Zdzisław Bobrowski „Józef”

Archiwum Historii Mówionej

Nazywam się Zdzisław Bobrowski, urodzony w 1924 roku. Do wojny mieszkałem na Bródnie i w czasie wojny też w dalszym ciągu na Bródnie.

  • Na jakiej ulicy?

Kolejno na ulicy najpierw Poborzańskiej i potem Palestyńskiej. Tam na Bródnie zacząłem chodzić do gimnazjum kolejowego na Piotra Wysockiego 51.

  • Jak zapamiętał pan wybuch wojny?

Wybuch wojny to zapamiętałem w ten sposób, że przed naszym domem okopali się na Poborzańskiej żołnierze. Nas zmuszono po prostu, żebyśmy się wynieśli z naszego mieszkania, i żeśmy wtedy przeszli na ulicę Kościelną, na Stare Miasto.

  • I tam, do kogo?

To żeśmy tak w przypadkowym mieszkaniu byli z całą rodziną, to znaczy ojciec i mój brat i moja mama.

  • A czym zajmowali się pana rodzice?

Ojciec był kolejarzem, a mama była w domu.

  • Czy brali udział w konspiracji tak jak pan?

Mój ojciec był kombatantem, ochotnikiem wojny bolszewickiej.

  • A potem w czasie okupacji?

A w czasie okupacji, to bezpośrednio udziału jako takiego nie brał, ale wiedział, że w naszym mieszkaniu na Palestyńskiej odbywają się zbiórki żołnierzy łączności VI plutonu.

  • No dobrze. A w czasie okupacji chodził pan do szkoły?

Chodziłem do szkoły. Skończyłem gimnazjum na Piotra Wysockiego 51, które zostało przemianowane z gimnazjum mechanicznego kolejowego na Staatliche Fachschule für Maschinenbau, bo Niemcy usiłowali sobie wychować robotników obsługujących warsztaty kolejowe na stacji Warszawa-Praga.

  • A maturę też pan zdawał w tej szkole?

Maturę zrobiłem w 1944 roku. Zrobiłem maturę w Staatliche Fachschule für Maschinenbau, to była dawna szkoła Wawelberga. Po wojnie, jak wróciłem do kraju, to dalej kontynuowałem studia już u Wawelberga, normalnie jako student.

  • A w jaki sposób i w którym roku, w jakich okolicznościach i przez kogo zetknął się pan z konspiracją?

Z konspiracją zetknąłem się w plutonie łączności VI Obwodu, gdzie przysięgę ode mnie przyjmował „Kryspin” w obecności „Iglicy”, Jana Madejskiego, profesora Polskiej Akademii Nauk.

  • Pamięta pan, gdzie to było?

To było u niego, w mieszkaniu na ulicy Kazimierzowskiej.

  • W którym roku i kto pana tam wciągnął?

W 1942 roku. Trudno mi powiedzieć, kto mnie wciągnął, bo byliśmy w środowisku mocno patriotycznym. Ale jeśli chodzi o znajomość większej ilości osób, to przypuszczam, że więcej żeśmy osób nie znali niż pięć ze względu na konspirację.

  • A pana brat też [był] razem z panem? Pana brat był młodszy, tak?

Był w „Szarych Szeregach”. Młodszy brat, Tadeusz, „Bóbr”. Był w „Szarych Szeregach” i też tam na Bródnie.

  • Gdzie odbywały się zbiórki, czym państwo się zajmowaliście na takich zbiórkach?

Zbiórki odbywały się w szkole Wawelberga potem, u nas w mieszkaniu na Palestyńskiej też były i w mieszkaniu Madejskiego, „Iglicy”, na ulicy Kazimierzowskiej, ale poza tym w późniejszym okresie mieliśmy już łączność na ulicy Lwowskiej u „Koreczka”.

  • No dobrze. A czym się zajmowaliście na takich zbiórkach?

To były normalne szkolenia z zakresu wojskowości.

  • I jak one wyglądały?

To były wykłady, przynoszono broń, uczono nas, jak się posługiwać bronią.

  • A jakieś szkolenia w terenie na przykład?

W terenie żeśmy nie byli.

  • Często odbywały się takie szkolenia?

Trudno mi w tej chwili powiedzieć. Już wielu rzeczy po prostu nie pamiętam.

  • Przejdźmy do wybuchu Powstania. Gdzie pana zastało i czy wiedział pan wcześniej, że wybuchnie? W jakichś akcjach brał pan udział?

