Henryk Brzozowski „Brzoza”

Archiwum Historii Mówionej

Moje nazwisko Brzozowski Henryk. Urodziłem się 22 sierpnia 1926 roku w Inowrocławiu. Do Warszawy rodzice przybyli w 1927 roku. Pseudonim „Brzoza”. Jednostka organizacyjna: Batalion „Oaza”, Sadyba.

  • Czy może nam pan pokrótce opowiedzieć, co robił pan przed wybuchem II wojny światowej? To znaczy gdzie chodził pan do szkoły, gdzie pan mieszkał?

Przed wojną mieszkałem na Czerniakowie, przy ulicy Nowosieleckiej 4. Do szkoły chodziłem na ulicę Zagórną, szkoła powszechna numer 29, gdzie w 1939 roku skończyłem sześć klas szkoły powszechnej. Po skończeniu tej szkoły, zdałem egzamin do gimnazjum imieniem Stefana Batorego. Niestety wojna wybuchła i to się skończyło. Po działaniach wojennych zaczęłem uczęszczać do gimnazjum Batorego, które jeszcze przez dwa miesiące prowadziło nauczanie. Dyrektorem gimnazjum był profesor Radwański. Jak Niemcy zajęli szkołę Batorego jako Nur für Deutsche – tylko dla Niemców, dwóch nas, czy trzech dyrektor Radwański przerzucił, do gimnazjum żeńskiego imienia Królowej Jadwigi, które się mieściło na Rozbrat róg Górnośląskiej. Potem była mała przerwa, z uwagi na wsypę jaka była – musiałem opuścić Warszawę, ale od 1941 roku zacząłem uczęszczać na komplety gimnazjum ogólnokształcącego przy Lorentza. To była szkoła pod nazwą „Ogrodnicza”, mieściła się na Brackiej 18. Dyrektorem [tej szkoły] był profesor Helsztyński, polskiego uczył nas profesor Kiełczewski, historii Chmielewski. Innych profesorów nie pamiętam. I tam uczyłem się do Powstania uzyskując tak zwaną małą maturę.

  • W którym momencie zetknął się pan z konspiracją?

Z konspiracją, zetknąłem się na początku, albo w połowie roku 1940. Jak się dostałem do konspiracji… nie pamiętam. Prawdopodobnie przez swojego kolegę Zdziśka Czmocha, tym bardziej, że ta konspiracyjna grupa, do której należałem, to się kształtowała z zasady z uczniów szkoły na Zagórnej. I wiem, że zostałem tam przyjęty… To była tak zwana mała dywersja, bo rozlepialiśmy plakaty, rzucaliśmy różnego rodzaju ulotki, poza tym w mieszkaniu jednego z kolegów, ich było dwóch braci, mieliśmy ćwiczenia… z rozbierania broni, przeważnie to były pistolety, nie było tam innej [broni]… ćwiczenia teoretycznie i tak dalej. Mieszkanie to było na Czerniakowskiej… numer 204 do 212, nie pamiętam dokładnie numeru. Nazwisko tych dwóch braci, nazywali się albo Bartoszyńscy, albo Bartoszewscy, albo Bartoszewicze. Ojciec ich – oficer, nie był w Polsce, był albo w niewoli jednej albo w drugiej, nie wiem, natomiast wychowywała ich matka. Oni byli starsi ode mnie. W pewnym momencie w 1941 roku, byłą wsypa. Ale skąd wiem? Bo aresztowali tam właśnie mojego kolegę Zdziśka Czmocha. Po jego aresztowaniu, na drugi dzień, przyszła z samego rana jego matka – Czy nie nocował u mnie?... bo żeśmy byli zaprzyjaźnieni, on mieszkał wtedy na Łazienkowskiej. Ale wiedziałem, gdzie on może być. Poleciałem i mnie też przytrzymali. Z tym, że miałem większe szczęście, bo mnie po ośmiu godzinach z wielkim szumem i kopem wyrzucili z mieszkania. Dlaczego? Nie wiem. Zresztą byłem zawsze niskiego wzrostu i dziecinnego oblicza. Tak, że niewykluczone, że mnie puścili [z tego względu]. Zdziśka Czmocha, poprzedniego dnia, w nocy wywieźli na Szucha. Potem wiem, że był na Gęsiówce, z Gęsiówki go wywieźli do Oświęcimia i tam zginął. Co z Bartoszewskimi czy Bartoszewiczami – kompletnie nie pamiętam. Jak była ta wsypa, to rodzice mnie umieścili u znajomych pod Warszawą, nie wiem już gdzie, w Wesołej, czy w Zielonce… tam przebywałem około miesiąca, dokąd sprawa nie ucichnie. Ponieważ nic się nie działo, nic się nie wydarzyło, nie było żadnych efektów tej wsypy, wróciłem z powrotem do domu. Do konspiracji po raz drugi… chyba zostałem włączony właśnie z gimnazjum Lorentza. Przez kogo? Nie pamiętam. Ale znowu – działalność nasza znowu się koncentrowała w rejonie ulic Czerniakowska, Wilanowska, Ludna, Książęca… właściwie więcej Ludna, Solec. Gdzie tam byłem? Nie wiem. Wiem, że jednym z [moich] kolegów, z tego okresu to był Wojtek Wodzinowski, który zginął w Powstaniu, Maciek Piechocki, który zaginął bez wieści, nie wiadomo [co się z nim stało]… A reszty nazwisk nie pamiętam.

