Powstańcza Wigilia 1944

Powstańcy Warszawscy przeżywali święta Bożego Narodzenia w 1944 r. w niemieckich obozach jenieckich, obozach koncentracyjnych bądź na przymusowych robotach w przemyśle III Rzeszy. Mimo ciężkiego położenia pielęgnowali iskierkę nadziei…

O przeżywaniu świąt mówią źródła ikonograficzne, obiekty kultury materialnej oraz relacje. Uwagę zwracają zdjęcia Wiesława Chrzanowskiego „Wiesława” wykonane w baraku 198 z Oflagu XI B/Z Bergen-Belsen. Przedstawiają one sceny ze świąt Bożego Narodzenia obchodzonych przez żołnierzy Batalionu „Gustaw”. Widać na nich m.in. choinkę przystrojoną mieniącymi się wstążkami, łańcuszkami i zabawkami w kształcie gwiazdek, ludków, zwierzątek. Świąteczny czas uświetnił grą na akordeonie ppor. Jan Gładych „Bemol”.

Barak nr 198 w Oflagu XI B/z Bergen-Belsen. Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Stałym elementem świąt jest choinka. W niewoli dekorowana przedmiotami codziennego użytku, zabawkami robionymi własnoręcznie.

W zbiorach Muzeum Powstania Warszawskiego jest ozdoba choinkowa zrobiona w Oflagu IX C Molsdorf. To pajacyk o długości 1,5 cm, wycięty z blachy po puszce i pomalowany na czerwono. Charakterystyczne elementy postaci, takie jak twarz, dłonie, guziki, ozdoby na czapce, zostały oznaczone przez wydrapania w farbie. Pajacyk należał do ppor. dr Janiny Kozłowskiej „Doktór Bronki”, która w Powstaniu służyła w szpitalu polowym przy ul. Solec.

Pajacyk. Zabawka choinkowa wykonana w grudniu 1944 r. w oflagu Molsdorf. Fot. ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Jenieckie ozdoby choinkowe miały niekiedy charakter prześmiewczy. Dowódca drużyny w Pułku AK „Baszta” plut. Mieczysław Chorąży „Grom” (później profesor onkologii) wspomina, że na choince w Stalagu XI A Altengrabow były wieszane wycięte z papieru bądź z innego materiału karykatury Niemców z personelu obozowego. Sylwetki funkcjonariuszy miały wyeksponowane defekty fizyczne bądź charakterystyczne przedmioty kojarzone z nimi, np. „popularny” wachman kuternoga z rowerem stanowiącym jego atrybut. Czasem dekoracje zyskiwały wymowę patriotyczną. Kpt. Janina Majorkiewicz-Antoniak „Zosia Jawor” z Batalionu „Zaremba-Piorun” opowiedziała, że choinka w baraku w oflagu Molsdorf została udekorowana przez kobiety jeńców biało-czerwonymi „oznakami” z Powstania. Ozdobę drzewka bądź gałęzi iglastej mogła stanowić wata. Łączniczka i sanitariuszka Krystyna Friedwald (z d. Chrostek) „Mewa”, pracująca w fabryce samolotów pod Berlinem, pamięta, że znalazła dużą gałąź iglastego drzewka, którą przyciągnęła do obozu. Wraz z koleżankami wstawiły ją w dziurę zydla stojącego w baraku. Powstańcze sanitariuszki miały jeszcze trochę waty, którą wykorzystały, układając jako imitację śniegu.

Piętnastoletni powstańczy łącznik Tadeusz Jarosz „Topacz”, osadzony w obozie Voerde bei Wesel ok. 30 km od Essen, z kolegą z Powstania, rówieśnikiem Witoldem Niewiadomskim, są zgodni w pryncypiach: Nie wyobrażaliśmy sobie, że może być Wigilia bez choinki. Dlatego, wykorzystując dziurę w obozowym ogrodzeniu, ryzykując życie, z iście ułańską fantazją przedarli się do pobliskiego lasu, skąd przynieśli niewielki chojak, który ustawili w baraku.

„Topacz” pamięta, że po złożeniu życzeń wspólnie z kolegami śpiewali „Bóg się rodzi”. Od strony budek strażniczych rozlegały się wówczas słowa: „Stille Nacht, heilige Nacht”, pięknej austriackiej kolędy, którą wówczas znienawidził. Złe skojarzenia z tym utworem wiele lat po wojnie mieli także inni Powstańcy. W Stalagu VI C Oberlangen – jak wspominała Alina Jasińska „Rawicz” (z d. Matuszewska) z kompanii „Bradla” Batalionu „Miłosz” – Niemcy wystawili olbrzymią choinkę z lampkami dla jeńców. Śpiewali wspomnianą kolędę. W Molsdorf Niemcy dali jedno czy dwa drzewka iglaste na siedem baraków. Jeńcy je połamali, żeby w każdym baraku była choinka. Łączniczka 1. kompanii Grupy Bojowej „Krybar”, Lucyna Borkowska „Żaba” (z d. Buraczewska), pamięta, jak do smutnych, zziębniętych i głodnych uczestniczek Powstania przyszedł w Oberlangen strażnik z drzewkiem iglastym, każąc im śpiewać „Stille Nacht”. Zignorowały go.