W akcjach to brałem tak: w zdobyciu samochodu od Wehrmachtu na Cyryla i Metodego, wtedy to żeśmy zdobyli ten samochód z „Szoferem”. Pseudonim „Szofer”, a nazywał się Władysław Koprowski.

  • Pamięta pan, w którym to było roku mniej więcej? W jakim okresie?

To było w 1943 roku.

  • I jak to się odbywało wszystko?

Po prostu udało nam się. Koprowski był dobrym kierowcą, dlatego że służył w wojsku w 1939 roku i wyszedł z uprawnieniami kierowcy, tak że w zasadzie bez problemu zdobył [samochód Wehrmachtu]. Potem ten samochód służył jako pomoc w akcji zamachu na szefa Arbeitsamtu w Rembertowie, Iwana Kołodzieja. Strzelał wtedy w niego „Klotz”, Ryszard Katana, który zginął w Powstaniu. Pochowany jest w kwaterze „Baszty”.

  • Pamięta pan przebieg tego zamachu?

Byłem tylko w grupie osłonowej, a bezpośrednio na ulicy Walecznych Iwana Kołodzieja zabił „Klotz” i potem tym zdobytym samochodem żeśmy odjechali z tego miejsca.

  • Co należało wtedy do pana obowiązków, w tej konkretnej akcji?

Mieliśmy pistolety i tylko byliśmy w grupie osłonowej. Mieliśmy za zadanie, żeby się nie afiszować tym, żeby wejść do akcji wtedy, kiedy zaszłaby taka potrzeba.

  • Jeszcze jakieś?

A drugie to był zamach na komisarza policji Schupo na placu Zbawiciela. Bezpośrednio zamach wykonał Zbigniew Kwiatkowski pseudonim „Kola”, ale on tego policjanta granatowego tylko ranił, a ten policjant granatowy podobnież współpracował z gestapo i był członkiem Sondergericht.

  • Też państwo wtedy jechali samochodem?

Nie, wtedy nie.

  • A od kogo państwo dostawali rozkazy? I kto przygotowywał takie zamachy?

Nie potrafię tego powiedzieć, bo o jednym zamachu wiedział bezpośrednio „Kola” i żeśmy się od niego dowiadywali, a o drugim wiedział „Katana”, a z „Kataną” chodziłem do Wawelberga.

  • Broń miał pan cały czas w swoim [posiadaniu]?

Nie, od razu się zdawało.

  • I gdzie się otrzymywało albo gdzie się zdawało broń?

W którymś z punktów kontaktowych.

  • Jak zapamiętał pan wybuch Powstania?

Jeśli chodzi o Powstanie Warszawskie, to w lipcu zostaliśmy powiadomieni przez łącznika o miejscu koncentracji, które było na Lwowskiej. Trzeba powiedzieć, że nam powiedziano, żeby tylko wziąć po parze skarpetek ze sobą. Tam na Lwowskiej w mieszkaniu „Koreczka” po zmontowaniu „sidolek” i „filipinek” ( okazało się, że w mieszkaniu miał cały arsenał uzbrojenia, które żeśmy wzięli ze sobą) w grupach po dwie, trzy osoby pod dowództwem „Dżemsa”, to jest Janusza Kustowskiego, udaliśmy się w grupach z tym całym wyposażeniem do Rembertowa.

  • Jak wyglądało to przejście?

Trzeba powiedzieć, że przejście tak szczęśliwie się udało, że nikt nie został zatrzymany, nikt nie zginął. Nikt nas nie zatrzymywał po drodze, a cały Grochów był przecież obstawiony już przez feldżandarmerię. Tam w Rembertowie żeśmy zostali rozlokowaniu w mieszkaniach prywatnych, u zakonnic, ja na przykład byłem w szpitalu, bodajże na Królowej Jadwigi.

  • Dużo osób było w tym szpitalu?

Tam byliśmy po dwie, trzy osoby rozlokowani. Wyszło nas z Warszawy wtedy około dwudziestu trzech ludzi, a do Powstania w piętnastu żeśmy się znaleźli, bo reszta nie została na czas powiadomiona, między innymi mój brat „Bóbr” też nie był powiadomiony.

  • Czyli kiedy państwo zostaliście powiadomieni o stawieniu się do Powstania?