  • A jak zapamiętał pan wybuch Powstania?

Byłem przygotowany, że szykowało się [Powstanie]. Tylko, że 1 sierpnia ojciec wysłał mnie po prowiant. Pracował w magistracie i akurat 1 sierpnia dawali deputat żywnościowy. Gdzie to było? Nie wiem… Zielna… nie Zielna… już nie pamiętam. Pojechałem i ledwo zdążyłem wrócić do domu ostatnim tramwajem na Czerniakowską i już nie mogłem się dostać do swego zgrupowania, które przypuszczam było na Powiślu – ale gdzie? Nie pamiętam. W związku z tym zostałem. Ponieważ dalej już nic nie mogłem robić, bo ulica Nowosielecka była pod obstrzałem wieży obserwacyjnej, która się mieściła w koszarach, róg Nowosieleckiej i Podchorążych – siedziałem w domu. W granicach 18 sierpień, Niemcy zaczęli ten rejon Czerniakowska od 117 czy 90… zaczęli wyrzucać ludność i podpalać systematycznie domy. Wtedy rodzice z moim bratem udali się na Siekierki, ja się od nich, jak doszliśmy do Łąk Czerniakowskich, odłączyłem. Poszedłem do znajomych, zostawiłem walizkę, którą mi rodzice dali i przyłączyłem się do Powstania. Akurat to było na Sadybie, Kościół Czerniakowski, konkretnie. Tam spotkałem się z jednostką Batalion „Oaza” i tam już zostałem do końca Powstania. W czasie Powstania w różnych byłem sytuacjach, w różnych plutonach, w różnych oddziałach. Nie miałem stałego miejsca przydzielonego. Ja byłem dochodzący, jak to się mówi, doszedłem do Powstania, nie byłem z tym środowiskiem związany ani konspiracyjnie ani uczuciowo, tym bardziej, że oni w pierwszych dniach Powstania byli na Sadybie, musieli się wycofać, poszli do Lasów Kabackich i w granicach 19 sierpnia wrócili z Lasów Kabackich. To był akurat ten moment, że do nich dołączyłem.

  • Jakie jest pana najciekawsze, najważniejsze wspomnienie z Powstania?