Trochę muzyki. Ppor. Jan Gładych „Bemol” grający na akordeonie. Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Dręczeni tęsknotą Powstańcy nie zawsze byli w stanie śpiewać nawet polskich kolęd. Dwudziestoletni strz. Jan Kuncewicz „Podhalanin” z Batalionu „Pięść”, wywieziony do Gütersloh w zachodnich Niemczech, gdzie pracował jako spawacz, w miejscu swojego osadzenia zaprzyjaźnił się z Marysią, która – podobnie, jak on, z dala od bliskich – pracowała w pobliskiej tkalni, robiąc bandaże. Pamięta, że bardzo tęsknił za domem, spędzając Wigilię z towarzyszami niedoli, a słowa kolęd więzły mu w gardle duszone płaczem. Nastrój poprawiły koleżanki z sąsiedniej fabryki, które przyszły do nich z prezentami. Marysia podarowała mu wówczas golf utkany z resztek nici z niemieckich bandaży. Później została jego żoną.

Jeńcy dzielili się z towarzyszami produktami przysyłanymi w paczkach przez rodziny (gdzie były także kawałeczki opłatków) bądź instytucje charytatywne. Przedświąteczna paczka strz. Andrzeja Baranowskiego „Andrzeja” ze Zgrupowania „Kryska”, osadzonego w Stalagu X B Sandbostel, została drobiazgowo przeszukana przez złośliwego strażnika, który przekrajał każdy z produktów (chleb, cebulę, owoce) i rzucał kawałki do koca trzymanego przez jeńca. Porozbijał nawet młotkiem słoiki ze smalcem. Mimo spustoszenia „Andrzej” zabrał wszystko do baraku, gdzie podzielił się wiktuałami z kolegami. Antonina Chobotko „Antosia” ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących w Wilnie, pielęgniarka pracująca w oficerskim baraku „na chirurgii” w Stalagu IV B/H Zeithain, wspomina, że każdy z gości wigilijnych przyniósł w kieszeni trochę kaszy, dzięki czemu na „wieczerzy” podano kaszę z ugotowanym wcześniej kompotem. Zdobyli skądś nawet opłatek.

Mimo ograniczonych możliwości kulinarnych „Antosia” po latach wspominała, podkreślając genezę tradycji świątecznej: Wigilia była wspaniała, przy choince, kolędy. Nikt nie czuł, że jest obcy. Co łączy? Życzliwość. Jeden drugiemu życzliwy i wiara w Boga. To jedynie zbawia człowieka.

Łączniczka Krystyna Friedwald „Mewa” zniesmaczona opowiadała, jak w obozie pracy pod Berlinem Niemcy, łamiąc ścisły post, podali Polakom w Wigilię mięso. Wątpliwy gest wielkoduszności przyniósł efekt odwrotny do zamierzonego.

Świąteczny odpoczynek; na pryczy czytający gazetę ppor. Jan Gładych „Bemol”, dowódca II plutonu w kompanii „Harcerskiej” Batalionu „Gustaw”. Fot. Wiesław Chrzanowski „Wiesław”/ze zbiorów Muzeum Powstania Warszawskiego

Łącznik Tadeusz Jarosz „Topacz” przypomniał, że w obozie Voerde bei Wessel jeńcy składali sobie życzenia, dzieląc się chlebem pokrojonym w malutkie sznytki. Spleśniałym chlebem otrzymanym w dzień wigilijny od Niemców łamały się uczestniczki Powstania w obozie Oberlangen. Jak wspomina sanitariuszka Janina Hajzik „Roma” z Batalionu „Gustaw-Harnaś”, kobiety wyszły za barak i patrzyły w stronę, gdzie leży Polska. Były drugą grupą przywiezioną do obozu dopiero wieczorem 22 grudnia. Czuły się obco. Koleżanki z obozu, które mimo głodu zorganizowały wcześniej zapasy żywności, przyszły i podzieliły się z „nowymi” wszystkim, co miały. Pielęgniarka ze Śródmieścia, Hanna Ławrynowicz „Ewa Czerska” (z d. Lubecka), przeżyła Wigilię 1944 r. w wagonie przewożącym uczestniczki Powstania z obozu Bergen-Belsen do Molsdorf. Kobiety dzieliły się kawałkami chleba i cebuli oraz śpiewały kolędy. Podczas postoju pociągu udało im się zdobyć gałązkę iglastego drzewa. Choć włosy przymarzały do ścian wagonu, nastrój był podniosły i uroczysty.

 ***

Wigilia w 1944 r. była chyba jednym z najcięższych przeżyć w życiu Powstańców Warszawskich. Ci, którzy spędzali ją w niewoli, sięgali myślami do odległego rodzinnego domu. Niepewność przyszłości, smutek i tęsknota przygnębiały, ale niezwykłość świąt Bożego Narodzenia pozwalała przetrwać. W solidarności obcych ludzi dzielących się ostatnim chlebem, w słowie otuchy i przyjacielskim uścisku dłoni, w kolędach śpiewanych przez łzy łamiącym się głosem prawdziwie rodził się Bóg.

Zobacz także

Nasz newsletter