowej, to tam, gdzie teraz jest Trasa W-Z, no to została Hipoteka, której nie mogli zniszczyć. […]

  • W każdym razie do końca, do upadku Starego Miasta tam państwo przebywali.


To już właśnie wyjście, bo… A tam były różne nieprzyjemne wieści.

  • Co pan pamięta z tych nieprzyjemnych?


Znaczy nieprzyjemnych… No na przykład pompa była na podwórzu i to był bardzo duży skarb, że można było napompować sobie i zdobyć tą wodę, prawda. I tak zawsze tam parę osób pompowało tą wodę i jednego dnia matka z dzieckiem pompowała tą wodę i pocisk trafił w dziecko. I tak jak mówiłem, to była taka straszna rzecz, bo ona się darła w sposób nieludzki. Na tym podwórzu […] zrobiona była mogiłka tego dziecka. No takie różne rzeczy były. A szczęście drugie było, że bomba w tym budynku, bo to był budynek mieszkalny, gdzie żeśmy byli, ten sąsiadujący z Hipoteką, prawie że dziesięć metrów [dalej], to był bardzo lekki, ale dwu- czy trzypiętrowy. I między innymi pewnego dnia, nie wiem, gdzieśmy byli, patrzymy, a tu przy wejściu bomba sterczy, bez wybuchu. I potem już żeśmy do końca okrążali, żeby wejść na klatkę schodową.

  • Czy pojawił się jakiś oddział powstańczy, który rozbrajał tę bombę?


Prawdopodobnie gdzieś [był], ale tutaj chyba zaangażowani byli w inne rzeczy. Bo tam spece podchodzili do tego w różny sposób, no ale wiadoma rzecz, że to [trudne], zresztą nie znali rozwiązań, przecież skąd.

  • No tak. Pana dalszą drogę znamy, czyli przejście i wywózkę z Warszawy, bo już jesteśmy w Radości, czyli w okresie powojennym.


Tak, tak, nie, to już jest bajka. Wtedy na wsi już jak byliśmy… Tylko to było właśnie do czasu, jak my żeśmy w jakiś sposób się dostali do tej Radości. W jaki, to już nie pamiętam, nie wiem, jak to było, wędrówka, ale w każdym razie [już było] fajnie.

Warszawa, 26 września 2024 roku
Rozmowę prowadziła Anna Sztyk

Janusz Romaniuk Stopień: cywil Dzielnica: Stare Miasto

Zobacz także