Najbardziej dramatyczne i co najwięcej przeżyłem, to było wejście do kanału i byłem w kanale ponad dziesięć godzin. Weszliśmy do kanału na Puławskiej, wyszliśmy jakieś paręset metrów dalej, na Różanej, ale te dziesięć czy dwanaście godzin pamiętam do dzisiaj. To było takie najbardziej [ciężkie przeżycie]… W te dwa miesiące Powstania, tyle nie przeżyłem, co w tym kanale. A tak… to na różnych placówkach byłem. Byłem na ulicy Podhalańskiej, przy alei Wilanowskiej, co nas czołgi wtedy, jak Sadyba się poddawała, wykurzyli. Staraliśmy się odbić Sadybę atakiem zza kościoła Bernardyńskiego. Nie udało się. Potem dolny Czerniaków, więc Chełmska, Sielce i dolny Mokotów do końca, to znaczy rejony: aleja Wilanowska, Dolna, Piaseczyńska, Konduktorska i te boczne uliczki. Charakterystyczne było dla mnie między innymi, co zapamiętałem, że byłem przy obsłudze erkaemu, bo nasz pluton sierżanta Wojtka dysponował karabinem przeciwlotniczym MG 15, który był zdobyczny, jak wracali z Kabatów. Wtedy to stanowisko było w piwnicy w maglu, na jakiej ulicy nie wiem. (Wiem, że jak musieliśmy się wycofać, zamiast wziąć bębny z amunicją, wziąłem garnek z kaszą gryczaną, bo akurat był. Niestety musiałem go rzucić, bo mnie [sierżant] wyrzucił, kopnął w ten garnek, żem wziął amunicję i uciekliśmy). Z powodu ataku Niemców musieliśmy się wycofać w rejonie Dolnego Mokotowa. A tak, to człowiek żył w niepewności… zresztą może i sobie nie zdawał sprawy. Masę kolegów zginęło na moich oczach… ale taka była kolej losu.

  • Jak zapamiętał pan Niemców?

Z Niemcami za okupacji, to ja specjalnie nie miałem do czynienia i jeśli chodzi z ich strony, moja rodzina bezpośrednio najbliższa, specjalnie nie ucierpiała, rodzina matki, która była w Poznańskiem również nie… Natomiast więcej odczuwałem i dostałem, jak to się mówi, w kość od Ukraińców, którzy nas akurat wyciągnęli z kanału. Zanim zdjąłem opaskę, to trochę tym granatem po łbie dostałem. Natomiast jeśli chodzi o niewolę, to różni byli. Najgorsze było SS. Natomiast ludzie cywilni w 1944, 1945 roku, jak byłem w niewoli czy w Hamburgu na karnej komenderówce, to oni byli też zmęczeni i w miarę możliwości nam pomagali, po cichu. Ale nie darzę ich sympatią, to jest druga rzecz.

  • Jak przyjmowała tą całą walkę powstańczą, ludność cywilna?

Jeśli chodzi o Czerniaków, Dolną, Piaseczyńską… była duża współpraca. Nie spotkałem się z jakąś agresją, z jakimiś dywagacjami, że nie potrzebne, że coście zrobili… i tak dalej. Tego nie było. Przynamniej ja z tym się nie spotkałem.

  • Jak wyglądało takie życie codzienne podczas Powstania?

To trudno mi powiedzieć, bo tak – jak się było na placówce, to się obserwowało, jak zbombardowali szpital na Chełmskiej w prijucie, to nas spora grupa została, nazwijmy – oddelegowana, żeby ratować rannych z tego szpitala, pomagać i tak dalej. Poza tym dla odpoczynku, w którymś dniu Powstania… to chyba już był wrzesień, zostaliśmy wycofani na górny Mokotów na odpoczynek i wiem, że braliśmy udział w koncercie, gdzie śpiewał Fogg. To pamiętam. Ale to było tylko dwa czy trzy dni, gdzie żeśmy odpoczęli w domach, na siennikach, pełny luksus i potem znowu na dolny Mokotów i na Czerniaków.

  • Czy zetknął się pan może z podziemną prasą albo z radiem Błyskawica?

Nie. Z prasą podziemną, to wiem, że ojciec był w konspiracji i prasę mieliśmy i rozdawaliśmy prasę. Natomiast z radiem Błyskawica nie miałem kontaktu. Natomiast na naszym podwórku mieszkał folksdojcz – Ganzel się nazywał, który miał radio i który pozwalał nam słuchać Głosu Ameryki i Londynu. Z tym, że on taki był Niemiec jak ja przypuśćmy Reichdeutsch, ale w każdym razie udostępniał nam to.

  • Co działo się z panem po zakończeniu Powstania?