Zostaliśmy powiadomieni… Kilka razy były ogłaszane alarmy bojowe, które odwoływano, bo spodziewano się, że wojska radzieckie natychmiast zaatakują, co się nie odbyło. Potem w końcu sierpnia dostaliśmy rozkaz udania się na Grochów. Znowu rozlokowano nas, ja na przykład byłem u jakiejś łączniczki, nocowałem.

  • Czyli cały miesiąc byli państwo w Rembertowie, tak?

Tak, prawie cały miesiąc.

  • I co tam robiliście poza czekaniem na sygnał bojowy?

Chodziliśmy na roboty na poligon, pomagaliśmy Niemcom, żeby mniej więcej zorientować się, co się dzieje.

  • A czy miał pan jakieś wiadomości w tym czasie od rodziny?

Żadnych.

  • A wieści o tym, co się działo po drugiej stronie?

Nic, też nic. Kompletnie nic. Dostaliśmy rozkaz udania się na Grochów i tam została zorganizowana przeprawa na Sadybę. To była przeprawa… Byliśmy ostatnią grupą zorganizowaną, która znalazła się w Powstaniu Warszawskim. Przeprawa była między 31 sierpnia a 1 września.

  • Ile osób przeprawiało się razem z panem?

Około piętnastu.

  • I jak wyglądała ta przeprawa?

Przeprawa była po prostu łódką. Udało nam się dostać wprzód na łachę, była łacha na środku Wisły, tam żeśmy jakiś czas przeczekali, bo reflektorami Niemcy oświetlali od czasu do czasu Wisłę, i udało się z tej łachy znowu łódką znaleźć na Sadybie.

  • Strzelali do pańskiej łódki?

Nie, wyjątkowo sprawnie to poszło i bez żadnych sensacji.

  • Przepłynęliście niezauważeni?

Tak. Tam żeśmy zostali wcieleni do OS V, którego dowódcą był Michał Bylina.

  • A jak to się odbywało, to znaczy od momentu, w którym znaleźliście się państwo na brzegu, to gdzie potem byliście do momentu wcielenia?

Były tam czujki Armii Krajowej i początkowo myśleli, że jesteśmy dywersantami, ale dogadaliśmy się i zaprowadzili nas do dowództwa OS V.

  • W dowództwie zostali państwo przydzieleni do jednostki…

Do jednostki OS V.

  • Jeśli chodzi o bardziej prozaiczne sprawy, to gdzie pan wtedy mieszkał, spał?

Byliśmy na Królikarni, więc punktem dla naszej drużyny była Królikarnia.

  • Co pan jadł w tym czasie?

Tam byliśmy w zasadzie początkowo na kuchni zakonnic, bo w Królikarni tam obok były zakonnice, które opiekowały się niepełnosprawnymi.

  • No dobrze, a co się później działo po tej przeprawie?

Byliśmy tak – walki były na Królikarni, były walki na ulicy Bukowińskiej, taki był „Pawi domek”, nazywał się... [Byliśmy] na ulicy Woronicza, a potem byliśmy jeszcze na ulicy Stępińskiej. Tam żeśmy się spotkali z żołnierzami „Szarych Szeregów” i z „Zośką”, a potem braliśmy udział w osłonie dojścia do kanałów, żeby przeprawić się do Śródmieścia. Wtedy przy dojściu do kanałów zginął „Ostoja”.

  • Czy był pan uzbrojony?

Tak, wszyscy byliśmy uzbrojeni.

  • W co był pan uzbrojony?

Stena miałem. To znaczy Sten był polskiej produkcji.

  • A z amunicją nie było problemów?

Nie, z amunicją wtedy nie było problemów.

  • Czy z walk na Mokotowie coś szczególnie wryło się panu w pamięć? Jakieś szczególne wydarzenie?

Szczególnym wydarzeniem to było, jak wyszliśmy [z kanałów]. Bo tak, weszliśmy do kanałów na ulicy Chocimskiej, błądziliśmy jakiś czas w kanałach, bo żeśmy zabłądzili.
  • Jak w ogóle wyglądało przejście kanałami?

To jest opłakane. Brudni wyszliśmy, cuchnący, bo wyszliśmy na Belgijskiej. To kilka godzin trwało. Na Belgijskiej jak żeśmy wyszli, to byliśmy pierwszą grupą, która nie została wystrzelana przez Niemców. Kilka godzin przed nami wyszli powstańcy na ulicy Dworkowej i tam zostali wszyscy wystrzelani. W tej chwili na włazie na Dworkowej jest pomnik z wyszczególnieniem nazwisk poległych.