Wyciągnęli nas z kanału, dobrze, że nie na Dworkowej, bo przed tym to wszystkich na Dworkowej rozstrzelali, w każdym razie wyciągnęli nas z kanału, zgrupowali nas… chyba koło dwudziestu chłopa i popędzili na Forty Mokotowskie. Na Fortach Mokotowskich dostaliśmy jedzenie gotowane i taką grupą zwartą, po czterech w rzędzie, w szeregu, pomaszerowaliśmy do Pruszkowa.W Pruszkowie odłączyłem się od naszych, z którymi walczyłem, bo spotkałem znajomych ze swojej ulicy. W związku z tym się do nich przyłączyłem, dlatego że miałem wspólny język, bardziej mi to odpowiadało. Tam po paru dniach wywieźli nas do Skierniewic. W Skierniewicach byliśmy parę dni w ziemiankach po obozie rosyjskim, gdzie nas insekty oblazły ho ho ho… i jeszcze trochę. Potem nas [zapakowali] w wagony, [i wywieźli] poprzez Berlin do Bremen-Verden. Tam nas wysadzili i z Bremen-Verden do Stalagu X B pędzili nas pieszo. W Stalagu X B, to był duży obóz międzynarodowy, Anglicy, Francuzi i sporo żołnierzy z 1939 roku oraz powstańców. 11 listopada, pamiętam tą datę i nie zapomnę, grupę sześciuset nas chyba chłopa, zgrupowali, wsadzili na samochody, do pociągu, wywieźli nas na karną komanderówkę do Hamburga.Tam siedzieliśmy do któregoś maja… koniec kwietnia, gdyż wojska się zbliżały do Hamburga i obozy wszystkie Niemcy zaczęli ewakuować. Dowiedziałem się, że nas mieli pędzić na wyspę Syld. Na wyspę nie doszedłem, bo miałem w międzyczasie tak nogi poharatane, poodparzane, poodgniatane, że zostałem z kilkoma powstańcami w takim małym obozie przejściowym, co byli żołnierze z 1939 roku, ale tam ich było chyba piętnastu czy dwudziestu. To był mały obóz, ale gdzie on był to już nie pamiętam tej nazwy i tam nas zastała kapitulacja i nas oswobodzili Anglicy.

  • Wiadomo, że Anglicy czy Amerykanie, którzy wyzwalali obozy, pytali się zawsze więźniów czy przetrzymywanych, w jaką stronę chcą jechać? Czy na zachód czy wracać do Polski? Czy państwu zostawiono taki wybór?

Nie. U nas tego nie było. Może dlatego, że był za mały obóz. Wiem, że w tym obozie jednym z powstańców to był Raczyński, potomek tych Raczyńskich. Wiem, że po pobycie… czy jak już była kapitulacja… po pewnych czasie ktoś do niego przyjechał – wujek, nie wujek, Raczyński [niezrozumiałe]… I go wzięli. Nas się nie pytali. Pod okupacją angielską nie było za ciekawie. Zaczęliśmy na własną rękę szukać dalej szczęścia. W związku z tym przeleciałem się poprzez okupację francuską, tam było jeszcze gorzej. Kilku z nas pojechało i trafiliśmy do Monachium, gdzie zaciągnęliśmy się do Polskiej Kompanii Wartowniczej. Tam po pewnym przeszkoleniu, minimalnym, bo byliśmy z Powstania, kilkunastu nas dostało przydział do Wiesbaden. Pod Wiesbaden było lotnisko polowe wojsk amerykańskich. W pewnym momencie była główna kwatera wojsk alianckich na Europę, gdzie urzędował Eisenhower, którego miałem możność zobaczyć.

  • Kiedy wrócił pan do Polski?

Wróciłem w 1947 roku w maju. Dlaczego? Te służby zaczęły się kończyć, Amerykanie już nie byli specjalnie zainteresowani, nikt dalej nie proponował, nie było kontaktów takich… W związku z tym jak rodzice się dowiedzieli, bo miałem w pewnym momencie kontakt, że jeżeli nie jestem przy wojsku i tak dalej, bo zresztą cały czas pisali, żebym nie wracał. Pojechałem więc do obozu cywilnego. W obozie cywilnym byłem tam około miesiąca i z grupą osób cywilnych wróciłem do Warszawy. W związku z tym nie byłem represjonowany, że jestem z Powstania, bo ci koledzy, którzy wrócili, to potem los ich spotkał, że aresztowali ich, pracowali w kopalniach, nie w kopalniach, względnie wywieźli poza Warszawę.