  • Czy wtedy państwo o tym wiedzieli, co się stało z tymi, którzy wyruszyli wcześniej?

Nie. Przejście z kanałów potem zostało [odcięte]. Śródmieście zostało odcięte od Mokotowa i dlatego żeśmy błądzili.

  • I wyszedł pan na ulicy…

Na ulicy Belgijskiej, a wejście do kanałów było na Chocimskiej. A ta grupa, która została rozstrzelana, była na ulicy Dworkowej.

  • Kiedy było to przejście kanałami?

To było 27 albo 28 września.

  • Kto zdecydował o przejściu do Śródmieścia i jakie były powody ewakuacji?

Czynniki były takie, że w zasadzie kończyła się możliwość jakiejkolwiek walki na Mokotowie. Dlatego. Była duża przewaga Niemców i dlatego.

  • W czasie pobytu na Mokotowie, walk, spotkał się pan z ludnością cywilną i z jakimiś szczególnymi reakcjami osób niebiorących czynnego udziału?

Pani pozwoli, że nie odpowiem na to pytanie.

  • No dobrze. A na ulicy Belgijskiej, co było dalej?

Potem z Belgijskiej już zostaliśmy jakoby jeńcami, popędzono nas do Fortu Mokotowskiego i tam odbyła się kapitulacja „Baszty”. W Forcie Mokotowskim. Potem z Fortu Mokotowskiego pieszo, już po kapitulacji Powstania, przepędzono nas do Pruszkowa, potem z Pruszkowa…

  • Długo był pan w Pruszkowie?

Kilka dni i potem z Pruszkowa pociągiem, wagonami odkrytymi, przewieziono nas do Skierniewic i tam byliśmy w ziemiankach z żołnierzami Berlinga i stamtąd do Bremenvörde pod Bremą koleją. Z Bremervörde do Stalagu X B Sandbostel. To tam około dwudziestu kilometrów było z Bremenvörde, tam już żeśmy pieszo przeszli. Dostałem numer jeniecki 221 453 i tak się zaczął mój pobyt w obozie jenieckim.

  • Jeszcze może zanim przejdziemy do okresu w obozach – czy w czasie Powstania czytał pan prasę, słuchał radia, albo brał pan udział w jakichś wydarzeniach?

W obozie było dość rozwinięte życie kulturalne, towarzyskie. Tam był nawet teatr amatorski, prelekcje różne były wygłaszane, tak, że staraliśmy się jakoś ten czas zabić. W każdym bądź razie…

  • Brał pan czynny udział w takich [prelekcjach]?

Tak. Byłem maturzystą, więc zawsze tam trochę wiedzy się miało.

  • I o czym pan opowiadał?

Raczej nauki ścisłe, bo jestem z zawodu inżynierem. Co charakterystyczne – w tym obozie w sposób bardzo zorganizowany trzymała się grupa jeniecka z Powstania Warszawskiego. Zorganizowana była, była jednolita i jednocześnie nie pozwalała się różnicować Niemcom, co było w innych grupach, na przykład belgijskich czy francuskich, bo ten obóz był konglomeratem różnych narodowości. Tam byli Włosi, Francuzi, Belgowie, Rosjanie, którzy zostali tylko na funkcjach, reszta tam poginęła. To był karny obóz i początkowo tam byli tylko jeńcy radzieccy. Jeńcy radzieccy po prostu zostali tam wymordowani i tylko niewielka grupa została funkcyjnych. Byli fryzjerami, kąpielowymi, takimi rzeczami się zajmowali.

  • A jak pan pamięta pozostałe nacje, Włochów czy Francuzów?

Włosi byli używani do najbrudniejszych prac, a jeśli chodzi o Francuzów i Belgów, to byli bardzo dobrze traktowani przez Niemców.

  • Dlaczego? Było to widać wyraźnie w porównaniu [do innych nacji]?

Wyraźnie widać było, poza tym dużo paczek dostawali, i tak dalej.

  • Jakieś przyczyny tego?

Trudno mi powiedzieć.

  • Rozumiem. Chciałam jeszcze wrócić do czasów Powstania. Czy Powstanie to tylko walki, tylko straszne przeżycia, czy też były w pana historii pozytywne momenty, jakieś przejawy życia kulturalnego czy msze święte?

To wszystko było za szybko, żeby były jakieś przejawy życia kulturalnego.

  • Czy na przykład nie czytał pan prasy w tym czasie?

Nie, absolutnie.

  • A w jakichś uroczystościach religijnych brał pan udział?

Nie, tego nie było w ogóle, bo byliśmy przerzucani z miejsca na miejsce bez przerwy.

  • A kontaktu z rodziną też [nie było]?

Kontakt z rodziną dopiero po wyzwoleniu.

  • Czyli przez cały czas nie wiedział pan, co się z nimi działo?

Nie, nic. Nic nie wiedziałem o rodzinie ani rodzina o mnie. Pierwszy list mego ojca zobaczyłem dopiero w Unterlüß albo w Ludwigsburgu, już po wyzwoleniu w Międzynarodowym Czerwonym Krzyżu.

  • A do wyzwolenia był pan w obozie i jak długo pan tam przebywał?

W obozie jenieckim?

  • Tak.

Byłem do końca kwietnia.

  • A potem?

A potem zostałem Ex-Prisoner of War, czyli byłem byłym jeńcem wojennym, dostałem legitymację byłego jeńca wojennego w Unterlüß. Potem w Unterlüß dowiedziałem się, że mój brat jest w Ludwigsburgu, w strefie amerykańskiej. Pojechałem do strefy amerykańskiej i tam żeśmy obaj z bratem zaciągnęli się do kompanii wartowniczej osłaniającej magazyny wojsk amerykańskich. Po jakimś czasie zabrano nam uprawnienia Ex-Prisoner of War. Dostaliśmy uprawnienia DP, czyli Displaced Persons, znaczy osoby cywilne. Umieszczono nas w obozie, w dawnych koszarach niemieckich, w Fallingbostel. Tam rozpoczęła się intensywna agitacja za tym, żeby wrócić do Polski.

  • I to było w którym roku?

W 1945 [roku]. A wróciłem w 1946 [roku]. To 1945–1946 [rok]. Nasze miejsce przy magazynach zajęli Niemcy.

  • Jak przyjął pan wiadomość o końcu wojny? Od razu po wojnie chciał pan wracać do Polski?

Obaj z bratem byliśmy niezdecydowani, myśleliśmy o wyjeździe do Kanady, ale jak otrzymaliśmy list od ojca, dowiedzieliśmy się, że ojciec jest jako kolejarz w Czerwonce pod Olsztynem, to zdecydowaliśmy się, że wracamy do Polski. W ośrodku repatriacyjnym w Ludwigsburgu dostaliśmy z bratem przydział do wagonu kolejowego, towarowego oczywiście. Wróciliśmy do Dziedzic i z Dziedzic znaleźliśmy się w Czerwonce.

  • Mówi pan „ojciec”. A pana matka? Też była z ojcem?

Też była matka i siostra.

  • Jak zapamiętał pan podróż do kraju?

Dostaliśmy czerwoną kartę repatriacyjną na punkcie w Dziedzicach, ważną dwa tygodnie, że w ciągu dwóch tygodni bezpłatnie, państwowymi środkami lokomocji możemy się znaleźć w miejscu, gdzie byśmy chcieli być zameldowani. Żeśmy pojechali do Czerwonki, tam żeśmy się zameldowali i dostaliśmy świadectwo od starosty czy coś takiego.

  • A kiedy pan wrócił do Warszawy?

A do Warszawy, to jak ojca przenieśli z Czerwonki do Warszawy, chyba w 1946 roku. W tym samym roku, co żeśmy wrócili z Niemiec.

  • I jak powrót do Warszawy?

W Warszawie wróciliśmy do Piastowa, tam wynajęliśmy mieszkanie i mieszkaliśmy w Piastowie.

  • A jak wyglądała Warszawa, kiedy pan do niej wracał?

Tak jak na kartach filmowych, które mam w domu. Jedna wielka ruina. Potem zacząłem chodzić do szkoły Wawelberga i skończyłem ją w 1948 roku.

  • A nie miał pan problemów z ówczesną władzą w związku z tym, że był pan w konspiracji?

Zacząłem pracować w Polskich Liniach Lotniczych LOT i po pół roku zaczęły się problemy. Potem nie mogłem już w Locie pracować, mimo że skończyłem wydział lotniczy. Po kolei pracowałem w Biurze Przemysłu Materiałów Budowlanych na Białobrzeskiej, następnie w Fabryce Aparatów Rentgenowskich na Markowskiej i stamtąd przeniosłem się do Fabryki Samochodów Osobowych i tam pracowałem już w FSO do emerytury.

  • A w Locie, co pan robił?

Byłem kierownikiem oddziału obsługi technicznej samolotów.

  • Potem po prostu zwolnili pana?

Miałem sprawę sądową o zaginięcie raportów gotowości [samolotów]. Siedziałem trzy miesiące w więzieniu. Po trzech miesiącach zwolniono mnie z więzienia, uniewinniono, ale tym niemniej już w lotnictwie nie mogłem pracować. Już ta kariera dla mnie była skończona i pracowałem do końca, do emerytury, w FSO. W FSO byłem kierownikiem działu i zastępcą głównego technologa.

  • A pobyt w więzieniu był właśnie ze względów politycznych i pana przeszłości czy raczej…

Raczej szukano powodów, by… Każdy powód był dobry.

  • Jak był pan przesłuchiwany, to wracano do [pana przeszłości]?

Nie, nie wracano do tego. Tylko cały czas, że zginęły raporty gotowości samolotów, a raporty gotowości samolotów zginęły wtedy, kiedy wyjechałem na odbiór iliuszynów do Pragi czeskiej. Byłem w Pradze czeskiej około tygodnia. Zarzut był taki, że nie zdałem oficjalnie protokółem obowiązków, jako kierownik obsługi technicznej samolotów swemu zastępcy, a nie mogłem zdać, bo rano dowiedziałem się, że już paszport jest w kadrach i mam dzisiaj wylecieć do Pragi. To było niemożliwe zrobienie jakiegokolwiek protokółu. Dlatego potem w sądzie uniewinniono mnie.

  • A wracając do czasu Powstania, jakie jest pana najgorsze wspomnienie z tamtego okresu?

Chyba takich najgorszych wspomnień to nie mam.

  • Może takie, które by było gorsze od innych?

Najgorsze wspomnienie to mam, jak oglądałem heftlingów w Sandbostel, które SS przypędziło do obozu Sandbostel.

  • Jak to wyglądało?

To byli ludzie skóra i kości i byli ludzie, którzy jak gdzieś trup padł, to wyjadali wątrobę tym ludziom. To tak wyglądało w Sandbostel.

  • A najlepsze wspomnienie?

Najlepszych wspomnień to ja z tamtego okresu nie mam.

  • A jakie jest pana obecne nastawienie do wydarzeń, do decyzji o wybuchu Powstania? Czy na przykład gdyby pan miał wrócić do przeszłości, teraz poszedłby pan znowu?

Wiem, o co pani chodzi. Są dwie takie książki, jedna książka Normana Daviesa i druga książka profesora Ciechanowskiego. Moje zdanie jest takie, jakie reprezentuje profesor Jan Ciechanowski, uczestnik Powstania Warszawskiego, profesor historii na jednym z uniwersytetów brytyjskich.

  • Czyli?

Czyli pozytywnie się nie wypowiada o dowódcach Powstania i wywołaniu Powstania. Ale jak patrzeć na wszystkie powstania polskie, to w zasadzie jesteśmy entuzjastami klęsk wszelkiego rodzaju.

  • A jest to jakaś forma walki o niepodległość, o ojczyznę. Gdyby stanął pan przed takim wyborem, jak stanął wtedy to…

Jestem zwolennikiem polityki pozytywizmu. Jak byłem w Czechosłowacji, to Czesi z [okresu] wojny, to tak – w jednym miejscu pokazywali: „Tutaj był nasz żołnierz, który został ranny, tam był żołnierz, który uciekł gdzieś”. I tym się chwalą, a my się chwalimy tylko ludźmi zabitymi i stratą inteligencji, co najlepiej widać na cmentarzu powązkowskim.

  • W jakim sensie?

Cała inteligencja polska, która była w okresie okupacji, w tej chwili znajduje się na cmentarzu powązkowskim. Tak jak pani przejdzie po kwaterach, to wszystko są młodzi ludzie, zalążek naszych przyszłych inteligentów.




Warszawa, 22 marca 2010 roku
Rozmowę prowadziła Katarzyna Smyrska
Zdzisław Bobrowski Pseudonim: „Józef” Stopień: strzelec, kapral z cenzusem Formacja: Pułk „Baszta” Dzielnica: Mokotów Zobacz biogram

Zobacz także

Nasz newsletter