  • I co dalej pan robił?

Jak przyjechałem… jedne studia mi się nie udały, bo poszedłem do Wawelberga, na kurs zerowy, ale myślałem że jestem tak zdolny, że nie muszę się uczyć. Ale niestety, musiałem zlikwidować żagle.Zacząłem studia na Politechnice Warszawskiej, też zerowe, bo nie miałem matury. Zadarłem koty z sekretarzem uczelnianym, nazywał się Rudolf. Pomimo, że zdałem wszystkie egzaminy na ten pierwszy rok Politechniki, niestety rektor Warchałowski zawezwał mnie i powiedział, że – elementów wrogich obecnemu ustrojowi nie może trzymać na wyższej uczelni. W związku z tym musiałem się pożegnać.W następnym roku zdawałem znowu… poszedłem studiować na WSI – Wieczorowa Szkoła Inżynierska. To już było trochę takie rozluźnienie. I tam skończyłem studia, tam dostałem dyplom inżyniera budowlanego.

  • Czy uważa pan, że Powstanie skończyło się wielką klęską pod względem militarnym? Czy spowodowało to, że Polska nie stała się kolejną republiką ZSRR?

Ja uważam, tak. Już po fakcie, jak się człowiek dowiadywał, co robili ci nasi przyjaciele z zachodu, ci przyjaciele ze wschodu. Jednak pozycja nasza i Powstanie… jednak… [było ważne]. Było ofiar dużo, masę jak Niemcy nie wykończyli to Rosjanie, co tam dużo mówić… ale w każdym razie uważam, że to był zryw jednak potrzebny. Może romantyczny, ale był potrzebny.

  • Czy przez wybuchem Powstania, zdawali sobie państwo w ogóle sprawę, że Amerykanie nie pomogą, że alianci nie pomogą a Rosjanie też nie zrobią nic poza tą akcją oddziału Berlinga?

Co do Ruskich, to byliśmy spokojni, żeby w ogóle nam nie pomagali. Natomiast rozczarowaliśmy się jeśli chodzi o pomoc zachodu. Bo Powstanie, na dobrą sprawę trwałoby jeszcze miesiąc, dwa dłużej gdyby nie samoloty. Dlatego, że walka w mieście wręcz, to Niemcy nie byli bohaterami. My żeśmy byli u siebie. Znaliśmy każdy zakątek, każdy zaułek, czołgi nie były groźne, bo w ulicę nie weszły, bo by były zniszczone butelkami z benzyną. Natomiast samoloty siały spustoszenie. I tylko byłoby potrzeba żeby odpędzać sztukasy, które nadlatywały na Warszawę. Tu mogli by oni pomóc… bo ostatnie dni Powstania… no może, to co ja pamiętam, bo Mokotów się poddał bezładnie 27 września, ale parę dni przed kapitulacją Mokotowa, to jak się pokazały czy kukuruźniki czy coś, to sztukasy już takie odważne nie były, ale to już było za późno. To już było za późno… Poza tym zrzuty, które miały miejsce, które trochę dały, były zrobione za późno. Ale to się dowiedziałem z książki „Powstanie Warszawskie” Daviesa.

  • Sytuacja z uzbrojeniem wyglądała fatalnie, prawda? Było więcej chętnych niż broni?

Tak, z tym, że w połowie Powstania, mniej więcej, to stan uzbrojenia, oczywiście w broń krótką, bo nie mówię o piatach czy arkanach, i tak dalej, to nawet był dosyć dobry, bo był zdobyczny. Raz po kolegach, raz po Szwabach… i tak dalej. Ale w pierwszych dniach Powstania odczuwało się. Niektórzy byli tylko z sidolówkami, z granatami jakimiś… także tu się odczuwało broni.

  • Jak pan dzisiaj postrzega Niemców?

Muszę odpowiedzieć…?

  • Nie, nie musi pan… Dziękuję


Warszawa, 12 stycznia 2005 roku
Rozmowę prowadziła Magdalena Gardecka
Henryk Brzozowski Pseudonim: „Brzoza” Stopień: strzelec Formacja: Batalion „Oaza” Dzielnica: Sadyba, Czerniaków, Mokotów Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter